Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
boista droga sprawiła, że jechał wolno, a gdy zapadła ciem- ność, musiał zwolnić jeszcze bardziej. Zanim dotarł do miej- sca, które ongiś było budynkiem Randall Station, sklął się w duchu za to, że nie posłuchał instynktu i nie dopadł tego chłoptasia, w którym Jess była zakochana. Jednak parę metrów dalej światła jego samochodu wy- łowiły z mroku sylwetkę suva. W środku nie było nikogo. Lęk ścisnął go za gardło. Ze skupioną uwagą zawrócił jee- pa, żeby zaparkować. Wtem, w blasku świateł samochodu, dostrzegł drobną postać siedzącą na stopniu werandy. Jego obawy w jednej chwili zamieniły się we wściekłość. Wyłączył światła i wysiadł. - Gabe? - spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz? - Szukam cię, oto co robię. - Podniósł ją za łokieć. Wstała. - Co ty wyprawiasz? Co to za dziecinne zagrywki? - Dziecinne zagrywki? - Coś w niej pękło. Dłońmi zaciś- niętymi w pięści uderzyła go po ramionach. - Przyjechałam do jedynego miejsca, które było moim domem. %7łeby być bli- sko tych, którzy mnie kochali. Nie możesz mi tego zabronić. - Przestań. - Objął ją mocno, uniemożliwiając zadawanie ciosów. - Uspokój się, Jessie. Chciała mu się wyrwać, ale nie dała rady. - Ty draniu, ty nigdy nikogo nie kochałeś! - krzyczała. - Nie znasz uczucia, gdy się traci wszystko! - Zamarł, znieru- 69 S R Jej bohater 77 chomiał, ale ona, zapatrzona w siebie, niczego nie dostrzega- ła. - Nie położysz nawet kwiatka na ich grobie! - Zamilcz, nim powiesz za dużo! Jego przerażająco spokojny głos wygasił jej furię. Opano- wała się. - Dlaczego? - zaczęła innym już tonem. - Dlaczego nie chcesz usłyszeć prawdy? Puścił ją tak nagle, że omal nie straciła równowagi. - Co ty wiesz o prawdzie? - Jego słowa były niczym ostrze noża tnące powietrze. - Wiem, że twój ojciec zmienił nazwę Dumont Station na Angel Station, bo twoja matka kochała anioły, a on kochał ją. Wszyscy w Kowhai znają tę historię. Rzucił przekleństwem. - Taaak, wielki romans... Jego nonszalancki ton wzburzył ją, nie bardzo wiedzia- ła dlaczego. - To, że ty masz serce z kamienia, nie oznacza, że masz prawo kpić z ich miłości. - Ja mam prawo. - Po raz pierwszy podniósł głos. - Za- robiłem na nie. Zdziwiona siłą jego gniewu, zmarszczyła brwi i zapytała: - O czym ty mówisz? - Jej wzrok spoczął na jego bliznach. - Co twoje oparzenia mają wspólnego z twoimi rodzicami? - Bardzo dużo. - Przecież ten pożar to był nieszczęśliwy wypadek! W jednej sekundzie nastąpiła w nim zmiana. Jakby od- 70 S R dzielił się od niej niewidzialnym murem. Opuścił rękawy ko- szuli i ruchem głowy wskazał samochody. - Wsiadaj. - Gabe, co to wszystko znaczy? - Chwyciła go za ramię. Odsunął jej rękę i powiedział: - Pojadę pierwszy. Jedz za mną możliwie blisko. W ciem- ności jazda jest trudna. Nie było już po nim widać śladu gniewu sprzed paru chwil, ale wyczuwała napięcie, w jakim trwał. - Nie bądz taki - poprosiła. - Jestem twoją żoną, mam prawo znać twoją przeszłość. - Dlaczego wciąż mi przypominasz o prawach małżeń- skich? - zapytał. Jego oczy o zmroku były całkiem czarne. - Masz jedynie prawo wymagać ode mnie, bym dbał o dom i dziecko, które zgodziłaś się dla mnie urodzić. Jeśli masz w tej kwestii jakieś wątpliwości, jutro przedstawię ci rachun- ki. Wiedziała, że specjalnie tak mówi, by ukrócić jej cieka- wość, ale i tak bardzo ją to zabolało. Zastanawiała się, dla- czego aż tak. - Uważasz mnie za naciągaczkę? - Nie, Jess. Zawsze sądziłem, że postępujesz fair. Gdzież bym znalazł kobietę, która zgodziłaby się nie sterować mo- im życiem? - Otworzył drzwi jeepa. - Skoncentruj się więc na swoim zadaniu i dotrzymaniu umowy. Niczego więcej od ciebie nie chcę. 71 S R Tego wieczoru Jess, leżąc już w łóżku, czekała, że Gabe jak zwykle do niej przyjdzie. Lecz mijały godziny, a drzwi do sy- pialni nawet nie drgnęły. - Przestań się okłamywać - szepnęła do siebie. - Roz- mowa w łóżku nie jest twoją mocną stroną... - Kusiło ją, by odpowiedzialnością za wyłącznie seksualny charakter ich małżeństwa obarczyć jego, wiedziała jednak, że sama nie jest bez winy. Gdyby nie była taka skora do seksu, on nie żądał- by aż tyle. W przypływie frustracji odrzuciła prześcieradło, unio- sła ramiona i wsparła na nich głowę. Gabe był najwyrazniej wściekły o to, co powiedziała wieczorem. Ale do tej pory gniew nie studził jego zapałów. Musiało go to bardzo zabo- leć. Nie rozumiała dlaczego. Jeśli idzie o ten pożar, to uzna- no go za nieszczęśliwy wypadek. Jess przypomniała sobie też, kiedy po raz pierwszy wzmianka o miłości jego rodzi- ców wytrąciła go z równowagi. Od zawsze słyszała opowie- ści o ślubie Stephena Dumonta z Mary Hannah. Dumont był piętnaście lat starszy od żony, ale od pierwszego dnia byli nierozłączni i, jedno po drugim, urodziło im się czwo- ro dzieci. Dlaczego wspomnienie o tym budzi w Gabie taką złość? Przestań rozmyślać, Jess, zacznij działać, nakazywała sobie w duchu, narzucając szlafrok. Gabe sądzi, że zamknął jej usta, przypominając o regułach ich małżeństwa, ale ona nie da się zbyć. Musi poznać prawdę. W sypialni nie było nikogo. Domyślając się, że Gabe nie wrócił jeszcze ze swojego studia, zeszła na dół. Zwiatło do- 72 S R biegające spoza uchylonych drzwi potwierdziło jej domysły. Dotknęła klamki, chcąc otworzyć drzwi. Głos Gabea, to, co mówił, zaparło jej dech w piersi. - Ona nic o tym nie wie i niech tak zostanie. - I po chwili milczenia: - Moja żona to moja sprawa. - I po krótkiej chwi- li: - Nie, Sylvie nic nie powie. Już z nią rozmawiałem. Jess zatkała ręką usta, by powstrzymać krzyk. Gabe po- wierza tajemnice swojej byłej kochance? - To nie wchodzi w grę. Z Jess nie będzie problemu. Zaczęła się wycofywać. Chciała uciec od tych drzwi, starając się czynić to bezszelestnie. Boże, jaka była głupia! Nawet gdyby przedtem nie stawiała sprawy jasno, byłoby oczywiste, że łączy ich tylko konwenans. %7łona, przyszła matka jego dziecka nic w jego życiu nie znaczy. Z Jess nie będzie problemu". Zaświtało jej w głowie, że on jeszcze tego pożałuje... Chciał tylko, by dotrzymała umowy. Dla- czego przyjęła to do wiadomości? Ta myśl dręczyła ją, gdy zmierzała w stronę studia. Gdy zapaliła światło i zamknę- ła drzwi, nadal nie pozwoliła sobie na płacz, choć jej serce pękało z bólu, gdy sobie uzmysłowiła, że Gabe zwierzał się Sylvie. Nie, lepiej o tym nie myśleć. To upokorzenie załamało ją, zburzyło marzenia, które podświadomie zaczęła snuć. Jedyne, co jej teraz pozostało, to trwać w tym małżeństwie, a własne emocje ukryć tak głę- boko, by nikt się niczego nie domyślił. Sięgnęła po pędzel i niemal automatycznie kładła koń- cowe akcenty na portrecie Damona. Mijały minuty. Skupio- 73 S R na nad pracą usłyszała raptem skrzypnięcie drzwi i kroki Gabea. - Myślałem, że śpisz. Nie zasłoniła portretu, gdy podszedł i stanął obok niej. - Skończyłam - oznajmiła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|