Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ło mu się, że minęły co najmniej trzy miesiące. Trzy lata. Cała wieczność. Bon Dieu, co ta dziewczyna z nim zrobiła? Zajęła wszystkie jego myśli i nawiedziła sny. Pragnął jej aż do bólu, chorobliwie, a uleczyć go mogła tylko ona sama, nic poza tym. Tak więc starał się ją widywać, ilekroć tylko to było możliwe. Co rano krzątał się przed sklepem, gdy ulicą przejeżdżał powóz, którym jechała do Domu. Co wieczór ob- serwował jej powrót. Raz czy dwa wybrał się nawet wieczorem do tawerny tylko po to, by minąć Clarę na ulicy i sprawdzić, jak bardzo jest zdecydowana, by trzymać się od niego z daleka. Clara ledwo zaszczycała go spojrzeniem. Tego dnia postanowił jednak, że uzyska od niej znacznie więcej, przybywał z misją i jej upór nie mógł go powstrzymać. Wieczorem czekała go bowiem przeprawa ze Specterem, który wysłał mu wiado- mość, że ma czekać na instrukcje w sklepie o ósmej. Zostało mu zatem mniej niż dwa- naście godzin do najbardziej niebezpiecznego spotkania w życiu, i chciał z nią przed- tem spędzić trochę czasu. W końcu, na Boga, chyba sobie na to zasłużył. Przez trzy dni trzymał się jej zasad. Teraz mogła mu chyba poświęcić kilka godzin. Dochodził już do Domu, gdy zobaczył na schodach dwójkę chichoczących dzieci. Na jego widok prze- stały się śmiać. Chłopiec spochmurniał, dziewczynka zbladła. Morgan uchylił przed nimi kapelusza i ruszył po schodach na górę, ale chłopczyk zastąpił mu drogę. Pan się tam wybiera? spytał, wskazując głową wejście. Chciałbym. Jeśli zejdziesz mi z drogi. Dobrze. Ale może pan nie mówić, że widział mnie pan z Mary? Morgan zerknął na dziewczynkę, która przyglądała mu się ciekawie. Dlaczego? Bo jak się lady Clara dowie, że jesteśmy tutaj, każe nam wracać. No i będziemy musieli się męczyć z Winterem. Z Winterem? powtórzył Morgan, który nie miał pojęcia, o co im chodzi. Z lordem Winterem, głuptasie poprawił dziewczynkę David. Nie Winterem. Niech cię gęś kopnie, czy ty naprawdę się na niczym nie znasz? 185 Lord Winter? Może oni mieli na myśli Winthorpa? Nie mogło być inaczej. Fakt, że ten żałosny idiota spędza czas z Clarą zbił Morgana z tropu. Co lord Winter tu robi? spytał. David wsunął kciuki do kieszeni spodni. Przychodzi tu od trzech dni. Mówi, że chce pomóc, ale chyba po prostu przy- chodzi dla lady Clary, bo jak jej nie ma, od razu znika. Rozumiem. A co robi teraz? Ma nam czytać, kiedy lady Clara pracuje w gabinecie. Ale on okropnie czyta Mary znacząco przewróciła oczami. Nie przynosi żad- nych bajek, tylko... jak to się nazywa, David? Kazania. David skrzywił się z niesmakiem, a włosy opadły mu na oczy. To gorsze niż Biblia, którą pani Carter czyta wieczorem. Przynajmniej trzy opowieści. Ale one są ciekawsze niż te wszystkie: rób to, nie rób tamtego... I jeszcze nam każe uczyć się ich na pamięć powiedziała Mary z nadąsaną minką, posyłając Morganowi spojrzenie pełne nadziei. A pan przyniósł jakieś bajki? Morgan z trudem ukrył uśmiech. Nie dzisiaj. Przyszedłem tylko porozmawiać z lady Clarą. A może mógłby pan zabrać ze sobą lorda Wintera, jak pan będzie wychodził? spytał David. Lady Clara na pewno by wolała, żeby został. Mary pokręciła głową tak mocno, że aż podskoczyły jej kucyki. Chyba nie. Pierwszego dnia zrobił tu straszną awanturę i od tego czasu lady Clara bardzo się dąsa. A ja poznaję, kiedy jest zła, ma wtedy taką minę, jakby ktoś jej wbił szpilkę w pupę. I za każdym razem jak lord Winter tu wchodzi, lady Clara odwra- ca się i wychodzi z tą szpilką. Ale ja bym wolała, żeby to jego ktoś ukłuł. Morgan bardzo chętnie by spełnił jej prośbę, ale musiał unikać lorda Wintera , który nazwałby go kapitanem Blakely i zniszczył z takim trudem budowany wizerunek pasera. Miał jednak już zdecydowanie dość tego podwójnego życia. Z utęsknieniem czekał na powrót do normalności. O czym chciał pan porozmawiać z lady Clarą? dopytywał się chłopiec. Mam nadzieję, że ją pan pocieszy wtrąciła Mary. Bo jak lady Clara jest smutna, wszystko jest zupełnie inne. Była smutna? Morgan poczuł niemiły ucisk w żołądku. Nie chciał wierzyć, że Clara za nim nie tę- skni, ale z drugiej strony nie było jego intencją, by cierpiała. Sacrebleu! Ta kobieta na- prawdę wywróciła jego życie do góry nogami. Ona ma rację. David posłał Mary ostrzegawcze spojrzenie. Co pan w ogóle wie o lady Clarze? To pan jest tym kapitanem, przyjacielem Johnny'ego? Tak. W takim razie lepiej niech pan już idzie. Lady Clara zedrze z pana skórę, jak zobaczy, że pan z nami rozmawia. Przecież wie, że pan jest paserem. 186 Może macie rację. Ale muszę pomówić z nią na osobności o czymś bardzo waż- nym. Dlatego proponuję wam układ: ja nie powiem, że się tu czaicie... Wcale się nie czaimy zaprotestowała Mary. ...jeśli wy mi powiecie, jak się z nią spotkać, tak żeby nie zobaczyły mnie inne dzieci. Jak sądzicie, to możliwe? David zamyślił się głęboko. Jak się siedzi na schodach, to wcale nie znaczy, że ktoś się czai mruczała ob- rażona Mary. Możemy wejść do środka tylnymi drzwiami, schody prowadzą stamtąd prosto do gabinetu lady Clary. Nikt pana nie zobaczy, jeżeli będę uważał na Peg i panią Car- ter. W takim razie prowadz. Dostaniesz gwineę, jeśli ci się uda. Gwineę! wykrzyknęła Mary, zapominając o wszelkich urazach. Mogę ci po- móc? Morgan wahał się chwilę. Tobie też dam gwineę, jeśli coś dla mnie zrobisz. Ale boję się, że to ci się nie spodoba. Patrzył na nią przez chwilę krytycznie. Nie, chyba nie dasz rady. Zwłasz- cza że tak bardzo nie lubisz lorda... Wintera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|