Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cie na tafli czarnego szkła. Ziemia zatrzęsła się od potężnego grzmotu, który przetoczył się echem po górskiej okolicy. Natychmiast zerwał się tak gwałtowny wiatr, że Kristin przez chwilę mocowała się z drzwiami, zanim zdołała je zamknąć. Przywołała też na pomoc całą swoją godność i od wróciła się do Zacharego. - To nieludzkie zostawiać te biedne konie na pastwę ta kiej burzy. Tym razem Zachary nie przestał jeść. I nie przejmując się tonem Kristin, odpowiedział z pełnymi ustami. - Nic im nie będzie. Są w zadaszonej przybudówce. Znów ogłuszająco zagrzmiało, a ze szpar w dachu chaty posypały się drobne paprochy. Zachary odruchowo zasłonił dłonią swoją puszkę z jedzeniem. Kristin nie zdążyła tego zrobić i odstawiła ją z głośnym stuknięciem. Całkiem straciła apetyt. - Aadny mi ratunek - syknęła rozdrażniona. Zachary posłał jej złe spojrzenie. - Nie zaczynaj - powiedział ostrzegawczym tonem. - Przyjazd do Kabrizu i te wszystkie starania, aby ratować twoją skórę, nie znajdowały się na początku mojej listy prio rytetów. - A co na niej było? - Wino, kobiety i śpiew - odparł, przełknąwszy kęs. Z niezrozumiałych dla niej powodów zrobiło się jej przykro. - Muszę się wykąpać - oznajmiła, aby coś powiedzieć. - Trudna sprawa. Kristin wypatrzyła w ciemnawym kącie starą misę, która mogła posłużyć jako miednica. Wlała do niej trochę grzejącej się na piecyku wody i wytarła rękawem koszuli. Następnie pogrzebała w plecaku i wyjęła z niego kostkę mydła. - Może zechciałbyś wyjść na zewnątrz... Kolejny silny grzmot sprawił, że ściany chatki zadygotały, a o cienki dach zabębniły strugi ulewnego deszczu. - Ani myślę gdziekolwiek iść - stanowczo oświadczył Zachary. Kristin już żyła wizją kąpieli i nie zamierzała z niej zre zygnować. Kto wie, kiedy nadarzy się kolejna okazja? - Zachary, proszę. - Odwrócę się plecami - obiecał, kończąc posiłek. Rzucił pustą puszkę w kąt, gdzie zagrzechotała wśród innych, już zardzewiałych, zostawionych przez różnych wędrowców. - Nie ufam ci. - Lepiej zacznij. Od tego zależy twoje życie. - Uśmiech nął się szeroko i sięgnął do plecaka po mydło i szmatkę do mycia. - No dobrze, wygrałaś. Wezmę prysznic pod gołym niebem. Albo skończysz się kąpać do mojego powrotu, albo nie. Dla mnie to bez różnicy. - Nie waż się tu wchodzić, dopóki się nie ubiorę. Uniósł brwi i zatrzymał się z ręką na drewnianym skoblu. - A jeśli wejdę? - Gorzko tego pożałujesz. Poskarżę się na ciebie twoim zwierzchnikom - odparła, brawurowo blefując. Zachary parsknął śmiechem i zaczął się rozbierać. Bez żenady rzucał kolejne części garderoby na przykryte ko cem skóry. Kristin przez chwilę patrzyła na niego jak zacza rowana. Gdy był prawie nagi, pośpiesznie spojrzała w inną stronę. Zachary znów się roześmiał i wyszedł na zewnątrz, prosto w deszcz. Kristin dosłownie zdarła z siebie brudną odzież. Następ nie napełniła drewnianą misę wodą ze stojącego na piecyku czajnika i szybko umyła się od stóp do głów, z włosami włą cznie. Wiedziała, że Zachary ma w swoim plecaku czystą bieliznę. Właśnie wyciągała z niego podkoszulek, gdy owio nęło ją chłodne, wilgotne powietrze. Jej sutki stwardniały i uwypukliły się - nie tylko z powo du zimna, lecz również dlatego, że Zachary na pewno na nią patrzył. Natychmiast pojawiła się gęsia skórka. Kristin błyskawicznie wciągnęła przez głowę oliwkowy podkoszulek i odwróciła się, aby spojrzeć na Zacharego. Z przerażeniem stwierdziła, że jest nagi. Przełknęła ślinę i umknęła wzrokiem w bok. - Mogłeś zapukać. - A ty mogłaś spytać, czy pożyczę ci ten podkoszulek - od parł z filozoficznym spokojem. - Jesteśmy kwita. Kątem oka dostrzegła błysk ciała, gdy Zachary się schylał, aby wyjąć z plecaka drugi podkoszulek i trykotowe szorty. Kristin z rozpaczą zauważyła, że są obcisłe. Wolałaby wi dzieć Zacharego w czymś luznym. Mocno zacisnęła powieki. Po chwili usłyszała, że Zachary spina suwakiem oba śpi wory. Gdy krzątał się, rozkładając je na skórach, wlepiła spojrzenie w opalone, pachnące mydłem ciało. Przypuszcza ła, że na razie jest chłodne po deszczowym prysznicu... - Pewnie nie zabrałeś kart do gry. - Rozpaczliwie szuka ła wymówki, pozwalającej odsunąć na pózniej koniecz ność pójścia spać. Nadal czuła na ustach smak pocałun- ku, którym obdarzył ją Zachary, gdy tutaj dotarli. Na myśl o tej pieszczocie poczuła, że robi się jej gorąco, a serce za czyna bić szybciej. Gdyby teraz oboje znalezli siew jednym śpiworze, mogłoby się stać Bóg wie co. Dobrze o tym wie działa. Zachary uśmiechnął się i wsunął rękę do plecaka. - Zadowolona? - spytał, wyciągając podniszczoną talię kart. - Co tam jeszcze masz ciekawego? - Nie wiesz? Przecież grzebałaś w moich rzeczach, szukając nocnej koszuli. - Zachary zręcznie potasował karty. - Właściwie mógłbym nalegać, żebyś oddała ten ciuch. Podkoszulek był czysty, lecz mimo to pachniał Zacharym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|