Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myśli o Calhounie. Mieszkanie, które obejrzały jako pierwsze, nie podobało się Misty, gdyż miało tylko jedną sypialnię. Potrzebuję prywatności, tłumaczyła. Abby szybko domyśliła się, do czego owa prywatność miałaby być potrzebna. Sama również nie była zachwycona tym miejscem, znajdowało się bowiem w samym centrum miasta, a z okien był brzydki widok. Za to drugie mieszkanie od razu przypadło jej do gustu. Przeznaczony do wynajęcia pokój zajmował pierwsze piętro wolno stojącego domu, którego właścicielką była sympatyczna starsza pani o nazwisku Simpson. Kobieta towarzyszyła im podczas oglądania mieszkanka i widać było, że lubi rozmawiać z ludzmi. To zaś od razu zniechęciło Misty, która orzekła, że nie będzie mieszkała u żadnej wścibskiej baby. Dla Abby było to wyraznym sygnałem, że jej koleżanka zamierza prowadzić intensywne życie towarzyskie, na co ona z kolei nie miała ochoty. Imprezy urządzane przez Misty na pewno nie spodobałyby się Ballengerom, a przecież Abby nie mogła, i nie chciała, wykreślić ich ze swojego życia. - Chciałabym wynająć to mieszkanie - powiedziała pani Simpson, gdy zostały same. - Oczywiście jeśli nie przeszkadza pani, że będzie pani miała jedną lokatorkę zamiast dwóch. I jeśli może pani trochę poczekać, bo będę mogła się tu wprowadzić dopiero za kilka tygodni. Pani Simpson była rada z takiego obrotu sprawy. - Bardzo się cieszę, że się pani zdecydowała - szepnęła do Abby, korzystając z tego, że Misty jeszcze nie zeszła z góry. - Pani koleżanka też jest bardzo miła, ale ja, rozumie pani, jestem trochę staroświecka... - Ja również - uspokoiła ją Abby, kładąc palec na ustach, gdyż na schodach rozległy się kroki Misty. - Przykro nam, ale raczej się nie zdecydujemy - oznajmiła jej rezolutna przyjaciółka. - Chyba znalazłam rozwiązanie, które zadowoli nas obie. - Abby starała się mówić bardzo oględnie. - Bardzo podoba mi się to mieszkanie, więc je wynajmę. Sama. Ty możesz zamieszkać w tym, które oglądałyśmy wcześniej. W ten sposób każda z nas zachowa prywatność. - Czemu nie... - Misty przyjrzała jej się podejrzliwie. - Ale dopiero co sama mówiłaś, że chcesz ze mną mieszkać... - Zaraz ci wszystko wytłumaczę - obiecała Abby, która najpierw chciała umówić się z panią Simpson na telefon w sprawie szczegółów przeprowadzki. Kiedy szły do samochodu, Abby wyjaśniła powody swojej decyzji. - Ty będziesz zapraszała do domu kolegów - tłumaczyła - a ja będę miała z tego powodu kłopoty. Sama wiesz, jacy są Calhoun i Justin. Chyba nie chcesz, żeby ciągle siedzieli nam na głowie. - Nie żartuj? Nie mam nic przeciwko Calhounowi, wręcz przeciwnie - przyznała się Misty. - Ale Justin odpada. W życiu nie spotkałam większego ponuraka. Abby nawet nie próbowała jej tłumaczyć, jak bardzo myli się co do Justina. Misty zaproponowała, by wstąpiły gdzieś na kawę. Kiedy wysiadały z samochodu przed bankiem, zza rogu wyszli Tyler i Shelby, oboje wyraznie czymś zasmuceni. - Co słychać? - zagadnęła ich Abby. - Lepiej nie pytaj - westchnęła ciężko Shelby, uśmiechając się z wyraznym przymusem. Ilekroć Abby spotykała Shelby Jacobs, nie mogła się nadziwić jej oryginalnej urodzie. Dziewczyna o takim wyglądzie mogła zostać wziętą modelką, jednak jej rodzice nie chcieli nawet o tym słyszeć. Nie wyobrażali sobie, żeby ich jedyna córka zarabiała pieniądze na wybiegu. Tyler był trochę podobny do siostry. Tak samo jak ona wysoki i smukły, miał równie ciemne włosy i zielone oczy. Gdy jednak ona była skończoną pięknością, jego z trudem można było nazwać przystojnym. W jego wyglądzie było coś drapieżnego, co jednak nie odstraszało kobiet. Wręcz przeciwnie, Tyler cieszył się dużym powodzeniem. - Cześć, dziewczyny! - uśmiechnął się do nich. - Misty, wyglądasz wspaniale, jak zawsze. Co was sprowadza do miasta? - zainteresował się. - Oglądałyśmy mieszkania do wynajęcia. I nawet coś znalazłyśmy, tyle że każda oddzielnie - wyjaśniła Abby. - W takim razie chodzmy razem na kawę - zaproponowała Shelby. - Mojemu bratu przyda się dobre towarzystwo. Trzeba go trochę podnieść na duchu. Od wczoraj spada na niego cios za ciosem. - Naprawdę? Tak mi przykro! - zasmuciła się Abby. - Mogę wam jakoś pomóc? - Jesteś naprawdę słodka. - Tyler dotknął lekko jej włosów. - Jak ci poszło z Calhounem? Wiesz, tej nocy, gdy zabrał cię z baru? - Cóż, musiałam wysłuchać kolejnego wykładu... - Oj, ty to masz diabła za skórą! - roześmiała się Shelby, gdy siadali do stolika. - Ja tylko chciałam zobaczyć, jak żyją normalni ludzie - tłumaczyła Abby. - A ja jej w tym skutecznie pomogłam - pochwaliła się Misty. - I tak uważam, że miałyśmy sporo szczęścia. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby przyłapał nas Justin? Mimo wszystko Calhoun ma w sobie więcej luzu. - Jakoś nie zauważyłam - powiedziała Abby cierpko. Na wzmiankę o Justinie Shelby wyraznie posmutniała. - A właśnie, co u niego słychać? - zapytał Tyler tak zdawkowo, że aż zabrzmiało to nienaturalnie. - Nic specjalnego. Dom i praca, praca i dom - odparła Abby. - Co za fascynujące życie! - ziewnęła Misty. - Myślę, że Justin jest bardzo samotny - dodała Abby z rozmysłem. - Nigdzie nie chodzi, z nikim się nie spotyka. - Znam kogoś, kto wybrał podobny styl życia - odezwał się Tyler, spoglądając surowo na siostrę. Abby zauważyła, że Shelby czuje się bardzo niezręcznie, więc zmieniła szybko temat, pytając Tylera o hodowlę koni. - Jak idą interesy? - Fatalnie - westchnął. - W tym miesiącu nie mam nawet na spłatę kolejnej raty kredytu, więc będę musiał sprzedać Geronima. - Och nie! Przecież to twój ulubieniec. Tyler, nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro! - Abby była szczerze przejęta kłopotami sąsiadów. - Niestety, bez tego nie damy rady pospłacać długów zaciągniętych przez ojca - oznajmiła Shelby matowym głosem. - Ja też bardzo lubię tego konia i trudno mi będzie rozstać się z nim na zawsze. Abby, a może ty chciałabyś go kupić? - Cóż, sama niewiele mogę - przyznała - ale obiecuję, że porozmawiam z Justinem. Jeśli wyrazi zgodę, na pewno kupię od was Geronima. - Dzięki za dobre chęci, ale obawiam się, że to nie jest najlepszy pomysł. - Shelby odwróciła od niej wzrok. - Moja siostra ma rację. Znajdziemy kupca przez zawodowego pośrednika - wyjaśnił Tyler. - Choć z drugiej strony wolałbym sprzedać tego konia komuś, kogo znam. Rozmowa urwała się i przez chwilę siedzieli w milczeniu. Wpadające przez szybę promienie słońca oświetliły krótko obcięte, ciemne włosy Shelby i rozświetliły jej zielone oczy. Abby próbowała zrozumieć, jakim cudem ta piękna kobieta zakochała się w tak mało pociągającym człowieku jak Justin. Ale zaraz przypomniała sobie, jak miry był Justin wobec niej, jak w ostatnich tygodniach bardzo jej pomógł, wspierał ją podczas konfliktów z Calhounem i okazywał wiele serca. Jeśli Shelby poznała go od tej strony, nic dziwnego, że nie mogła o nim zapomnieć. To jednak prawda, że od miłości tylko krok do nienawiści, pomyślała ze smutkiem. - Na nas już czas - rzekła Shelby, zbierając się do wyjścia. - Jeszcze dziś musimy skontaktować się z naszym prawnikiem w sprawie sprzedaży akcji. Wiesz, Abby, że chętnie spotkałabym się z tobą na dłużej, ale nie sądzę, żeby Justin się na to zgodził. - Nie znam drugiego równie zawziętego człowieka - zirytował się Tyler. - Jak można gniewać się na kogoś tak długo? Na dodatek bez powodu! - Proszę cię, przestań. - Shelby położyła smukłą dłoń na dłoni brata. - Stawiasz Abby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|