image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sytuacji?
Przelecieli nad dziobem żaglowca i zostawili go w tyle. St. Ives po raz
ostatni opuścił spiralę, by dokonać jeszcze jednego pomiaru. Tym razem
zaobserwowali pewne odchylenia - wskazówka aparatu wykonała dość nagły
obrót. Przez ten czas oddalali się od łodzi Parsonsa w kierunku południowo-
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 79
wschodnim.
Byli już dwieście metrów od jej lewej burty, kiedy balon szarpnął,
rzucając profesora i Hasbro o ścianę kosza, który przechylił się niebezpiecznie,
omal nie wyrzucając ich do wody. Hasbro, myśląc, że to lina kotwiczna
zahaczyła o coś, zaciekle usiłował ją przeciąć. St. Ives zaś nie wypuszczał z
rąk pręta ani miernika, który w końcu eksplodował mu w rękach. Tak,
eksplodował - to najlepsze słowo; wskazówka wirowała jak szalona, aż w
końcu skręciła się na amen.
St. Ives wypuścił aparat, który natychmiast runął do wody. Liny balonu
napięły się, lecz próba poderwania gondoli ku górze nie zdała się na nic; jakaś
niewidzialna siła ciągnęła kosz w przeciwnym kierunku, więc tylko wirował i
podskakiwał bezładnie, jakby toczył bój z jakimś niewidzialnym okrętem.
Załoga żaglowca, łącznie z Parsonsem, wyległa na pokład, obserwując
oszalały balon i dwóch uczepionych go bezradnie mężczyzn. Musiało to
wyglądać, jakby powłokę balonu rozrywały dwie przeciwstawne moce, co w
pewnym sensie było prawdą - to potężne siły magnetyzmu i ogrzanego
powietrza ciągnęły każda w swoją stronę. Najlepszym dowodem tego był
zrujnowany miernik. Wyglądało na to, że St. Ives odnalazł zatopioną maszynę
i wzmocnione żelaznymi okuciami dno gondoli znalazło się w jej
elektromagnetycznym potrzasku. Przy odgłosie rozrywanego płótna i
pękających lin kosz runął w dół i o mało co nie został wciągnięty pod wodę.
Obaj pasażerowie musieli płynąć co sił, by wyjść z tego cało - St. Ives i Hasbro
młócili rękami zimną wodę, zmierzając ku dość oddalonej łodzi. W tym czasie
gwozdzie same wyskoczyły z obcasów ich butów, a profesor czym prędzej
wyłowił z kieszeni scyzoryk i sprezentował go maszynie, by ocalić swe
spodnie. W końcu, gdy oddalili się już od pękających lin i podskakującej na
wodzie powłoki balonu, odwrócili się, by popatrzeć.
Przez chwilę ich kosz utrzymywał się na powierzchni, ale nagłe
szarpnięcie wciągnęło go pod wodę. Tkwił tak, zawieszony tuż pod
powierzchnią. Wciąż uwiązany do kosza balon leżał płasko na falach, unosząc
się i opadając w ich rytmie. Napierające od wewnątrz gazy rozrywały szwy
wydając odgłosy przypominające wystrzały z karabinu, a gorące powietrze
ulatywało z sykiem do atmosfery, jakby jakiś olbrzym deptał nieszczęsną
powłokę balonu.
W ciągu kilku minut zapadnięty balon podążył w ślad za gondolą, jak
spłoszona kałamarnica, by nie ukazać się nigdy więcej. St. Ives i Hasbro
płynęli dalej, nie wierząc jeszcze w swoje szczęście. Gdyby żaglowiec nie
wysłał po nich łódki, utonęliby niechybnie. Sam Parsons nie miał co do tego
wątpliwości i powitał ich na pokładzie nie żałując kąśliwych uwag.
- To ci dopiero był pokaz! - zwrócił się do St. Ivesa, który człapał ku
frontowej kabinie. - Nie przypominam sobie równie odkrywczej metody
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 80
badań. Mam nadzieję, że sporządził pan dokładne notatki. Na pańskiej twarzy
nawet z tej odległości widziałem wyraz naukowego olśnienia. Gdybym był
malarzem, uwieczniłbym ten widok dla pana... - pokpiwał Parsons w tym stylu,
chichocząc zza obfitej brody. Opuściwszy zaznaczony czerwonymi bojami
rejon, skierowali się ku Dover.
W tym czasie, kiedy oni unosili się nad cieśniną, ja również byłem w
powietrzu; zmierzając do Sterne Bay, spoglądałem ze sterowca na szarą
powierzchnię morza pode mną, czując się panem swojego losu. Jeszcze w
Norwegii sprawa chłodni przestała być dla mnie tajemnicą. Minęło jednak
trochę czasu od mojego spotkania z kapitanem Bowkerem i wiele mogło się od
tej pory wydarzyć. Mogę tam nawet nikogo nie zastać, zwłaszcza że lód może
być już teraz niepotrzebny. Z drugiej strony mogę dość łatwo znalezć sposób,
by zrobić, co do mnie należy.
W  Koronie dowiedziałem się, że profesor i Hasbro jeszcze nie wrócili
ze swej balonowej eskapady. Parsonsa również nie było. Zmartwił mnie taki
obrót sprawy; nawet towarzystwo sekretarza byłoby lepsze niż samotność.
Usiadłem na skraju łóżka. Miałem do wyboru - pójść na piwko lub uciąć sobie
drzemkę. Z jednej strony nie chciałem uciekać w sen przed obowiązkami; z
drugiej - picie i sen to, żałosny co prawda, substytut towarzystwa. Gdy tak
siedziałem, przypomniało mi się niedawne pukanie do drzwi; zdałem sobie
sprawę, że może mi się przyśnić dalszy ciąg tej koszmarnej historii. Kto mi
zagwarantuje, że drzwi nie uchylą się bezszelestnie i jakaś piekielna
konstrukcja nie wtoczy się, niby melon z syczącym lontem, na środek pokoju...
Nie, drzemka nie wchodzi w rachubę. W takim razie co robić? Mogłem
pójść do chłodni, ale w roli Abnera Benbowa nie miałem szans. Przebranie?
Może peruka i sztuczny nos coś by dały, ale zarzuciłem ten pomysł, bo czegoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl