Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Skąd pan to wie? Szybko opowiedział jej o napromieniowaniu i pokazał detektor Gamma-Scout. - Zlad pani ojca przyprowadził nas tutaj, a skoro mam taki silny odczyt, oznacza to, że spędził sporo czasu przy tym eksponacie. Elizabeth pobladła, słysząc o cierpieniach ojca. Mimo to wskazała ręką na ścianę. - Tam jest latarka. Chociaż wygląda na pełny, to w środku jest wydrążony. W zasadzie jest granitową rzezbioną misą odwróconą do góry nogami. - Wskazała na dziurę w szczycie kamienia. Gray zrozumiał. Jej ojciec mógł łatwo coś wrzucić do środka. Wziął latarkę od Kowalskiego, oparł się o kamień i skierował promień światła do jego wnętrza. Zobaczył deski palety. Przesunął światło latarki i po jednej stronie zobaczył coś ciekawego. Wyglądało to jak oszlifowany kamień wielkości melona. - Nie mam pojęcia, co to jest - mruknął i wyprostował się. - Musimy podnieść kamień. - Jest ciężki - ostrzegła Elizabeth. - Sześciu ludzi wyciągało go ze skrzyni. Wśród narzędzi na zapleczu jest łom. Może uda nam się go lekko dzwignąć. Tylko musimy być ostrożni. - Przyniosę go - zaoferował się Kowalski. Gdy odszedł, na biurku Elizabeth zadzwonił telefon. Przeszła przez salę i sprawdziła na wyświetlaczu, kto dzwoni. - To ochrona. - Spojrzała na zegarek, potem na Graya. - Już po godzinie zamknięcia. Pewnie sprawdzają, jak długo jeszcze zostanę. - Proszę im powiedzieć, że przynajmniej z godzinę. Kiwnęła głową i podniosła słuchawkę. Jej oczy rozszerzyły się z wrażenia. - Rozumiem. Zaraz wychodzimy. - Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Graya: - Ktoś zadzwonił i poinformował o podłożeniu bomby w muzeum. Ewakuują cały budynek. Pierce nic nie odpowiedział. Zdał sobie sprawę z tego, że taka grozba, szczególnie teraz, nie była zbiegiem okoliczności. - Ktoś wie - wycedził. - Po dzisiejszych strzałach na promenadzie nikt nie zlekceważy zagrożenia bombą. To doskonała przykrywka, żeby przeszukać cały budynek. Odwrócił się i dalej przyglądał omfalosowi. Czas skończyć z delikatnością. Kowalski też to zrozumiał. Wrócił z zaplecza. - Słyszałem - powiedział. Zamiast łomu przyniósł olbrzymi młot kowalski. - Odsuńcie się. - Nie! - krzyknęła Elizabeth. Kowalski najwyrazniej nie wiedział, co to znaczy nie. Szybko podszedł do kamienia, uniósł młot nad głowę i opuścił z pełnym impetem. Elizabeth aż zatkało z przerażenia. Ale zamiast uderzyć w antyczny kamień, młot opadł na deski palet, na których stal omfalos. Drewno rozprysło się na boki. Kowalski ponownie uniósł młot i opuścił go, łamiąc kilka desek po tej samej stronie palety. Połowa artefaktu nie miała już żadnego podparcia, więc omfalos zaczął przechylać się na zmiażdżoną stronę palety, aż obrócił się do góry nogami, miażdżąc przy tym kolejne deski. Na szczęście sam pozostał nieuszkodzony. Kowalski zarzucił młot na plecy. Elizabeth patrzyła na niego z mieszaniną przerażenia i podziwu. Gray przyklęknął przy palecie. Przedmiot ukryty pod omfa-losem był teraz doskonale widoczny. To nie był oszlifowany kamień. Przytknął do niego licznik. Odczyt był spory, ale nie większy niż przy lornetce, którą znalezli wcześniej. Komandor podniósł przedmiot i wstał. Elizabeth zrobiła krok do tyłu, gdy się prostował. Kowalski zmrużył oczy. - Czaszka? I o nią tyle krzyku? Gray przyjrzał się jej z bliska. Czaszka była mała i brakowało jej żuchwy. W wystającej górnej szczęce wyróżniały się duże kły. - Nie jest ludzka. Sądząc po wielkości i kształcie, powiedziałbym, że małpia, najprawdopodobniej szympansia. - Zwietnie. Znowu małpy. - Skrzywił się Kowalski. Gray wiedział, że niechęć ochroniarza do małp zrodziła się podczas poprzedniej misji. Nigdy jednak nie udało mu się wycisnąć z niego prawdy o tej przygodzie. - Co jest przyczepione do czaszki? - Elizabeth wskazała palcem. Trudno było to pominąć przy oględzinach. Do kości skroniowej, tuż nad kanałem usznym, była przyczepiona jakaś kostka z nierdzewnej stali. - Nie mam pojęcia - odparł Gray. - Może to aparat słuchowy. Pewnie jeden z tych implantów ślimakowych. - Implant u małpy? - zapytał zdziwiony Kowalski. Pierce wzruszył ramionami. - Zbadamy to pózniej. - Po co mój ojciec przyniósł to tutaj? Pierce pokręcił głową. - Nie wiem. Ale ktoś chciał go przed tym powstrzymać. I ten ktoś chce to odzyskać. - To co teraz robimy? - Musimy stąd zwiewać. Zanim ktokolwiek dowie się, że to znalezliśmy. Gray zbadał resztę palety, na wypadek gdyby profesor coś jeszcze zostawił. Na przykład karteczkę z informacją wyjaśniającą tajemnicę. Zawsze trzeba mieć nadzieję, pomyślał. Skierował strumień światła latarki na wydrążoną przestrzeń przewróconego do góry nogami omfalosa. Nic nie znalazł. Gdy omiatał światłem ściany kamienia, jego wzrok natrafił na coś ciekawego. Wyglądało to jak nacięcie w powierzchni - zaczynało się na krawędzi i ciągnęło spiralnie w stronę dziury. Zbadał szczelinę palcem i zrozumiał, że jest to pojedyncza linia pochyłego pisma. Pochylił się i zaczął je oglądać. Elizabeth spostrzegła jego zainteresowanie. - To sanskryt. - Ale co sanskrycki napis robi na wnętrzu...? Rozważania przerwał im Kowalski. - A co to, do licha, ma za znaczenie? - Wskazał kciukiem na drzwi. - Pamiętacie o zagrożeniu bombowym? Nie powinniśmy przypadkiem zabierać stąd tyłków? Gray się wyprostował. Ochroniarz miał rację. Stracili już sporo czasu. Przeszukiwanie budynku prawdopodobnie już... Przytłumiony krzyk dobiegł z korytarza. Kowalski wywrócił oczami, jakby chciał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|