image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ból w piersi chłopca urósł do nieznośnego poziomu. Promieniował teraz z jednego
miejsca, z lewej strony klatki piersiowej, spod żeber. Próbował zawołać ojca, ale jego słaby
głos tonął w skowycie tartacznej piły.
Umieram, uświadomił sobie chłopiec. Umieram na progu warsztatu mojego ojca, w lasach
Pryze County, z zapachem drewna nal w nozdrzach, skowytem piły w uszach i potwornym
kłuciem w piersiach...
a
Colm Corbec otworzył oczy i dodał sobie trzydzieści pięć lat. Nie był już chłopcem, tylko
podstarzałym żołnierzem o bardzo poważnej ranie i wyjątkowo nieciekawej sytuacji.
Ktoś rozebrał go do pasa, chociaż resztki podartego podkoszulka wciąż oplatały
muskularne barki pułkownika. Jeden but zniknął bez śladu. Gdzie się podział cały ekwipunek
i przenośny zestaw łączności, Colm nie miał najmniejszego pojęcia.
Ciało Ducha pokrywała warstwa zakrzepłej krwi, wielkie siniaki i zadrapania. Próbował
podnieść się z miejsca i z miejsca poraziła go fala silnego bólu. Lewa strona klatki piersiowej
przypominała wołową tuszę, groteskowo wręcz purpurową wokół oparzeliny spowodowanej
postrzałem z lasera.
- Nnie się pan nie rusza, szefie  powiedział czyjś głos.
28
Corbec przekręcił głowę i ujrzał siedzącego obok Yaela. Młody Tanithijczyk był
śmiertelnie blady; siedział oparty plecami o ceglaną ścianę. On też okazał się rozebrany do
spodni, skórę jego torsu pokrywała zaschnięta krew.
Pułkownik potoczył wkoło wzrokiem. Znajdował się w pustym, od dawna nie używanym
kominku rozległego pokoju. Na ścianach pomieszczenia wciąż wisiały resztki zdewastowanej
boazerii i podniszczonych obrazów. Eleganckie okna zabite były deskami, wąskie promienie
słonecznego światła przeciskały się do środka poprzez szczeliny w drewnie. Ostatnią rzeczą,
jaką Corbec pamiętał był szturm na siedzibę kupieckiej gildii. Pokój, w którym się obecnie
znajdował nie wyglądał na pomieszczenie gildii.
- Gdzie jesteśmy ? Co...
Yael pokręcił nieznacznie głową, ścisnął palcami ramię pułkownika.
Corbec podążył za spojrzeniem żołnierza i zagryzł usta dostrzegając Infardich. Było ich
kilkunastu, weszli do pomieszczenia przez jakieś drzwi w aa
ścianie po lewej, znajdujące się poza polem widzenia Duchów. Niektórzy zajęli pozycje przy
oknach, z odbezpieczoną bronią w rękach. Inni wnosili do pokoju skrzynki z amunicją i
wypakowane po brzegi plecaki. Czterech taszczyło podłużny i bez wątpienia ciężki stół, jego
szerokie podpory drapały hałaśliwie kamienną posadzkę. Wszyscy rozmawiali cichymi
głosami.
Powoli zaczynał sobie wszystko przypominać. W czterech wdarli się do głównego holu
gildii. BożeImperatorze, ależ to była szaleńcza akcja ! Kolea walczył niczym demon w
ludzkiej skórze, Leyr i Yael u jego boku. Corbec pamiętał jak ruszył z Yaelem w głąb
budynku, jak krzyczał do Kolei, by ten poszedł w jego ślady. I wtedy...
I wtedy w jego klatce piersiowej eksplodował nieopisany ból. Udający zabitego Infardi,
leżący pośród gruzu, strzelił do pułkownika niemalże z przyłożenia, z minimalnej odległości.
Corbec usiadł z trudem, posykując z bólu, oparł się o ścianę kominka.
- Pokaż no to  wyszeptał próbując zbadać ranę na głowie chłopaka. Yael drżał nieznacznie,
a jedna z jego zrenic była nienaturalnie powiększona. Spoglądając na potylicę szeregowca
Colm zastygł w pełnym grozy bezruchu. Jakim cudem ten dzieciak jeszcze żył ?
- Kolea ? Leur ?
- Chyba udało im się zwiać. Nie widziałem...  odszepnął Yael. Chłopak chciał powiedzieć
coś jeszcze, ale znienacka zesztywniał.
Pułkownik wyczuł raczej zmianę w zachowaniu heretyków niż ją zobaczył. Infardi
umilkli, wycofali się w kąty pokoju z pochylonymi ku posadzce głowami.
Coś pojawiło się w pomieszczeniu  coś przypominającego swym zarysem wielkiego
człowieka, jeśli tylko człowiek mógł być okryty czapkąniewidką. Powietrze okrywające
kształt falowało i drżało zauważalnie w rytm niskiego pomruku, przywodzącego na myśl
dzwięk wydawany przez rój szerszeni.
Corbec nie odrywał wzroku od tego kształtu. Podświadomie wyczuwał załamania
pomiędzy rzeczywistością i Immaterium, czuł dziwny zapach mogący kojarzyć się z Osnową.
Obiekt był jednocześnie przejrzysty i solidny; zwiewny, ale twardy niczym pancerz siłowy
klasy Imperator. Im dłużej się w niego wpatrywał, tym więcej drobnych detali dostrzegał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl