Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czułem swą siłę nawet we własnym głosie, w ręce, którą bez wysiłku trzymałem swą szablę, oraz w kojącym spokoju, gdym tak leżał na kościelnej posadzce, która powinna być zimna, lecz która dla mnie zimna nie była. Tak. Urszula udzieliła mi siły, dała mi potęgę i moc. Poczułem jakiś bardzo silny zapach. Uniosłem wzrok. Urszula stała nade mną - czuła i kochająca - a w jej spokojnych, nic nie mówiących oczach pobłyskiwało światło gwiazd. Na jej rękach spoczywał upośledzony umysłowo chłopiec, który nie zdawał sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa. Był taki różowiutki, taki soczysty... Zupełnie jak prosiaczek, którego właśnie zdjęto z rożna, tętniący krwią istoty śmiertelnej, upieczony specjalnie dla mnie... Urszula położyła go przede mną. Był nagi. Miał podkulone nogi i drżący, różowy tors. Jego niewinną twarz okalały długie, czarne, miękkie włosy. Odniosłem wrażenie, że śpi albo szuka czegoś w otaczającej nas ciemności. Może szukał aniołów? - Pij, ukochany, pij jego krew - powiedziała Urszula. - Dzięki temu nabierzesz siły, byśmy oboje mogli udać się na spowiedz do Ojca w niebiesiech. Uśmiechnąłem się. Przemożny głód, który poczułem na widok tego chłopczyka, postawił mnie przed ciężką próbą. Skala mojej wytrzymałości zmieniła się wszakże po ostatnich wydarzeniach, toteż podniosłem się wolno, opierając się na łokciu, i popatrzyłem na Urszulę. - Do Ojca w niebiesiech? Myślisz, że do Niego się właśnie udamy? Teraz, od razu? Tak po prostu? Ty i ja? Urszula znowu się rozpłakała. - Nie od razu, nie, jeszcze nie teraz! - krzyczała, kręcąc głową, jakbym ją sponiewierał. Chwyciłem chłopca i przetrąciwszy mu kark, wysączyłem zeń całą krew. Nie wydał z siebie żadnego dzwięku; nie zdążył nawet odczuć bólu czy strachu. Czy można zapomnieć pierwsze morderstwo? Czy to w ogóle jest możliwe? Przez całą tę noc grasowałem pośród mieszkańców zagrody. Ależ to była uczta! Wpijałem się w ich gardła, brałem, czegom tylko zapragnął, posyłając każdą z mych ofiar do nieba bądz piekła, sam nie wiedziałem już, dokąd. Ja zaś byłem przykuty do ziemi wraz z moją Urszulą, która towarzyszyła mi teraz w tej uczcie. Kiedym krzyczał jak oszalały i zanosił się szlochem, ona dotykała mnie i całowała, również zalewając się łzami. - Wyjdzmy stąd już - powiedziałem. Zwit był coraz bliżej. Oświadczyłem Urszuli, że nie zamierzam spędzić ani jednego dnia pośród tych strzelistych wieżyc, w tym siedlisku grozy, w tym mateczniku zła i plugastwa. - Znam pewną jaskinię - odparła. - Daleko, za pasmem tych gór, za polami tutejszych chłopów. - W pobliżu prawdziwej łąki? - Na tych cudnych terenach jest wiele łąk, najdroższy - odrzekła. - A w świetle księżyca rosnące tam kwiaty będą lśnić dla naszych magicznych oczu równie pięknie, jak za dnia dla istot śmiertelnych. Pamiętaj, że księżyc do nas właśnie należy. - A jutro wieczorem... Zanim pomyślisz o księdzu... Musisz wszak udać się do księdza... - Nie rozśmieszaj mnie znowu. Pokaż mi lepiej, jak latasz. Obejmij mnie w pasie i dowiedz, że umiesz spaść z tych wysokich murów, nie połamawszy się na ziemi jak zwykły człowiek. I nie mów już więcej o księżach. Nie kpij ze mnie w ten sposób. Zanim pomyślisz o księdzu, o spowiedzi - przedrzezniała moje słowa swym delikatnym, słodkim głosikiem - wrócimy do Santa Maddalany, póki mieszkańcy jeszcze śpią, i spalimy tam wszystko dokoła. Wypowiadając te słowa, Urszula płakała. Były to łzy miłości. ROZDZIAA 13 Oblubienica Nie podpaliliśmy Santa Maddalany. Grasowanie po mieście sprawiało nam bowiem aż nazbyt wielką przyjemność. Trzeciej nocy o świcie przestałem wreszcie płakać, gdyśmy spleceni w uścisku wrócili do naszej niedostępnej dla ludzi jaskini. Również trzeciej nocy mieszkańcy miasta zrozumieli, jakie nieszczęście na nich spadło - jak ich konszachty z szatanem zemściły się na nich samych. Wpadli w panikę, a my bawiliśmy się w najlepsze, kryjąc się w gąszczu cieni na tych krętych uliczkach, aby otwierać tam najbardziej nawet skomplikowane zamki. Nad ranem, kiedy nikt już nie wychylał nosa z domu, pewien franciszkanin odmawiał na klęczkach różaniec w swej celi. Był to ten sam zakonnik, którego poznałem w gospodzie i który udzielił mi kilku życzliwych ostrzeżeń. Wtedy to właśnie wkradłem się do kościoła Franciszkanów i również oddałem się modlitwie. Każdej nocy powtarzałem sobie jednakże to, co mężczyzna mówi do siebie pod nosem, gdy spędza kolejną noc z występną ladacznicą: Jeszcze tylko ta noc, Boże mój, a potem się wyspowiadam. Jeszcze jednak noc rozkoszy i wrócę do domu, do żony . Mieszkańcy Santa Maddalany nie mieli z nami żadnych szans. Dzięki cierpliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|