Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale przecież go kocham. Zwłaszcza w takich chwilach. - A ja ciebie - wyszeptał Ola, patrząc na nią. - Jesteś królową mojego życia. Nie ma piękniejszego stworzenia niż ty, Dorbet. Ani bardziej rozkosznego. Dorbet wtuliła się w niego, gorąca, spocona i zadowolona. - Zostań tu na noc - poprosił nagle. Wtedy Dorbet spojrzała na zegar. Przerażona usiadła na łóżku. - O rany boskie! - jęknęła. - Matka mnie zabije. Obiecałam, że nie wrócę pózno. Która godzina? - Wpół do pierwszej - odparł Ola i mrużąc oczy, patrzył na zegarek, który położył na nocnym stoliku. Dorbet wyskoczyła z łóżka i pospiesznie zaczęła wciągać na siebie ubranie. - Miałam nie wrócić pózno - powtórzyła. Ola też wstał i zaczął się ubierać. - Odprowadzę cię - powiedział. - Nie, sama znajdę drogę - szepnęła Dorbet. - Pomyśl, jeśli oni nas słyszeli, twoja matka i ojciec... - Mój ojciec śpi niczym kamień, a jeśli mama nas słyszy, to na pewno nie będzie z tego powodu zła - uśmiechnął się Ola. Na palcach zeszli po ciemnych schodach. - Nie możesz poczekać, aż się ubiorę? Odprowadzę cię do domu - powtórzył Ola. - Nie chcę, żebyś sama biegała tak pózno. - A kto mnie może spotkać? - spytała Dorbet ze śmiechem. - Wszyscy w tej wsi już śpią. A w żadne trolle ani duchy ja nie wierzę. Dobranoc - szepnęła, wspięła się palcach i pocałowała go pospiesznie. Po czym wybiegła w zimową noc. - Ty się zamęczysz tymi przygotowaniami do świąt i wesela - rzekł Havard zatroskany, kiedy drzwi sypialni zamknęły się za nim i żoną. - Rozchorujesz się z tego zmęczenia. Przytulił do siebie Mali i głaskał ją po plecach. Czuł, jaka się ostatnio zrobiła chuda. - Może powinniśmy wynająć jakąś pomoc - powiedział z ustami przy jej włosach. - Pieniądze przecież mamy. - Damy sobie radę - zaprotestowała Mali, opierając się o niego ciężko. - Mam wrażenie, że nad wszystkim panuję. Wszyscy mi pomagają, nasze córki też są bardzo zręczne. - Ale ty nie masz ani chwili wolnej - upierał się Havard przy swoim. - A prace przy warsztacie tkackim to już w ogóle zaniedbałaś? Przecież masz różne zamówienia, prawda? Mali westchnęła. Tydzień już minął, kiedy ostatni raz posiedziała trochę przy krosnach. Havard ma rację. Obiecała przecież, że do lata skończy wielki kilim, na który zamówienie załatwił jej Tellnes z Trondheim, a który miał trafić do jakiegoś Amerykanina w Minnesocie. Wzbraniała się akurat przed tym zamówieniem, chociaż Tellnes zdobył dla niej wielu klientów po tamtej tkaninie, którą zrobiła dla kościoła w Lademoen. Nie miała pojęcia, czy za tym wszystkim nie stoi Bakken. Z nim bowiem nie chciała mieć nic wspólnego. Kiedy jednak zapytała, Tellnes zaprzeczył, jakoby kontaktował się z tym człowiekiem. Musiał jednak przyznać, że z USA przychodzi wiele zapytań od ludzi, którzy widzieli prace kupione przez Bakkena, kiedy odwiedzał ją w Stornes. - Mogłabyś zarabiać mnóstwo pieniędzy, Mali Stornes - powiedział. - Amerykanie kompletnie poszaleli, kiedy zobaczyli te tkaniny u Bakkena. Oni tam niczego takiego nie robią. Nie ma rzemieślników. A zresztą nawet u nas nikt nie może się równać z tobą - dodał. W końcu więc zgodziła się przyjąć kilka zamówień, choć właściwie nie wykończyła jeszcze kilimów, które miała zrobić dla banków, kościołów i hoteli w Norwegii. Zdarzało się, że dzwoniły też prywatne osoby. Problem więc nie w braku zamówień, lecz w braku czasu. - Nawet mi tego nie przypominaj - westchnęła, zrzucając buty. Bolały ją nogi. - Zabiorę się do tego, jak już nasze życie znowu wróci do normy. Havard uniósł w górę jej twarz i patrzył jej w oczy. - Czy ty wiesz, że ja cię kocham? - spytał cicho i musnął wargami jej usta. - O, Havardzie - westchnęła Mali cicho. - Czy ty myślisz, że dałabym radę temu życiu, gdybym o tym nie wiedziała? To ty dajesz mi niezbędną siłę, nie wiedziałeś o tym? On roześmiał się cicho i pogłaskał ją po włosach. - Jak ładnie to powiedziałaś, ale to nie jest tak do końca prawda - zaprotestował. - Bo ty masz w sobie niewiarygodnie dużo siły, Mali. I sama potrafisz iść zarówno z wiatrem, jak i pod wiatr. - Ale potrzebuję ciebie i twojej miłości - rzekła cicho. - Bez tego byłabym skończona, czy ty mi wierzysz, czy nie. Havard zaczął po omacku rozpinać jej bluzkę. - Jak bardzo jesteś zmęczona? - spytał z wargami przy jej szyi. Gdyby zapytał mnie o to, kiedy wchodziliśmy po schodach, powiedziałabym mu, że jestem zmęczona śmiertelnie, pomyślała Mali. Teraz jednak czuła, że jej ciało reaguje na jego dotyk. Spojrzała na męża i uśmiechnęła się szelmowsko. - To zależy. - Od czego zależy? - uśmiechnął się Havard z błyskiem w niebieskich oczach. - Od tego, co wymyślisz - odparła, czując się nagle pełna oczekiwań jak jakaś młoda dziewczyna. - Tylko pamiętaj, że przywykłam do dobrego! Rozbierał ją, zdejmował ubrania sztuka po sztuce. Niemal przez cały czas ją całował. Mali oddychała ciężko, kolana się pod nią uginały. Kiedy położył ją całkiem nagą na posianiu, jęknęła z rozkoszy. - Być może ja dzisiaj niczego nie zdziałam - drażnił się z nią. - Havardzie! - Mali uderzyła go lekko, kiedy tak stał nad nią przy łóżku. - Rozbieraj się! Wszelkie zmartwienia i całe zmęczenie zniknęło jak zdmuchnięte. Kiedy mąż nagi położył się obok niej na łóżku, Mali rzuciła się na niego. - Pragnę cię - szeptała gorączkowo. - Pragnę pod każdym względem, chcę się z tobą kochać długo, długo. Havard roześmiał się i przytulił ją do siebie. Położył ją na sobie i ciepłymi dłońmi pieścił jej piersi. Mali wzdychała z rozkoszy, raz po raz odrzucała w tył głowę. W końcu pozwoliła, by opadły i oddzieliły ich ciepłą falą od reszty świata. - Jak bardzo jesteś zmęczony? - drażniła się z nim przez chwilę. - Nie jesteś ty za stary, aby... Havard nie odpowiedział. Gwałtownie przesunął ją pod siebie i zaczął całować jej nagie ciało. Mali pojękiwała podniecona. Miała wrażenie, że jakaś siła unosi ją wysoko, sprawia, że jej ciało nic nie waży. Tuliła się do męża rozgrzana i chętna, a kiedy w końcu w nią wszedł, splotła nogi na jego plecach i przyciągnęła do siebie jego głowę. Szukała wargami jego wilgotnych warg, na których czuła smak swojego ciała. Długo potem leżeli spokojnie, mocno do siebie przytuleni. - Jesteś szczęśliwa? - spytał Havard wolno. - Teraz jestem - potwierdziła Mali i zaczęła palcami przeczesywać jego włosy. - A w ogóle? Mali nie od razu odpowiedziała. Odgarnęła mu grzywkę z czoła i patrzyła na męża, opuszkami palców głaskała jego twarz. - Wciąż jest tyle zmartwień - westchnęła cicho. - Mam wrażenie, że... wciąż wszystko psuję... wszystkim w rodzinie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|