Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I czuję się też bardzo dobrze - odparła Ruth. - Już nie mogłam się doczekać, żeby wam pokazać moją córeczkę. Wyciągnęła rękę do Tordhild. - Moim zdaniem ona jest najpiękniejszym dzieckiem na świecie - dodała troszkę skrępowana. - Tak jest, masz rację - zgodziła się z nią Mali. - Ale wejdzmy już do środka, żeby mogli nareszcie zobaczyć Marilenę. - Marilenę? - Tordhild spoglądała niepewnie to na jedno, to na drugie. - Marilena? Wydaje mi się, że nigdy przedtem nie słyszałam takiego imienia. - Bo ona ma na imię Maria Magdalena - wyjaśniła Ruth pośpiesznie. - Samuel tak sobie życzył. Ale Dorbet powiedziała, że... - A my się zgadzamy z Dorbet - wtrącił Sivert sucho. - My też będziemy ją nazywać Marilena. - No, ale Samuel... Ruth zesztywniała i rozglądała się niespokojnym wzrokiem. - Jego tutaj nie ma - rzekł Sivert spokojnie. - Chodz, pokaż nam to swoje cudo, Ruth. Imię nie ma wielkiego znaczenia - dodał, wymieniając spojrzenia z Mali. - Ale Marilena pasuje pod każdym względem, przynajmniej dopóki misjonarza tu nie ma. I wszyscy razem poszli do domu. Do Stornes wkroczyło nowe życie. Aż trudno uwierzyć, że przyjechały tylko trzy osoby, myślała Mali, kiedy wszyscy usiedli na ławach dookoła długiego stołu i zabrali się do jedzenia. Człowiek by pomyślał, że przybyło znacznie więcej. Czego jednak oczekiwać, skoro pojawił się Johannes? Mali z miłością otoczyła go ramieniem, bo siedział na ławie obok niej. Chłopiec był taki sam jak ostatnio - roześmiany, pełen radości życia i ciekawy wszystkiego, co widział. Jak on intensywnie przeżywa świat, dziwiła się Mali. Zdążył już dokładnie przetrząsnąć oborę w poszukiwaniu swojej żółtobiałej kotki, ale jej nie znalazł, przywitał się ze wszystkimi we dworze, zarówno ze zwierzętami, jak i ludzmi, wrzucił parę kamyków do strumienia za pralnią i o mało nie wpadł do wody, kiedy chciał wyciągnąć kawałek złota" leżący na dnie, nazbierał naręcze pachnących polnych kwiatów na, niestety, krótkich łodyżkach, przyniósł Mali i nalegał, żeby postawiła je w swojej sypialni. Ciągle też pytał o Olę Havarda. - Bardzo bym chciał, żeby on tu przyjechał - powtarzał, spoglądając na Mali. - Moglibyśmy się razem bawić, on i ja. Bardzo lubię Olę Havarda. - On też na ciebie czeka - uśmiechnęła się Mali. - Często teraz przyjeżdża do Oppstad, spędza czas u swoich dziadków i oczywiście niedługo do nas przyjdzie. Może nawet zechce tu przenocować. Wyglądało na to, że ta myśl bardzo się Johannesowi spodobała. Z przejęciem kiwał głową. - Bo ty chyba tym razem będziesz spał w osobnej sypialni? - spytał Havard, spoglądając na chłopca. - Odważysz się spać sam? - Tu się przecież nie ma czego bać, o ile mi wiadomo - roześmiał się Johannes z buzią pełną jedzenia. - Myślę, że nie ma u was żadnych duchów, jeśli to miałeś na myśli - dodał. - Nie, duchów nie... - uśmiechnął się Havard. - Oczywiście, że w Stomes nie ma żadnych duchów. Ale nie o to chodzi, ty jesteś już teraz taki duży, że możesz spać w oddzielnym pokoju. - Przyszłej jesieni idę do szkoły, więc nie jestem już dzieckiem - odparł Johannes, zajadając mięso z ziemniakami. - Poza tym umiem czytać, potrafię napisać swoje nazwisko, a to chyba bardzo dużo jak na kogoś, kto dopiero za rok idzie do pierwszej klasy - dowodził z wielką pewnością siebie. - No, zawsze byłeś bardzo zdolny - przytaknęła Mali i pogłaskała go po policzku. - Zauważyłam też, że tym razem przywiozłeś skrzypce, tak samo jak tata. - Mhm - skinął Johannes głową, nie przestając jeść. - Człowiek nie może przerywać ćwiczeń w czasie wakacji, rozumiesz. Tata też będzie ćwiczył, więc czy ja bym mógł zostawić skrzypce w domu? - Oczywiście, że nie - pośpieszył z odpowiedzią Sivert. - Więc w dalszym ciągu lubisz grać? - spytała Mali. - Oczywiście, że lubię - skinął głową. - Ale nie chciałbym być taki jak tata, który tylko gra. Bo jest wetery... to znaczy ja bym chciał być weterynarzem. Mówiłem ci to, babciu, kiedy byłem u ciebie ostatni raz, nie pamiętasz? A tata powiedział mi, że niedługo w Oslo zostanie otwarta szkoła weterynaryjna. Tam będę chodził, jak urosnę większy - wyjaśnił. - Masz rację, czytałem o tym w gazecie parę dni temu - potwierdził Havard, spoglądając na Siverta. - Rzeczywiście czas najwyższy, żeby nasz kraj dorobił się takiej szkoły. Wszędzie dookoła słyszę, że przydałby się weterynarz. - A ja myślałam, że w ostatnich czasach ty czytasz tylko o olimpiadzie - Uśmiechnęła się Mali. - Okropna sprawa z tą letnią olimpiadą, kiedy ludzie we dworze mają tyle innych rzeczy do zrobienia. W Stornes rzadko słuchamy sprawozdań radiowych, no ale o tym wszystkim piszą też gazety. - Nie podoba mi się to, co się dzieje w Niemczech - rzekł Sivert ponuro. - Ten cały Hitler to zły człowiek, wykorzystuje olimpiadę dla propagowania siebie i wszystkiego, co robi. A ludzie dają się na to złapać; Delegacje wielu narodowości wyciągały w górę prawe ręce, żeby go pozdrowić, kiedy odbywała się parada na otwarcie igrzysk. A to przecież prawdziwe nazistowskie pozdrowienie - dodał ochrypłym głosem. Wziął półmisek i nakładał sobie jedzenie na talerz. - Nie, o Hitlerze to my jeszcze usłyszymy, powinniśmy na niego uważać - powtórzył. - Sądzisz, że on zamierza zdobyć jeszcze większą władzę? - spytał Havard. - Tak, sądzę, że ten człowiek planuje wyłącznie złe rzeczy - rzekł Sivert. - Jest typem człowieka, za którym inni podążają, a on oszukuje ich, nie przejmując się nimi. Kiedy ludzie przestają sami myśleć, a ślepo idą za kimś takim jak Hitler niczym stado baranów, to to jest śmiertelnie niebezpieczne. Obawiam się, że, jak powiedziałem, jeszcze o tym człowieku usłyszymy. Rozmawiałem w czasie swoich podróży z wieloma ludzmi i wszyscy mówią głównie o nim. Nie dzieje się tak bez przyczyny - dodał. - Kto to jest Hitler? - spytał Johannes, spoglądając na ojca. - To taki człowiek w Niemczech - odparła Tordhild, posyłając mężowi spojrzenie z prośbą, by nie roztrząsał dłużej tej sprawy. - Ale teraz o nim zapomnijmy. Mali milczała. Siedziała i myślała, że nic nie przestanie istnieć tylko dlatego, że się o tym zapomni czy też w to nie wierzy. Ani Hitler, ani duchy w Stornes. Pozostaną i tak, zarówno Hitler, jak i duchy. Johannes musiał obejrzeć mnóstwo różnych rzeczy i odwiedzić wiele miejsc, więc zmartwienia związane z kotką szybko poszły w niepamięć. Mali obiecała, że będzie uważać, czy poród się nie zaczyna, bo parę razy na dzień zachodziła do obory. Miała szczerą nadzieję, że uda jej się zdążyć na czas tak, aby Johannesa nie ominęło to ważne przeżycie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|