Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mostek, przez który przejeżdżaliśmy? Ostro w górę, ostro w dół, kiepska nawierzchnia. -Ja pamiętam - odparła Paula. - Na garbie prawie skoczyliśmy. Pod mostem płynęła rzeczka. -Połowę z nich wyeliminujemy tam - powiedział Philip takim tonem, jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie. - Pozostałych załatwimy w Paryżu. Zniadanie o szóstej. Niestety, nie jesteśmy tu dla przyjemności. Rozdział 20 yszli z hotelu przed świtem. Pod wodzą Cardona udali się piechotą do południowej części miasta, znacznie nowszej. Philip skręcił w W jedną z alejek, otworzył garaż, w którym stał ich mikrobus. Kiedy wsiedli do środka, postanowił dodać im odwagi. - Powinienem powiedzieć wam o tym wcześniej. Wszystkie okna są kuloodporne. Boki i dach zostały opancerzone. Możecie nie mar twić się o to, czy dojedziemy do Paryża. Harry wynurzył się spod pojazdu, pokazał wyprostowany kciuk. -Bomby nam nie podłożyli. Silnik też sprawdziłem. -Jesteś cholernie dokładny - powiedział z uznaniem Cardon. -Jestem cholernie podejrzliwy - prychnął Butler, wskakując do mikrobusu. Wyjechali z garażu, zatrzymali się przy końcu alejki. Philip użył sterownika, by zamknąć drzwi. Następnie skręcił w lewo. Kiedy wyjeżdżali z miasta, Paula westchnęła ciężko, a Tweed z ulgą. To miasto jest dziś śmiertelną pułapką, pomyślał. -Mocno wyprzedzamy Słowaków - poinformował ich Philip. - Dopiero wsiadają do pierwszego autobusu. Drugi pojedzie za nim, ale w pewnej odległości. W każdym jedzie dwudziestu pięciu morderców. Tym drugim autobusem zajmiemy się w Paryżu - przypomniał jeszcze. -Skąd on to wszystko wie? - spytała Tweeda Paula, nie starając się ściszyć głosu. -Mam swoje kontakty - odpowiedział Cardon na jej pytanie. Potarł kciukiem palec wskazujący, imitując liczenie banknotów. - Dolary przyjmuje się tu nader chętnie. -A co Noel porabiał przez cały ten czas? -Zatrzymał się incognito w dziurze w północnej dzielnicy. Przyjmował odwiedziny naszego przyjaciela Radka. -Radka? -Szefa wesołej bandy Słowaków, nie pamiętasz? Dałem ci jego zdjęcia. Przemiły facet, z przyjemnością byś patrzyła, jak się topi. 118 Noel jedzie do Paryża wynajętym citroenem, za drugim autobusem. Radek dotrzymuje mu towarzystwa. Przypomnę: miał matkę Słowaczkę i ojca Francuza. I wujka Czecha. Rodzinie zawdzięcza dobrą znajomość kilku języków. Uwaga, dojeżdżamy do mostu. Tweed dostrzegł, że Harry kładzie sobie na kolanach spory skórzany pojemnik i bardzo ostrożnie wyjmuje z niego dużą minę i ręcznik. Ze swojego miejsca przy oknie Paula nie mogła tego dostrzec. Nadal panowała ciemność, Philip musiał prowadzić przy długich światłach. Mikrobus przejechał kilka ostrych zakrętów po wznoszącej się stromo szosie. Nagle Philip zwolnił, stanął na poboczu, wyłączył światła. Wraz z Harrym cofnęli się na most, od którego dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Paula nie miała zamiaru rezygnować z widowiska. Przesiadła się na siedzenie kierowcy. Przez przednią szybę miała dobry widok, jej oczy zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności. Zresztą na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Philip wrócił. Podał Tweedowi noktowizor. - Czekaj, aż pojawi się pierwszy autobus. Daj mi znać, gdy zoba czysz światła - poprosił. Tymczasem Harry kopał głęboką, szeroką dziurę w miękkiej ziemi na szczycie mostku. Pracował szybko, a gdy dziura była gotowa, bardzo ostrożnie wsunął w nią minę. Przykrył ją warstwą ziemi. Wstawał, gdy stojący w drzwiach mikrobusu Tweed krzyknął: - Widzę światła! To pewnie autobus. Mniej więcej półtora kilo metra stąd. Nie sposób powiedzieć na pewno, nie w tym świetle. Philip i Harry wskoczyli do mikrobusu, zatrzaskując za sobą drzwi. Harry wrócił na swoje miejsce na siedzeniu z tyłu, Paula też. Cardon zaproponował Tweedowi, żeby nie odkładał noktowizora. - Będziesz miał kupę zabawy - obiecał mu. Wskoczył za kierownicę, włączył silnik i światła, ale tylko pozycyjne. Zjechał z drogi na ten sam parking, na którym zatrzymał się wcześniej, by rozdzielić broń. Zawrócił, ustawiając samochód maską w stronę wyjazdu. Zaproponował pasażerom, by wysiedli wraz z nim. Wziął noktowizor od Tweeda, spojrzał na wschód, oddał go szefowi. - Jadą za szybko. Prowadzi Słowak. Oni szaleją za kierownicą. Ranek był chłodny. Paula podciągnęła zamek błyskawiczny wiatrówki pod szyję. Autobus pędził z pełną prędkością, oślepiając ich długimi światłami. Przez chwilę sprawiał wrażenie, że przeleci przez barierkę i spadnie do rzeki. Kierowca zwolnił w ostatniej chwili, wjechał na most względnie powoli... Wybuch ogłuszył ich, błysk światła oślepił. Autobus dosłownie poderwał się w powietrze i przełamał na pół. Szczątki ciał wzlecia-ły na wszystkie strony; Paula, która pożyczyła noktowizor Tweeda, była pewna, że widziała lecącą wysokim łukiem oderwaną ludzką nogę. Zbiornik paliwa wybuchł, jaskrawy blask oświetlił resztki 119 zrujnowanego mostu. Blady świt rozjaśnił czerwony blask pożaru. Połowa autobusu wpadła do rzeki, Paula słyszała syk wody, wrzącej w kontakcie z rozgrzanym do czerwoności metalem. Potem zapadła martwa cisza. -Wyszło całkiem niezle - zauważył Philip. -Mam wrażenie że tam, daleko, dostrzegłam jakieś światła - powiedziała Paula. W ustach miała sucho. - Może to drugi autobus? -Najprawdopodobniej - przytaknął Philip. - Mają noktowizory i wiedzą już, co tu się stało. Będą musieli objechać most, a to długa droga. Dotrzemy do Paryża przed nimi. Przygotujemy się i ich też załatwimy. Załatwimy? - pomyślała Paula. Nie potrafiła wyrzucić z pamięci obrazu niedawnej masakry. Jakim cudem Philip zniósł to tak spokojnie? Zresztą zawsze zachowywał się tak pewnie... nawet wobec największego, śmiertelnego zagrożenia. Zbliżali się do Paryża, gdy Philip zjechał na niewielki, dobrze ukryty parking przy autostradzie. Wstał zza kierownicy i zwrócił się do pasażerów: - Oddajcie mi broń. W każdej chwili może nas zatrzymać policja. Zebrał pistolety i nawet trzy miny Harry'ego. Schował je w specjalnej skrytce w ścianie mikrobusu. Harry'emu niezbyt się to spodobało. -Myślałem, że mam ich użyć do załatwienia drugiego autobusu - powiedział oburzony. -Nie! - Philip był bardzo stanowczy. - Zmiana planów. Przemyślałem sobie wszystko i uznałem, że mogę załatwić sprawę sam. Przy Ile St- Louis, wyspie na Sekwanie niemal w centrum Paryża ma dryfować duża transportowa łódz żaglowa, Yvette". Zamierzają przerzucić na nią Słowaków małymi motorówkami. Potem chcą nią pożeglować w górę rzeki, w porcie przy ujściu przenieść ładunek na większy statek i wylądować gdzieś na niezamieszkanym odcinku wybrzeża Anglii. Dopilnuję, by nie opuścili Paryża żywi. Wrócił za kierownicę, odczekał, aż w polu widzenia nie będzie żadnego samochodu, wyjechał na autostradę i dodał gazu. Paryż był coraz bliżej. Kiedy wjeżdżali do miasta, odezwał się Tweed: -Philip, mogę zadzwonić do Loriota, szefa DST. To mój stary przyjaciel.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|