image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mo\e powinąć się noga, i nas mogą rozbić jak tych z ulicy Gdańskiej. I kto nam wtedy
pomo\e? Kto doda otuchy, kto zawiadomi rodziców, kto wska\e bezpieczną melinę?
Będziemy łazić po obcych ulicach jak bezdomne psy i będziemy czekać na łaskawy los i na
przypadkowych \yczliwych ludzi. A tamci z  Zawiszy" nie sÄ… na pewno tacy bezbronni jak
my. Mają swoje sposoby i mają kontakty z prawdziwymi oficerami. Jeśli nawet Niemcy
rozbiją jeden zastęp, to mo\na przecie\ liczyć na pomoc tych, którzy uniknęli zagłady.
Przyspieszył kroku, jakby go przynagliła ta nagła decyzja: powiem swoim  pójdziemy do
 Zawiszy", bo to jest nasza jedyna szansa, aby być bli\ej tych, którzy naprawdę walczą. A
gdy poka\emy, na co nas stać, przestaną nas wysyłać na harcerskie podchody, przestaną nas
uczyć piosenek na leśnych biwakach i pójdziemy na wa\niejszą wyprawę.
szesnasty
w którym jest początek końca. Tajemnicza kartka w puderniczce. Odwołana zbiórka.  Ej, po
drogach dmie wichura!"
Minął rok i wydał się on chłopcom z Marii Kazimiery najdłu\szy z tych wszystkich, które
dotychczas prze\yli. Mo\e dlatego, \e z -coraz większą niecierpliwością oczekiwali na dzień
wyzwolenia. Ka\dy dosłownie miesiąc potęgował nadzieję. Rozkładali coraz częściej wielką
mapę Europy i szukali miast, o których mówiły wojenne komunikaty. Najpierw były daleki
Biełgorod i Charków, a następnie palce chłopców błądzące po mapie zaczęły się coraz
bardziej zbli\ać do granic Polski. Był więc Kijów i Briańsk, śytomierz i Berdyczów.
A pózniej napięcie w Warszawie jeszcze bardziej wzrosło, bo Niemcy musieli się publicznie
przyznać, \e wycofali się ze Lwowa i Brześcia.
Czekano więc i liczono dni, a warszawskie ulice coraz częściej zamieniały się w miejsca
kazni. Teraz ju\ prawie ka\dego dnia rozlegały się w Warszawie egzekucyjne salwy.
Ka\dego dnia ginęło kilkudziesięciu Polaków, których nazwiska czytano pózniej na
złowrogich obwieszczeniach, zaczynających się od słów:  Przez 1 on
Sąd Dorazny Policji Bezpieczeństwa zostały następujące osoby za przestępstwa polityczne,
dokonane w \oÅ‚dzie Moskwy i Londynu, skazane na karÄ™ Å›mierci..." »
I były to nazwiska \ołnierzy podziemnej armii, tych, którzy złapani zostali na ulicy z bronią w
ręku, którzy brali czynny udział w dywersyjnych akcjach i sabota\ach, którzy drukowali
nielegalne polskie gazety i uczyli na tajnych kursach polską młodzie\, którzy pisali na
murach:  Polska walczy!" i ukrywali w szpitalach rannych chłopców z konspiracji, którzy
organizowali potajemnie koncerty muzyki Szopena i pomagali rodzinom prześladowanym
przez Gestapo.
Ale na czerwonych plakatach śmierci znajdowały się tak\e nazwiska zupełnie
przypadkowych ludzi. Ktoś rano wychodził do sklepu i nigdy ju\ więcej nie wracał. Rodzina
szukała go uporczywie po wszystkich szpitalach i komisariatach, a\ po kilku dniach
znajdowano jego imię i nazwisko na liście rozstrzelanych.
W taki właśnie sposób zginął ojciec Józia Piekarczyka. Wyszedł z domu tylko na
kilkadziesiąt minut do pobliskiego fryzjera. Na Marymoncie odbywały się akurat łapanki.
Niemcy zatrzymywali ludzi i prawie ich nie legitymujÄ…c, wpychali do ciÄ™\arowych
samochodów. W tydzień pózniej Józio przeczytał na afiszu nazwisko ojca. Stał przez chwilę
nieruchomo, jakby nie wierzył, jakby do jego świadomości nie dotarł jeszcze ten tragiczny
fakt. Ale od tych czarnych liter na czerwonym plakacie nie było ju\ odwołania i Józio zaczął
nagle przerazliwie płakać, a pózniej w przypływie bezsilnej rozpaczy doskoczył do muru i
zdrapał palcami wilgotny jeszcze od kleju afisz.
Przyprowadził Józia do domu jakiś obcy, starszy pan. Piekarczyk szedł chwiejnym krokiem,
nie poznając kolegów, nie odpowiadając na pytania. Starszy pan podprowadził go pod drzwi i
odszedł szybko, jakby bojąc się spojrzeć w oczy matce Józia, która nie wiedziała jeszcze o
niczym.
 Tamtego dnia Michał Lisowski postanowił, \e wciągną Piekarczyka do zastępu  Zemsty".
Ale z urealnieniem tej propozycji musieli jeszcze poczekać, bo Józio był całkowicie załamany
i przez wiele dni w ogóle nie wychodził z domu. Odwiedzali go, przynosili mu kwiaty, jabłka
i najpiękniejsze ksią\ki, próbowali go pocieszyć i nie bardzo im się to udawało, bo sami byli
do głębi prze-
191
jęci tą tragedią. A Józio patrzył na nich nieprzytomnym wzrokiem i powtarzał uparcie, jakby
chcąc za wszelką cenę uwierzyć w te swoje nierealne słowa: a mo\e to pomyłka? Przecie\ ju\
się tak zdarzało, \e ktoś był na afiszu przez pomyłkę?
Wiele się zmieniło w \yciu chłopców od ubiegłego roku, kiedy to najpierw na uroczystej
zbiórce  Zawiszy" składali harcerską przysięgę, a w trzy dni pózniej odbierali z rąk
kierownika szkoły świadectwa ukończenia siódmej klasy. Wiele się zmieniło, a jednak
pamiętali dokładnie tamte wydarzenia, jakby to było wczoraj.
 Ryś" zjawił się na zbiórce ze starszym kolegą, który był przedstawicielem \oliborskiego
hufca. Zbiórka odbyła się w drewnianym domku przy ulicy Złotkowskiej. Szło się do niego
przez trochę zaniedbany ogród, skąd mo\na było w razie niebezpieczeństwa przedostać się na
małą łączkę, a potem na ulicę Kamedułów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl