Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kła do tego życia, tak różnego od życia w mieście, wolniejszego, za to skupionego na sprawach zasadniczych. Tutaj wszyscy pracowali razem dla wspólnego celu. Pracownicy stanowili rodzinę, a ona wiedziała, że na każdego z nich może liczyć. Kiedy jednak zabrakło głowy rodziny... - Jasna cholera, gdzie jesteś? Przygryzła wargę, nie zwracając uwagi na chłód w pokoju, i zastanawiała się, jak to będzie, kiedy spadnie śnieg. Czy ona wciąż tu będzie? Czy Jericho nadal będzie jej unikał? Czy może będzie już ciężarna i opuści to miejsce? Ta myśl wzbudziła w niej żal. Nie miała zamiaru zamieszkać tu na stałe. Teraz, gdy stała się częścią tego świata, na myśl o wyjezdzie czuła... jakąś pustkę. Przecież będzie miała dziecko. Już nigdy nie będzie sama. Znów będzie miała ro- dzinę. - Jeżeli on w ogóle wróci - mruknęła. R L T Nagle Nikki się poderwała i zaszczekała podniecona. Daisy spojrzała na psa. Po- tem znów wyjrzała przez okno. Jericho, w smudze księżycowego światła, wyłonił się spośród drzew i szedł przez podwórze. Zatrzymał się tuż przed frontem budynku. Nikki zeskoczyła na podłogę. Jej krótkie pazurki stukały na dębowej podłodze, kiedy biegła do drzwi sypialni. Daisy wlepiła wzrok w mężczyznę stojącego na dole. Jego cień rozciągał się na trawie, księżyc otulał go perłowym blaskiem, który nadawał mu jakąś nierealną aurę. Uniósł głowę i spojrzał na jej okno, ich oczy się spotkały. Daisy zalała fala gorąca. Poło- żyła dłoń na zimnej szybie, jakby przy głębokiej koncentracji mogła go dotknąć. W tej samej chwili twarz Jericha stężała, a zaraz potem sztywnym krokiem pomaszerował do wejścia. Daisy okręciła się na pięcie, chwyciła z łóżka szlafrok i wybiegła na korytarz. Nik- ki ją wyprzedziła, gnając po schodach na dół. Dotarła do drzwi w momencie, gdy Jericho je otworzył. Stanęła na tylnych łapach i machała przednimi na powitanie. Daisy stała bez tchu u szczytu schodów. Patrzyła, jak Jericho bierze Nikki na ręce i stoicko przyjmuje jej pocałunki. - Tęskniła za mną - rzekł schrypniętym głosem. - Nie tylko ona - odparła Daisy. W tej gorączce zapomniała o swojej frustracji i złości. Nogi się pod nią uginały. Kiedy spojrzała w oczy Jericha, jej serce i wyobraznia się rozszalały. Jericho ponuro zacisnął wargi. Postawił psa na podłodze i zamknął za sobą drzwi. - Czemu zniknąłeś? - %7łeby nabrać do ciebie dystansu. - W jego oczach emocje przepływały tak szybko, że nie była w stanie ich odczytać. - Jak ci poszło? Uniósł kąciki warg w półuśmiechu. - Zrednio. - Cieszę się. - Nie powinnaś. - Rzucił plecak obok drzwi. R L T Potem zdjął kurtkę i rzucił ją na wieszak, nie przejmując się, że nie trafił i wylądo- wała na podłodze. Daisy głęboko wciągnęła powietrze. Tego się nie spodziewała. Nie myślała, że to on do niej przyjdzie. Sądziła, że będzie musiała się napracować, by go zaciągnąć do łóż- ka. Gdy jednak spojrzała mu w oczy, nie miała wątpliwości, że Jericho ma pewną misję. Na szczęście dla niej to ona stanowiła cel tej misji. Wyczuwała to w otaczającym ich powietrzu, które aż iskrzyło z napięcia, naładowane erotyczną energią o takiej mocy, że mogłaby zimowym popołudniem rozświetlić tuzin domów. Położyła rękę na balustradzie. Jericho ruszył w stronę schodów. - Wiedziałem, że będą z tobą kłopoty - rzekł przez zęby. - Wiedziałem to w chwili, gdy cię zobaczyłem. - Naprawdę? - Próbowałem się ciebie pozbyć, zniechęcić cię do pozostania tutaj. Kiedy nie chciałaś mnie słuchać, postanowiłem cię ignorować - przyznał. - W końcu musiałem wy- brać się w góry, żeby mieć trochę przestrzeni. Oczyścić umysł. Wybić sobie ciebie z głowy. Coraz bardziej rozgorączkowana Daisy czuła, że cała drży. - Myślę o tobie, choć nie powinienem - oznajmił, podchodząc bliżej. - Ja też o tobie myślę. - Jej serce zabiło mocniej. - Tak długo cię nie było. Martwi- łam się. Jericho prychnął. - Powinnaś się martwić o siebie. - Nie boję się ciebie. - Uniosła głowę. Na moment wstrzymała oddech, niepewna, czy jeszcze w ogóle będzie zdolna od- dychać. Jericho wydał jej się potężny i silny, a nawet trochę niebezpieczny. Gdy przystanął na stopniu tuż przed nią, ich oczy znalazły się na tym samym po- ziomie. - A powinnaś. Powinnaś się mnie bać, jak diabli. Przez chwilę mu się przyglądała. W jego oczach pod tą gorączką i pożądaniem uj- rzała jakieś cienie. Kręcąc głową, położyła dłoń na jego policzku. R L T - Nie stanowisz dla mnie zagrożenia. Zaśmiała się, ale ten śmiech trwał krótko, bo Jericho chwycił ją i przyciągnął do siebie. Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy, bez słów mówiąc mu, że go pragnie. - Dzięki Bogu - mruknął i przerzucił ją przez ramię. Krzyknęła zaskoczona, ale on to zignorował. W końcu zaakceptował fakt, że nie zazna spokoju, dopóki nie będzie się z nią kochał. To była właśnie ta noc. Wsunął rękę pod jej koszulę i pieścił jej uda, idąc w stronę swojej sypialni. - Dość czekania - oświadczył. - Dość myślenia i marzenia o tym. Dziś w nocy bę- dziesz krzyczała moje imię, aż ochrypniesz. Daisy jęknęła cicho. Jericho przyspieszył kroku, wyobraznia podsuwała mu coraz to nowe obrazy. Pies biegł tuż za nim, ale tym razem mu nie przeszkadzał. Kiedy dotarł do swojego pokoju, ruszył w stronę łóżka i rzucił na nie Daisy. Odbiła się od niego lekko jak piłka, a potem umościła na środku ręcznie szytej kołdry i spojrzała na Jericha szeroko otwartymi bursztynowymi oczami. On zaś rozbierał się w pośpiechu. - Wykąpałem się w rzece, żeby nie tracić czasu na prysznic, jak wrócę do domu. Uśmiechnięta oparła się na łokciach. - Woda pewnie była zimna. - Nic nie czułem. Chwilę potem znalazł się obok niej, zdjął jej koszulę, odsłaniając pełne piersi. Po- chylił głowę, pocałował najpierw jedną, potem drugą pierś Daisy, a ona wplotła palce w jego włosy i nie pozwalała mu przestać. Dotykał jej, aż wreszcie wsunął palce za gumkę jej fig, skrawka białej koronki. Jednym szybkim ruchem uwolnił ją od nich i poczuł, jak Daisy wygina się w łuk i cicho wzdycha pełna oczekiwania. - Jericho... - Pierwszy raz będzie ostro - mruknął z wargami przy jej piersi. - Za długo na cie- bie czekałem. - Tak - powiedziała i spojrzała mu w oczy, gdy uniósł głowę. - Proszę. Tak cię pra- gnę. R L T Nie potrzebował więcej słów zachęty. Rozsunął jej uda i ukląkł między jej nogami. Pieścił ją opuszkami palców, aż zaczęła się wić. - Jericho, teraz... - Zaraz - odparł, patrząc w jej oczy. Potem, kiedy już czuł, że Daisy dłużej nie może czekać, wszedł w nią. Uniosła się lekko, a on to wykorzystał i w niej zatonął. Otoczyła go tak ciasno, aż głośno jęknął. Na- reszcie był tam, gdzie od wielu dni pragnął się znalezć. Za niczym innym nie tęsknił. Tego chciał ponad wszystko. Jej gorących wes- tchnień i równie gorącego przyjęcia przez miękkie kobiece ciało. Oparł ręce po obu stronach głowy Daisy. Patrzyli sobie w oczy. Jego biodra unosi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|