image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

również i tutaj.
I moja gra ma się ku końcowi. Tego już nie napisałem. Tego już nie
znam. To już nie jest teatr. To jest życie. A w życiu nie ma widzów. Kurtyna
się podnosi. Ludzie, kochałem was. Bądzcie czujni!
9 6. 43.
 111 
LISTY JULIUSZA FUCZIKA
List wyniesiony potajemnie z więzienia Gestapo na Pankracu.
Mój owoc jest z tych, co pózno dojrzewają,
co słodnieją od mgieł na łąk smutnych skraju,
gdy ścielą się z wód czarnych na głęboki
brzeg, a na górach legł już pierwszy śnieg.
F. X. Szalda
Do Gustyny
Kochana moja!
Słaba, bardzo słaba jest nadzieja, że sobie jeszcze kiedyś pójdziemy
razem, trzymając się za ręce jak małe dzieci spacerujące po zboczu
nad rzeką, gdzie wiatr powiewa i grzeje słońce. Wątła jest nadzieja,
bym mógł jeszcze kiedyś w spokoju, wygodnie, otoczony przyjaznią
książek, napisać to, o czym oboje rozmawialiśmy i co się we mnie
gromadziło i dojrzewało przez dwadzieścia pięć lat. Szmat mego
życia zniszczyli już, gdy zniszczyli moje książki. Nie chcę jednak
ulec, nie chcę się poddać, aby i reszta nie przepadła, nie zginęła bez
śladu w białej celi nr 267. Dlatego w czasie, który kradnę śmierci,
piszę te uwagi o literaturze czeskiej. Nie zapomnij tego nigdy
człowiekowi, który ci je odda, że umożliwił mi, bym nie zmarł
całkowicie. Ołówek i papier, które mi dał, wzruszają mnie jak
pierwsza miłość i sprawiają, że teraz bardziej czuję, niż myślę,
 112 
bardziej marzę, niż układam słowa i zdania. Wprawdzie nie będzie to
łatwe pisać bez materiałów, bez cytatów i może dlatego niejedno z
tego, co widzę przed sobą jasno i czego niemal dotykam, będzie
niejasne i nierzeczywiste dla tych, którym chcę to powiedzieć.
Dlatego piszę przede wszystkim do ciebie, moja kochana, do mej
pomocnicy i pierwszej czytelniczki: ty najlepiej wyczujesz, co
miałem w sercu, i może z Ladiem i moim siwowłosym wydawcą
dopełnisz, co będzie trzeba. Serce i głowa są pełne, ale ściany są
puste. Jest to jednak trochę dziwne: pisać o literaturze, a nie mieć ni
książeczki, którą mógłbyś choćby wzrokiem pogładzić.
Jest to w ogóle dziwny los. Ty wiesz, jak kochałem przestrzeń,
słońce i wiatr i jak chciałem być wszystkim, co w nich żyje: ptakiem
czy krzewem, obłokiem lub włóczęgą. A przecież lata, długie lata
żyję pod ziemią losem korzeni. Niezauważalnych, pożółkłych
korzeni, otoczonych ciemnością i próchnem, a utrzymujących
drzewo życia nad ziemią. %7ładna wichura nie wywróci drzewa, które
ma mocne korzenie. To jest ich duma. Moja również. Nie żałuję
tego, nie żałuję niczego. Co było w mej mocy, wypełniałem z
radością. Ale światło, światło kochałem i pragnąłem wyrastać prosto
w górę, pragnąłem kwitnąć i dojrzewać jak owoc.
Cóż.
Na drzewie, któreśmy hodowali i wyhodowali, wyrosną, rozkwitną i
dojrzeją pokolenia nowych ludzi, socjalistyczne pokolenia
robotników, poetów, krytyków literackich i historyków, którzy może
pózniej, ale za to lepiej, powiedzą i to, czego ja już powiedzieć nie
mogłem. W ten sposób może stanie się mój owoc choć trochę
słodszy i przybierze pełne kształty, jeśli nawet na moje góry śnieg
już nigdy nie spadnie.
W celi nr 267, 28 marca 1943 roku.
Z listów pisanych z więzienia Gestapo w Bautzen i w Berlinie, które
przeszły przez cenzurą hitlerowską.
Bautzen, 14. 6. 1943 roku.
Kochana mamo, tato, Libo, Wiero i w ogóle wszyscy!
A więc zmieniłem, jak widzicie, miejsce pobytu i znalazłem się w
więzieniu śledczym w Bautzen. Po drodze z dworca widziałem, że
jest to ciche, czyste i przyjemne miasto, takie samo jest również jego
więzienie (oczywiście o ile więzienia w ogóle mogą być przyjemne
dla więzniów). Tylko ze tej ciszy po gwarze w Petschkowym Pałacu
 113 
jest tu jak gdyby trochę za wiele; siedzimy bowiem w pojedynczych
celach. Ale przy pracy czas całkiem dobrze mija, mogę nawet, jak
widzicie z załączonej adnotacji urzędowej, czytać pewne pisma, tak
że na nudę nie mogę się skarżyć. Zresztą każdy jest sam sprawcą
swojej nudy; bywają ludzie, którzy się nudzą nawet tam, gdzie inni
pięknie żyją, mnie zaś życie wydaje się ciekawe choćby za kratami;
wszędzie można się czegoś nauczyć, wszędzie można znalezć coś
dobrego na przyszłość (jeśli naturalnie ma się jakąś przed sobą).
Napiszcie mi szybko, co u Was nowego. Stosujcie się do
załączonego regulaminu urzędowego, to znaczy nie przysyłajcie
żadnych paczek, co najwyżej jakieś pieniądze na podany u góry
adres (z moim nazwiskiem). A teraz wszystkich Was serdecznie
pozdrawiam i całuję, ściskam i mam nadzieję, że do widzenia 
Wasz Julo
Bautzen, 11. 7. 1943.
Moi kochani!
Jak ten czas wariacko leci. Toż wydaje mi się, że zaledwie przed
kilku dniami pisałem stąd do was, a już znowu mam na stole pióro i
atrament... upłynął miesiąc. Cały miesiąc. Może myślicie, że w
więzieniu czas się dłuży  nie, wcale. Chyba właśnie dlatego, że tu
człowiek liczy godziny, tu wyraznie widać, jakie są krótkie, jak
krótki jest dzień, tydzień  i całe życie. Jestem sam w celi, ale nie
odczuwam samotności. Mam tu kilkoro dobrych przyjaciół: książki,
maszynkę, na której wyrabiam guziki, brzuchaty gliniany dzban na
wodę, z którym dobrze się żartuje (przypomina kompana, który
wolałby mieć w sobie wino niż wodę), a na samym dole, w kątku 
pajączka. Ileż z tymi towarzyszami można się nawspominać i
naśpiewać, naopowiadać  to wprost nie do wiary. A jak potrafi
mówić ta maszynka! Zawsze zgodnie z moim humorem; bardzo
dobrze się rozumiemy. Tylko gdy czasem zapomnę ją oczyścić,
złości się i pomrukuje, póki nie naprawię swej nieuwagi. Mam tu
jeszcze poza tym także innych znajomych. Nie w celi, ale na
podwórzu, po którym codziennie odbywamy spacer. Nie jest wielkie,
ale tylko mur oddziela je od wielkiego ogrodu z pięknymi, starymi
drzewami. Na podwórzu jest trawnik; rośnie tu taka masa różnych i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl