Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okrycia i inne potrzebne rzeczy. Nie była to już ta Becky co dawniej - twarz miała rumianą i okrągłą. Wkrótce potem powóz zatrzymał się pod ciastkarnią, a jadący wysiedli - akurat w chwili, gdy właścicielka sklepu ustawiała na oknie wystawowym tackę z dymiącymi ciastkami. Gdy Sara weszła do sklepu, kobieta odwróciła się, spojrzała na nią i zostawiwszy ciastka na oknie, podeszła do lady. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się uważnie w Sarę. Nagle jej dobroduszna twarz rozpromieniła się. - Dałabym głowę, że sobie panią skądciś przypominam - bąknęła. - Ale... - Owszem - wyręczyła ją Sara. - Pani raz dała mi sześć ciastek za cztery pensy, a... - A pani dała pięć ciastek małej żebraczce - przerwała kobieta. - Pamiętam o tym zawsze... tylko, że zrazu nie pomiarkowałam wszystkiego... Dalszy ciąg przemówienia skierowała już w stronę pana Carrisforda. - Pan szanowny wybaczy, ale niełatwo znalezć młodą osobę, co by miała tak baczne oko na twarz człowieka głodnego. Nieraz sobie o tym rozmyślałam. Niech mi panienka szanowna tego za złe nie wezmie - zwróciła się do Sary - ale pani teraz jakby bardziej rumiana... i lepiej wygląda, niż... niż wtedy... wtedy... - Dziękuję pani, istotnie lepiej się teraz czuję... i... i lepiej mi się powodzi - odpowiedziała Sara. - A przybywam tu do pani z wielką prośbą... - Do mnie, panienko szanowna! - zawołała sklepikarka, uśmiechając się dobrotliwie. - Owszem, daj Boże szczęście, niech panienka mówi. Czym mogę służyć? Wówczas Sara, oparłszy się o ladę, przedstawiła swój projekt co do ciepłych ciastek i zgłodniałych sierotek. Kobieta słuchała, wpatrując się w nią osłupiałym wzrokiem. - Ależ, daj Boże szczęście! - powtórzyła, wysłuchawszy do końca. - Uczynię to z całą przyjemnością! Sama pracuję ciężko i własnymi środkami zdziałać wiele nie potrafię... ale z pani pozwoleniem czuję się w obowiązku powiedzieć, że od owego dżdżystego dnia, dałam już niejeden kęs chleba ubogim, zawsze przy tym myśląc o pani... Jak pani była wówczas zziębnięta i przemoczona... i jaki głód wyzierał z jej oczu... A jednak pani tak hojnie ofiarowała swe ciastka, jak gdyby była co najmniej księżniczką. Pan Carrisford mimo woli się uśmiechnął na te słowa. Sara również się uśmiechnęła, przypominając sobie, jakie to wyrzekła słowa, kładąc ciastka na okrytych łachmanami kolanach dziewczynki. - Ona wydała mi się straszliwie zgłodniałą - odpowiedziała. - Była bardziej zgłodniała ode mnie. - Była wprost zamorzona głodem - rzekła kobieta. - Nieraz potem mi opowiadała, że gdy tam siedziała na zimnie, zdawało jej się, jakby jakiś wilk wydzierał z niej wnętrzności. - To pani widywała ją pózniej? - zawołała Sara. - A może pani wiadomo, gdzie ona teraz przebywa? - Owszem, wiem - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się jeszcze dobroduszniej niż przedtem. - Przebywa już od miesiąca u mnie, a mieszka... oto w tym pokoiku. A jakie z niej porządne i uczciwe dziewczynisko! Jaka pomocnica w kuchni i w sklepie! Ani by jej teraz pani nie poznała! Podeszła w stronę małej bokówki i coś zawołała przez drzwi. W chwilę pózniej za ladą stanęła jakaś młoda dziewczynka. Była to dawna żebraczka - ale już odziana czysto i schludnie, a wyglądem swym świadcząca, że nie głodowała już od długiego czasu. Była jeszcze nieśmiała, ale już z oczu jej znikł dziki wyraz, a buzia bardzo wyprzyjemniała. Poznała Sarę od razu i stanęła, wlepiając w nią oczy, jakby nie mogąc się jej napatrzeć. - Otóż, proszę pani - wyjaśniła kobieta - ja jej poleciłam, żeby przychodziła do mnie, gdy będzie głodna, a gdy przyszła, dawałam jej zawsze jakąś robotę. Przekonałam się, że jest do pracy chętna i jakoś ją polubiłam. W końcu dałam jej tu kącik; ona pomaga mi i sprawuje się dobrze, a zawsze darzy mnie wdzięcznością. Na imię ma Anna. Nazwiska nie posiada. Dziewczynki stały czas jakiś, przyglądając się sobie wzajemnie; następnie Sara wyciągnęła rękę z zarękawka i wyciągnęła ją poza ladę. Anna uścisnęła jej rękę - i obie dziewczynki spojrzały sobie w oczy. - Bardzo się cieszę - rzekła Sara. - Właśnie coś przyszło mi na myśl. Może pani Brown nie będzie miała nic przeciw temu, żebyś dawała chleb i ciastka biednym dzieciom... a i tobie może sprawi to przyjemność, bo przecie wiesz, co to znaczy być głodna. - Tak jest, panienko - odpowiedziała dziewczynka. A Sara czuła, iż ta dziewczynka zrozumiała jej słowa, mimo że mówiła tak mało - i tylko stojąc w miejscu patrzyła za nią, jak wyszła ze sklepu i wraz z panem Carrisfordem wsiadła do powozu. Za chwilę powóz zaczął się oddalać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|