Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przytknął nos do szyby. Pociąg nabierał prędkości: domy podskakiwały, dygotały i coraz szybciej uciekały do tyłu. Zaczął padać deszcz. Mniej posępnie byłby chyba na karawanie, w drodze na własny pogrzeb. Pół godziny pózniej zostawili za sobą przedmieścia Londynu i pociąg mknął teraz przez ponure pola - wszystkie pola wyglądają tak samo, kiedy patrzy się na nie przez płaczące deszczem okno, zwłaszcza jeśli szyba pokryta jest grubą na centymetr warstwą brudu. David nie miał czasu, żeby kupić na dworcu jakąś książkę czy komiks, zresztą rodzice nie dali mu pieniędzy. Przygnębiony osunął się na oparcie siedzenia, wiedząc, że nie pozostaje mu nic innego, jak znieść trzygodzinną podróż do King s Lynn. I dopiero wówczas zauważył, że oprócz niego w przedziale siedzą jeszcze dwie osoby, obie w jego wieku, obie równie przygaszone jak on: chłopiec i dziewczynka. Chłopiec, dość niski i otyły, miał na nosie okulary w drucianej oprawie. Był w czymś, co przypominało spodnie od szkolnego mundurka i w grubym swetrze, który zrobiono z tak dużej ilości wełny, że wyglądał jak przebrana za chłopca owca. Miał też długie, czarne włosy, które sterczały na wszystkie strony, jakby przed chwilą wyjął głowę z pralki. W ręku trzymał nadgryziony batonik Marsa i wszystkie palce ociekały mu lepkim toffi. Dziewczynka miała okrągłą, chłopięcą twarz, krótkie, brązowe włosy i niebieskie oczy. Jest całkiem ładna, pomyślał David, a właściwie byłaby ładna, gdyby nie to dziwaczne ubranie. Kamizelka mogłaby należeć do jej babki. Spodnie do brata. Natomiast kurtka powinna czym prędzej wrócić tam, skąd przyszła, ponieważ była na nią trzy razy za duża. Dziewczynka czytała jakieś czasopismo. David zerknął na okładkę i stwierdził, że to Cosmopolitan . Jego matka natychmiast wyrzuciłaby je z domu. Mówiła, że nie pochwala tych nowoczesnych kobiet . Nic dziwnego, bo najlepiej czułaby się w epoce kamienia łupanego. I to właśnie ona, ta dziwnie ubrana dziewczynka, przerwała panującą w przedziale ciszę. - Mam na imię Jill - powiedziała. - A ja David. - A jaJ...J...J...Jeffrey. - Nie wiedzieć czemu, nie zdziwili się, że Jeffrey się jąka. - Jedziecie na Diablą Wyspę? - spytała Jill, zamykając czasopismo. - Chyba na Czarcią - poprawił ją David. - Co to za różnica. To moja czwarta szkoła w ciągu trzech lat i jedyna, w której nie ma wakacji. - S...s...s...są - wyjąkał Jeffrey. - J...j...j...jeden dzień w roku. - J...j...j... jeden dzień mi wystarczy - odrzekła Jill. - Przyjadę tam i od razu wracam. - Wpław? - spytał David. - Szkoła jest na wyspie. - Jeśli będę musiała, przypłynę wpław nawet do samego Londynu - oznajmiła Jill. Pierwsze lody zostały przełamane i zaczęli rozmawiać, opowiadając o sobie i o tym, jak to się stało, że wylądowali w pociągu do Norfolk. David był pierwszy. Opowiedział im o Beton College, o tym, jak go relegowano i jak przyjęli tę wiadomość rodzice. - Ja też byłem w p...p...p...prywatnej szkole - odrzekł Jeffrey. - I też mnie relegowano. R..p...przyłapali mnie za pawilonem do krykieta, jak paliłem... - Palenie jest głupie - przerwała mu Jill. - To nie była moja w...w...wina. Chłopcy znęcali się nade mną, jeden z nich mnie podpalił i się paliłem. - Jeffrey zdjął okulary i przetarł je rękawem. - Zawsze się nade mną znęcali, bo jestem gruby, noszę okulary i się j...j...jąkam. Jeffrey chodził do szkoły o nazwie Godlesston w północnej Szkocji. Rodzice wysłali go tam z nadzieją, że chłopak zhardzieje. I rzeczywiście, przeszedł tam twardą zaprawę. Zimne prysznice, trzydziestodwukilometrowe przebieżki, czternaście razy na tydzień owsianka, i to wyłącznie dla nauczycieli. Uczniowie Godlesston musieli robić pięćdziesiąt pompek przed szkolną kaplicą i dwadzieścia jeden w kaplicy, podczas nabożeństwa. Dyrektor przychodził na lekcje w stroju gimnastycznym ze skóry leoparda, a nauczyciel wychowania fizycznego codziennie dojeżdżał do szkoły rowerem, co było tym niezwyklejsze, że mieszkał w Midlands. Biedny Jeffrey nie mógł tego wszystkiego wytrzymać i ostatni dzień semestru był dla niego naprawdę dniem ostatnim. Został relegowany, a już nazajutrz rano jego ojciec dostał prospekt reklamowy Szkoły Pod Wieżycami. Załączony do prospektu list był zupełnie inny niż ten, który otrzymał ojciec Davida. Przedstawiał szkołę jako wielki kompleks sportowy, centrum odnowy biologicznej i wojskowy obóz treningowy, słowem trzy w jednym. - Mój tata też dostał od nich list - powiedziała Jill. - Ale pisali w nim, że Szkoła Pod Wieżycami to miejsce z klasą. %7łe nauczę się tam wytwornych manier, haftowania, i tak dalej. Jej ojciec był dyplomatą i pracował w Ameryce Południowej. Matka była aktorką. Ani jedno, ani drugie nigdy nie bywało w domu i rozmawiali z Jill tylko przez telefon. Pewnego razu matka wpadła na nią na ulicy i nie poznała nawet, że to jej córka. Jednakże tak samo jak rodzice Davida, ojciec i matka Jill chcieli zapewnić jej dobre wykształcenie, dlatego zaliczyła aż trzy prywatne szkoły. - Z pierwszych dwóch uciekłam - wyjaśniła Jill. - Trzecia była czymś w rodzaju pensjonatu dla dziewcząt z dobrego domu. Uczyli mnie układania kompozycji kwiatowych i gotowania,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|