image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czenia.
Nad tą kwestią sama długo się zastanawiała.
- Nie przywiązywałabym takiej wagi do opinii innych, no i zignorowałabym umi-
zgi Damiena. - Unikała jego spojrzenia, ciągnąc po piasku mokry koc. Nie posłuchała-
bym twojej matki, miała ochotę dodać. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek indziej, nie mo-
gła tego powiedzieć. Sprawy między matką i synem układały się wystarczająco zle. Nie
chciała dolewać oliwy do ognia. - Nie wykreśliłabym ciebie z mojego życia.
- Nie wykreśliłaś, a przynajmniej ci się nie udało. Nie narzucałem się, ale to nie
znaczy, że straciłem cię z oczu. Tak było do matury, a potem wszelki słuch o tobie zagi-
nął.
Beth pokiwała głową.
- To niczego nie zmienia. Zasługiwałeś na znacznie więcej. - Nadal zasługujesz,
pomyślała. Poczuła przyspieszone bicie serca. Podjęła pewną decyzję. - Chciałam ci
jeszcze coś powiedzieć. - Przez chwilę zbierała się na odwagę do kolejnego wyznania.
Grając na czas, powoli zamoczyła koc i otuliła nim wieloryba. Zaczerpnęła głęboko po-
wietrza. - Zapomniałam o tobie na jakiś czas. Kiedy byłam w szponach nałogu, wypar-
łam cię z pamięci na całe lata. Zaraz po maturze byłeś w moich myślach dzień po dniu.
Zastanawiałam się nad tym, co zrobiłam wspominałam wszystko, co nas łączyło. Stara-
łam się stworzyć równie mocną więz z mężem, ale nic z tego nie wyszło. Kiedy zaczęłam
się staczać na dno, to wspomnienie coraz bardziej bolało, więc żeby uniknąć cierpienia,
przestałam o tobie myśleć.
R
L
T
- Rozumiem - powiedział z westchnieniem.
- Pewnego ranka obudziłam się i twój obraz stanął mi przed oczami, jakbyś przy-
szedł z jakąś misją do spełnienia. Zdałam sobie sprawę, że bardzo długo funkcjonowałam
jak żywy trup. Przypomniałam sobie, że jest ktoś, kto we mnie wierzył. - Spojrzała mu
prosto w oczy. - Dałeś mi siłę. To dzięki tobie przestałam pić. Wystarczyło wspomnienie
twojej dobroci i niezłomności charakteru, których mnie brakowało.
Marc opuścił głowę, nie wytrzymując pełnego napięcia spojrzenia.
- Chcę, żebyś wiedział, jaką rolę odegrałeś. Wyciągnąłeś mnie z bagna. - Splotła
nerwowo dłonie. - Alkohol pomógł mi zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrządziłam osobie,
którą kochałam. Kiedy piłam, nie myślałam o konsekwencjach mojej decyzji. Wspo-
mnienie o tobie uratowało mnie, kiedy byłam wrakiem człowieka.
Marc wpatrywał się w przestrzeń z napięciem na twarzy.
Beth kolejny raz zaczerpnęła głęboko powietrza.
- Zawsze nosiłam cię w sercu, tylko przez jakiś czas bałam się do tego przyznać.
To był rodzaj samoobrony. - Położyła dłoń na boku wieloryba, żeby powstrzymać drże-
nie palców. - Kiedy wczoraj wpadliśmy razem do wody, uświadomiłam sobie, że nadal
gościsz w moim sercu.
Kolejne minuty ciszy wydały jej się bardzo złowrogie. Starała się nie okazywać po
sobie ani nadziei, ani narastającej obawy.
- Nie oczekuję niczego w zamian. - Nieprawda, marzyła o wzajemności. Tak moc-
no, jakby od tego zależało jej życie. - Chciałam tylko... Musisz wiedzieć, że uratowałeś
mi życie.
Ciężko oddychał, patrząc jej prosto w oczy. Wreszcie odezwał się głosem pełnym
cierpienia:
- Beth, posłużyłem ci jako proteza.
Poczuła się, jakby ktoś ją spychał w przepaść.
- Nie, ja...
Przerwały jej krzyki dobiegające od strony wydm. W świetle wschodzącego słońca
zobaczyła kilka sylwetek.
R
L
T
Mieli zwoje lin i koce. Na ten widok chętnie wydałaby okrzyk ulgi i radości, ale te-
raz przede wszystkim chciała jeszcze zamienić z Markiem parę słów na osobności.
Rzuciła mu ostatnie błagalne spojrzenie.
Marc spojrzał na nią ostro.
- Nie możesz zastępować jednej obsesji drugą. Nie mogę wziąć na siebie takiej od-
powiedzialności. Znam to aż nazbyt dobrze.
No tak, jego matka... Chciała jeszcze coś tłumaczyć, ale poddała się euforii. Ratu-
nek przybył na czas. Szczęście mieszało się z bezbrzeżnym smutkiem.
Marc przyłożył ostatni wilgotny kompres, spoglądając na Beth.
- Przyjąłem twoje przeprosiny, ale dla mnie to nic nie zmienia. Może dla ciebie.
Miała wrażenie, że ziemia rozstępuje się jej pod nogami. Jak to? Wybaczył, ale nie
będzie w stanie zapomnieć i zacząć od nowa? Jedno bez drugiego nie miało dla niej sen-
su.
- Liczyłam na zrozumienie...
- Rozumiem więcej, niż myślisz. - Wydawał się bardzo zmęczony. - Minęło dzie-
sięć lat. Oboje się zmieniliśmy. Teraz jesteśmy zupełnie innymi ludzmi. Jeśli rzeczywi-
ście pomogłem ci pokonać... to wszystko, cieszę się. Nie jestem talizmanem, który
uchroni cię od nałogu. Czy naprawdę sądziłaś, że jak wyznasz mi, że byłaś alkoholiczką,
to znów zacznę ci ufać?
Tak, właśnie na to liczyła, chociaż dopiero teraz to do niej dotarło. W głębi serca
właśnie takiej nagrody oczekiwała za silną wolę, za pokonanie wstydu, za zwycięską
walkę z samą sobą. Audziła się, że los zwróci jej Marca i rozpoczną razem nowe życie.
Poczuła na sobie czyjeś dłonie. Ktoś wyprowadzał ją z wody, ktoś inny delikatnie
podtrzymywał. W desperacji wyciągała ręce do Marca. Nie mogła stracić go z oczu
choćby na moment. Coś jej mówiło, że jeśli tak się stanie, więcej go nie zobaczy.
Wreszcie zacisnęła mocno palce wokół jego dłoni. Rozpaczliwy gest słabej kobie-
ty. Marc wyglądał na równie udręczonego.
- Nie było ci łatwo przez te lata, wiem. Nie napawa mnie to satysfakcją, przeciw-
nie, bardzo mi przykro. Ale mnie rzuciłaś dla Damiena znacznie wcześniej.
R
L
T
Tak, uczyniła to z zimną krwią, chociaż wiedziona szlachetnymi pobudkami. Ule-
gła prośbom jego matki. Cały czas działała bezwolnie. Nawet teraz nie mogła się zdobyć,
by wyjawić, jaka była prawdziwa przyczyna rozstania. - A dawna przyjazń? - Aapała się
wszelkich argumentów, jak tonący brzytwy.
- %7łyłem bez niej tyle lat.
Jak mogłam czegoś więcej oczekiwać, powtarzała w duchu.
Marc powoli oddalał się, gestykulując i prowadząc ożywioną rozmowę z ratowni-
kami.
- Zaczekaj - krzyknęła.
Dała sobie ostatnią szansę.
Odwrócił się zrezygnowany.
- Co będzie dalej?
Wzruszył obojętnie ramionami.
- Każde z nas pójdzie swoją drogą. Doceniam twój wysiłek podczas akcji ratunko-
wej, ale dla mnie wszystko między nami jest skończone.
Beth noga za nogą wlekła się po piasku.
Przyciszony kobiecy głos coś szeptał jej do ucha, ale niewiele do niej docierało.
Ktoś owinął kocem i podał termos gorącej herbaty Ktoś opatrywał otwarte rany. Podda-
wała się tym zabiegom z ufnością dziecka. Po kilku godzinach spędzonych w ciemno-
ściach, mrużyła oczy oślepiona blaskiem promieni wschodzącego słońca. Inaczej to
wszystko sobie wyobrażała. Zwit miał być symbolicznym początkiem nowego życia. Sta- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl