image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym suchym, krótkim sformułowaniu mieści się ludzkiej nędzy i bezpardonowej
przebiegłości!
Kilka lat pózniej, we wrześniu 1909 r.. Sąd Okręgowy zasądził od Zarządu Kolei
Nadwiślańskiej sumę 2340 rb na rzecz Aukasza K. tytułem jednorazo-
 % % % % % % % % % % %BMMnBMHBHHHHHHMHMM 138
wego odszkodowania za okaleczenie podczas nie- I szczęśliwego wypadku oraz 122 rb za
prowadzenie sprawy. W swojej apelacji Zarząd Kolei zwracał uwagę, że K. jeszcze przed
osądzeniem sprawy scedował aktem rejentalnym czwartą część sumy, jaka będzie zasądzona,
wraz z procentami od całej sumy, a także kwotę przyznaną jako wynagrodzenie za prowadze-
nie sprawy, na rzecz niejakiego Zyndla J. W zwiÄ…zku z tym  pisano w skardze apelacyjnej
 suma ta powinna zostać zmniejszona do 1755 rb, bez procentów i wynagrodzenia za
prowadzenie sprawy, z tego mianowicie względu, że odszkodowanie za wypadek jest ściśle
związane z osobą pokrzywdzoną, w tym zaś przypadku jego część przypadałaby osobie trze-
ciej, nie mającej nic wspólnego z nieszczęśliwym wypadkiem.
Izba Sądowa argumenty apelacji tym razem jednak odrzuciła, uznając je za niesłuszne,
gdyż  jak stwierdzono  owego aktu notarialnego powód nie składał w czasie
postępowania przed obydwiema instancjami; brak więc było żądania, aby odszkodowanie
zostało zasądzone nie pokrzywdzonemu,'ale osobie trzeciej.
W ten sposób niecne praktyki pokątnych kauzy- perdów zyskały jakby urzędowe placet.
Ofiary wypadków mamione argumentem, że lepszy  kapitalik" niż miesięczna renta, zawsze
przecież niepewna, po podzieleniu się pieniędzmi z mecenasem dobrodziejem rychło
zostawali bez grosza sam na sam ze swym kalectwem i obojętnością społeczeństwa.
 %BHBBHHBBHI
 % % % % %MMMI
Kotły jak armaty
Oczywistą jest rzeczą, że winę za częste katastrofy na kolejach ponosili w wielu
przypadkach ludzie; przestarzałe prawo karne nie przewidywało jednak odpowiedzialności za
tego typu zdarzenia. Doszło natomiast do procesu sądowego po wybuchu parowego kotła.
Był to chyba dopiero drugi  po owym zawaleniu się domu w 1875 r.  przypadek
pociągnięcia do odpowiedzialności karnej przedsiębiorców.
Machiny parowe zainstalowano w warszawskich zakładach przemysłowych 
wprawdzie nielicznych
 już we wczesnych latach dwudziestych XIX wieku, ale cenę postępu w tym zakresie
płacić zaczęła Warszawa na dobre w latach osiemdziesiątych, gdy pierwsze pokolenie
sprowadzonych kotłów zaczęło się starzeć, a nastawieni przede wszystkim na zysk
fabrykanci eksploatowali je do granic możliwości. Kotły wybuchały wówczas dość często, co
niemal zawsze pociągało za sobą ofiary.
W 1880 r. wybuchł kocioł w walcowni żelaza B. Handtkiego na Koszykach, w tym
samym roku w fabryce Lilpopa, Loewensteina i Sp., w następnym
 w fabryce Mi reckiego przy Smolnej. Wyleciał wówczas w powietrze ogromny kocioł i
spadł po drugiej stronie piętrowej kamienicy. Zdruzgotał przy al. Jerozolimskich całą
oficynę, zabił kilku ludzi, kilku zaś śmiertelnie pokaleczył.
Największe wrażenie wywarła eksplozja kotła w zakładach metalurgicznych Lilpopa,
Raua i Loe-
wensteina na rogu Książęcej i Smolnej w 1889 r.  Kurier Codzienny" opublikował wówczas
artykuł  Czy można uniknąć wybuchu kotła parowego"? i polecał broszurę  Jak zapobiegać
wybuchom kotłów parowych?" Aleksander Zwiętochowski napisał zaś w  Prawdzie" (1888,
nr 46) krótko, ale obrazowo:  Każda fabryka to prochownia, każdy kocioł to armata".
Wkrótce potem w Sądzie Okręgowym odbył się proces dyrektora technicznego
Marchessona i inżyniera Manitiusa z fabryki  Wulkan" na Pradze, gdzie w roku poprzednim
też nastąpił wybuch kotła. Zginęło wówczas 2 robotników, jeden zmarł już pózniej. 10 było
ciężko rannych. Dyrektora i inżyniera oskarżono o przyczynienie się do śmierci robotników.
Obaj nie przyznali się do winy i twierdzili, że rozciągnęli nad kotłem należyty nadzór,
świadkowie zeznawali sprzecznie; jedni twierdzili, że w kotle nie było wody, inni, że była,
jeszcze inni, że manometr, świeżo po naprawie, nie był poddany należytej próbie. Ostatecznie
obu oskarżonych uniewinniono.
W prymitywnych warunkach, w jakich pracowali robotnicy, łatwo było o pożar. Na ogół
ogień rozszerzał się z niezwykłą szybkością i trawił nie tylko fabryczne budynki; oczywiście,
nie obywało się i bez ofiar w ludziach. Jeden z takich pożarów opisał w  Kurierze
Warszawskim" (1877, nr 157) Prus. Oto najbardziej dramatyczny fragment jego relacji:
 Około ósmej wieczorem dostrzeżono dym w ślu- sarni czy też w blachami, był to
początek pożaru, tak drobny, że go kilku ludzi ugasić mogło. Nim jednak ludzie ci zbiegli się,
ogień ogarnął cały gmach, więk-
l
szy od Banku Polskiego. Napojone kapiącą z machin oliwą podłogi, sterty wełny i tkanin
zajęły się z przerażającą szybkością. Robotnicy, których zebrać zdołano, rzucili się w ogień,
przy czym kilku odniosło lekkie rany. Wprowadzono w ruch sikawki i dwa ekstynktory (tak
początkowo z łacińska nazywano gaśnice, przyp. S.M.) fabryczne, przybyło też pięć sikawek
z okolicy, ale na próżno. Ogień wydobywał się wszystkimi oknami, a jest ich chyba około
setki, pożarł dach ze smołowanej tektury i strawił belki. Szyby prysnęły, tynk ze ścian
odpadał. Około dziesiątej z piorunowym grzmotem runęły z wysokości trzech pięter żelazne
narzędzia, a na nie  popioły dachu. Zciany poczęły pękać, a wyższe części niektórych
zwaliły się na ziemię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl