Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdenerwowany, nigdy nie wyglądał, jakby miał zmienić o mnie zdanie. - Dzięki. - Wypadło to blado i nieadekwatnie. - Za wszystko. - To dla mnie zaszczyt i przyjemność. - Nawet nie podniósł wzroku. - Jak udało ci się uciec Siergiejowi? Wzdrygnęłam się na dzwięk tego imienia, Ash podniósł czujnie wzrok, Graves się przygarbił. Teraz wpatrywał się w swój talerz, nie we mnie. Cóż, to pytanie musiało w końcu paść. A ja byłam mu winna wyjaśnienie. Poczułam suchość w ustach. - Anna... była tam. I ta jej straż. Wszyscy zamknięci. My... Leon też tam był. Uderzyłam go bardzo mocno i uderzyłam Sier... - Nie potrafiłam wymówić jego imienia. Nie po tamtym magazynie i małym ciemnym pokoju, w którym po prostu się pojawił. - Dziabnęłam go... - Lampą. - Graves przyszedł mi z pomocą. - A potem się wynieśliśmy. Nie wspomniał o tym, że ssałam krew Anny. Ani o tym, że wrócił i strzelił do króla wampirów. I uratował mi życie. Spostrzegłam, że ściskam złączone dłonie. Moje kły zaczęły delikatnie mrowić, poczułam zapach dymu. - Graves po mnie wrócił. Wszystko płonęło. Anna i jej strażnicy zniknęli. Jak już byliśmy na zewnątrz, znalazł nas Ash. - Powinienem był pójść za srebrnogłowym. - Christophe odsunął atlas, jeszcze raz przewertował notatnik. - Bóg jeden wie, jak on cię znajduje. Nie rozumiem tego. No i teraz nie jest już złamany. - To stało się wcześniej, w Scholi Primie. Tuż przed tym, gdy Leon... wystawił mnie. - Zabrakło mi słów. Podciągnęłam nogi, oparłam pięty o krzesło, objęłam rękami kolana. - Zasugerował, że to ty wydałeś Gravesa Siergiejowi, z mojego powodu. A ja mu uwierzyłam. Tak czy inaczej, wyniosłam się ze Scholi, a resztę znasz. - Częściowo. - Nadal wpatrywał się w mój charakter pisma. Kartki zadrżały, gdy się wzdrygnął. - Wyruszyliśmy, by ratować loup-garou, ale okazało się, że to zmyłka, potem trafiliśmy na kolejną. To była zręcznie przygotowana pułapka. - Czy znalazłeś... czy Leon... - zaczęłam. To prawda, że Leon zdradził mnie królowi wampirów i byłam niemal pewna, że zginął w tym małym ciemnym pokoju. Tak samo Graves.' Ale mimo wszystko był djamphirem, nie wampirem i miałam nadzieję, że jakoś się z tego wykaraskał. - Nie żyje. A gdyby było inaczej, sam bym go zabił. Mój ojciec uciekł, śmiertelnie ranny, a ja byłem pewien, że ty nadal żyjesz. Pewnie Zakon przestał już przetrząsać tamto pogorzelisko w poszukiwaniu twoich szczątków. Powiedział to z takim spokojem... Sandwicz poruszył się w moim żołądku, przełknęłam ślinę, usiłując przekonać go, żeby został tam, gdzie był. - Bruce też myśli, że jestem martwa? Christophe wzruszył ramionami, odłożył notatnik. - Niedługo zajdzie słonce. Idę poczynić pewne przygotowania. Mam nadzieję, że mogę prosić cię, byś tu została, a ty posłuchasz? Skinęłam głową. - Chyba że pojawią się kolejne wampiry - To miał być dowcip, ale wypadł słabo. Objęłam kolana jeszcze mocniej, mój podkoszulek się zadarł. Teraz, gdy moje ciało tak się zmieniło, właściwie nie wiedziałam, kim tak naprawdę jestem. Christophe spojrzał na mnie łagodnie, w skupieniu. Nigdy nie widziałam, żeby patrzył w ten sposób na kogoś innego. Nawet w prawdziwych wizjach, gdy patrzył na moją matkę, jakby pragnął... Jakby chciał ją zjeść. Nie, to złe słowo. Jakby chciał ją skonsumować, wchłonąć, zasymilować. Ale na mnie patrzył tak, jakby widział mnie, prawdziwą Dru Anderson, a nie tę maskę, którą pokazywałam światu. Odsunął krzesło i wstał jednym płynnym ruchem. - Wrócę przed zmrokiem. - Wziął swoją nową torbę i przeszedł obok mnie, po drodze opuszczając rękę i dotykając mojego ramienia. Poczułam się tak, jakby wlał we mnie gorącą siłę; fala ciepła dotarła aż do kości, nie pozostała na skórze, jak aspekt. Zatrzymał się przy drzwiach. Spojrzał na mnie przez ramię, to było tak, jakbyśmy byli sami w pokoju. - Cały czas miejcie zamknięte drzwi. Gdy wyszedł na korytarz, do pokoju wpadło wilgotne powietrze i oślepiające światło słońca; klimatyzacja zwiększyła nawiew zimnego powietrza. Tu, w betonowej dolinie, nadchodziła najgorętsza część dnia, popołudnie przechodzące w wieczór. W górach przynajmniej byłby wiatr, strumień i drzewa... I spalony szkielet domu. Teraz nie miałam już nic oprócz ziemi, a i to dopiero kiedy skończę osiemnaście lat. Zawsze myślałam, że przeniosę się tam, jak skończę szkołę, gdy ucieknę od wszystkiego. Może odczyniałabym uroki i inne takie rzeczy w zamian za jedzenie, tak jak babcia. W tej części kraju mogłabym jakoś związać koniec z końcem; ludzie w górach tak właśnie żyli. Wiedziałam, że tak naprawdę to by nie zagrało. Ale takie miałam marzenie, które teraz zostało mi wydarte. Tak jak wszystko inne. Drżenie przesunęło się po moich kościach, jakby ciało nie mogło się zdecydować, czy dostanę ataku agresji, czy nie. Ash nadal jadł, wpatrując się we mnie jasnymi oczami. Ciągle był strasznie brudny, musiałam jakoś zaciągnąć go pod prysznic. Christophe przyniósł ubranie również jemu, myślał o wszystkim. - Dru? - Graves poruszył się, jakby chciał oderwać się od łóżka. - W porządku? Nawet nie pytaj... - Ja... - Zapiekły mnie oczy. - Nie wiem. Sztywnymi palcami odgarnął włosy ze swojej twarzy. Nie patrzył na mnie. - On tam był. Na krótko przed tym... przed atakiem wampirów. - Straciłeś płaszcz. - Moje włosy zasłoniły twarz, pieczenie w oczach przeszło w gorące łzy. Teraz nie mogłam ich już powstrzymać. Jezu. Muszę wreszcie przestać ryczeć i to już. Graves chrząknął cicho. - Nie ma sprawy. Na dworze jest chyba z pięćdziesiąt stopni, nie potrzebuję go. Dru, musimy pogadać. O Jezu. Za każdym razem, gdy mamy o czymś gadać, kończy się tym, że jestem jeszcze bardziej rozbita. Nie kupuję tego. - Nie teraz - zerwałam się, otarłam oczy. - Chodz, Ash, musisz się umyć. Rozdział 11 TO znowu było subaru, tylko nowsze niż poprzednie. Elektryczne okna i zamki, duży bagażnik, delikatny zapach wanilii płynący z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|