image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przyznać się do rzeczy, które nie są w kolizji z naszym prawem, i rzucić podejrzenia w innym
kierunku. Pozwolę sobie przypomnieć panu, panie inspektorze, sprawę wdowy Martell.
Morderca uciekł, a potem zgłosił się do policji i dał tak psychologicznie umotywowane
odpowiedzi, że policja mu uwierzyła. No, bo po co się zgłaszać, skoro się jest dobrze ukrytym
i ma się zapewnione alibi. To dobra podchwytka. Należy ją wziąć pod uwagę.
 Zdaniem pana Laleczka, jak na razie, jest poza oskarżeniem.
 Tego nie powiedziałbym  odparł Carpeau.  Ujęcie Laleczki rozwiązałoby nam
sprawę od razu.
 A dlaczego w takim razie, skoro Laleczka jest niewinny i nie zabił nikogo, widząc
śmierć swych przyjaciół i długoletnich towarzyszy nie zgłosił się do nas, naświetlając nam
cały aspekt tej sprawy i wiedząc, że oskarżenie tamtych padnie na niego? Tamci, według pana
winni, zgłosili się, a on bez winy  nie.
 Może sam przygotowuje się do odwetu. I nie ma zamiaru się dekonspirować.
 Tym bardziej należy się nim zająć, żeby nie przysporzył nam jeszcze roboty. No, ale
żarty żartami. Muszę panu coś powiedzieć. Proszę się na mnie nie gniewać, że będę szczery.
Bliscy współpracownicy muszą być we wzajemnych stosunkach ze sobą szczerzy.
Carpeau zmieszał się nieco.
Merlin uśmiechnął się do niego.
 Pańskie uwagi są bardzo cenne. Dały mi już dużo do myślenia. Pomogły w śledztwie,
to nie ma dwóch zdań. Tylko, widzi pan  inspektor znowu się uśmiechnął przyjacielsko 
za dużo tego wszystkiego. Za wiele pomysłów, za wiele interpretacji, za bogato. To
oczywiście wynika z żarliwości do pracy, z żarliwości nowicjusza w tego rodzaju śledztwie.
 Zdaję sobie sprawę, panie inspektorze, że nie mam jeszcze wprawy, że wszystko
wydaje mi się ważne i nie potrafię jeszcze eliminować rzeczy mniej ważnych...
 To jasne. Czy pan myśli, że ja nie popełniałem tych samych błędów? Popełniałem.
Dopiero z długoletnią praktyką wyrabia się specjalny zmysł, zmysł czujnego psa. Pan jest już
doskonałym fachowcem w dziedzinie przestępstw walutowo_kasynowych, jeśli można
nazwać w ten sposób drugą stronę rzeczywistego prosperowania kasyna, ale to niestety nie to
samo co przestępstwa natury zbrodniczej.
 Ja to wiem, panie inspektorze. Znam swoje słabe strony, ale wyznam panu, że w tym,
co tu naopowiadałem, kryją się zalążki prawdy. Ja to czuję. Nie umiem jeszcze panu tego
udowodnić, nie potrafię być przekonujący, ale mam tę świadomość, że się nie mylę.
 Powiedziałem już panu, że usłyszałem od pana wiele sformułowań, nad którymi nie
można przejść obojętnie...
 Tylko które, panie inspektorze?  Carpeau patrzył w skupieniu na Merlina.
Zadzwonił telefon. Stary wzywał Merlina do siebie.
 Porozmawiamy jeszcze o tym  inspektor poprawił krawat i przygładził włosy. 
Proszę być jednak przekonanym, że każdą z pańskich uwag analizuję bardzo dokładnie. I
bardzo pana chwalę przed Renaudem.
 Dziękuję. Nie zasłużyłem jeszcze na pochwały.
 Nie lubię skromności. Moje zastrzeżenia dotyczyły pańskiej nadwrażliwości.
Chciałem tylko pohamować pański lotny umysł i skierować go na drogę większej precyzji.
Nic więcej.
Stanęli przy drzwiach gabinetu.
 Aha! Mam dla pana robotę  przypomniał sobie Merlin.  Musimy wyświetlić
ostatecznie sprawę tej nieszczęsnej skrzynki z konserwami. Przejdzie pan do "Tarasconu",
dobrze? Chcę mieć już z tym spokój.
 Postaram się skupić na tej skrzynce  uśmiechnął się Carpeau  i przynieść
wyczerpujące dane.
 To ważne. Sam pan zresztą o tym wspomniał. Nasi eksperci oświadczyli, że jest to
broń amerykańska, wyprodukowana w 1953 roku, często używana przy napadach w Stanach
Zjednoczonych. Nie sądzę, by inny egzemplarz znajdował się w Nicei. Numeru broni nie
udało się zidentyfikować. Został zniszczony ostrym rylcem.
 W takim razie proszę pana, by wezwano obydwu gangsterów do prefektury na te
godziny, w których będę przebywał w "Tarasconie". Ich obecność utrudniałaby mi pracę.
Merlin zastanowił się przez moment.
 Tak, wezwę ich. Mam zresztą kilka pytań do nich. A pan niech sobie radzi z
Cottardem. To stary zrzęda i choleryk. Ma już nas dość.
 A zatem zaczynam operować w "Tarasconie" około dziesiątej.
 Wezwę ich w takim razie na dziesiątą.
 Doskonale.
 Do widzenia. Stary już na pewno szaleje, że się spózniam.
 Do widzenia  podali sobie dłonie już na korytarzu.  Jak pan myśli, panie
inspektorze  zapytał jeszcze Carpeau  czy będzie co ze mnie?
 Ależ naturalnie, Carpeau. Cóż z pana za skromny człowiek.
XIII
Następnego dnia o godzinie dziesiątej piętnaście Carpeau zajechał przed hotel
"Tarascon", a ponieważ podjazd szczelnie wypełniony był samochodami, zaparkował swój
wóz po drugiej stronie bulwaru przed ogrodem Lympia, który tworzył jedną z naturalnych
ozdób "Tarasconu", a także  jak wiadomo  służył za miejsce stałych przechadzek pannie
Higgins i jej ulubionemu pekińczykowi.
Carpeau przeciął jezdnię i wszedł do hallu.
 Pan się nazywa Cottard?  zapytał siedzącego w portierni grubasa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl