Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Panna Rouy skinęła głową na znak, że potwierdza słowa Cottarda. Pózniej widziałem tę panią w naszym ogrodzie. W ogrodzie? panna Rouy uniosła brwi? No tam wskazał ręką w kierunku ściany. Nie byłam nigdy w ogrodzie. Jak to nie? skoczył Cottard. Przecież gdy szła pani z panem Cabsem na górę, spytałem panią, czy podoba się pani nasz ogród. Odpowiedziała pani, że jest najpiękniejszy na świecie. Pamiętam to dobrze, bo ogród to moja duma. Moje hobby. Powiedziała pani czy nie? Tak, to powiedziałam, ale myślałam, że pan tak nazywa park Lympia. Co mnie obchodzi park Lympia. Czy to mój park? Mój jest ogród i pani go pochwaliła. Powiedziała pani, że o zmroku jest wspaniały. Przyznaję, że tak się wyraziłam. A dlaczego się spytałem o to pani? Dlatego podbiegł do niej zapominając o bólu że przedtem widziałem panią w moim ogrodzie, właśnie o zmroku, w moim ogrodzie, powtarzam, a nie w parku. Nigdy nie byłam w pańskim ogrodzie. Nawet nie wiem, gdzie jest! odpowiedziała twardo. Ludzie, ludzie, co wy ze mną robicie? złapał się za głowę i potrząsnął nią, jakby dostał napadu epileptycznego. Merlin podszedł do niego i wziął go pod ramię. Spokojnie, spokojnie. Czy pan poznaje tę panią? Jak to poznaję? wykrzyknął. A kto ma drugie takie wariackie włosy! Nie widziałem w życiu takich włosów. Po tych włosach poznałbym panią na końcu świata. Zatem kobieta spotkana w ogrodzie miała takie same włosy? Inna? To ona. Widzał pan u kogo innego takie włosy? Widziałem uciął krótko inspektor. Zwraiuję opadł z sił i zaczął się macać w okolicy biodra przeklęte kamienie. Merlin poniechał dalszej rozmowy z Cottardem, wyprowadził pannę Rouy do hallu i kazał Cabsowi i Terence'owi udać się za nią. Cabs patrzył spode łba na pannę Rouy, a Terence uśmiechał się bez przekonania. Marly czekał na nich w pokoju Higgins. Jest co nowego? spytał inspektor. Znalazłem przyrządy do golenia oznajmił Marly. Proszę, niech panowie wejdą powiedział Merlin do gangsterów ustępując im miejsca w drzwiach. Cabs i Terence wkroczyli do środka z ociąganiem. Spuścili oczy. Czy panowie znają tego człowieka? spytał Merlin. Milczeli przyglądając się zwłokom. Nie poznają, że Laleczka żachnęła się panna Rouy. To są ludzie? Merlin spojrzał na sekretarkę i rzucił szybko do gangsterów: Czy to jest Laleczka? Terence zaśmiał się głupkowato, Cabs przystąpił bliżej trupa i nachylił się nad nim. Potem powoli odwrócił głowę i rzekł: Tak, to Micky. A pan? rzekł do Terence'a. Teraz z kolei nachylił się blondyn i zaraz potem stwierdził z naciskiem: Oczywiście, że Laleczka. Cały ogień na laleczkę! dodał aforystycznie. O, tak. Cały ogień na Laleczkę. I gangsterów, i policjantów twarz inspektora rozjaśnił uśmiech. Dziękuję, to bardzo ważne. Nie wiem czy panowie zdają sobie sprawę, że od tej chwili jesteście podejrzani o zamordowanie swojego przeciwnika? Terence dostał ataku śmiechu. Panna Rouy spojrzała zgorszona jego zachowaniem przy nieboszczyku. Ależ tak, inspektorze. Zdajemy sobie sprawę. Tylko musicie nam to udowodnić. Clive, pójdziemy do mamra. Na wypoczynek. Skuć ich? spytał Marly sięgając do kieszeni munduru. Nie! odrzekł Merlin. Panowie pozostają do dyspozycji władz śledczych w hotelu. To jest dopiero policja! wrzasnął Terence. %7łyć, nie umierać. Marly nie rozumiał po angielsku i zdziwienie jego nie miało granic, gdy inspektor nie kazał mu wykonać zwykłego obowiązku wobec morderców. Cofnął się i wzruszył ramionami. Cabs wystąpił do przodu i skierował pełne nienawiści spojrzenie na pannę Rouy. A ona? Czego chcesz ode mnie? zdenerwowała się panna Rouy. Merlin nakazła jej spokój. Zwrócił się po angielsku do gangstera: Pan jest całkowicie pewien, że ta osoba jest mordercą Laleczki? Tak. Mam oko. Pamięta pan wszystkie szczegóły jej garderoby? Tak odrzekł Cabs patrząc na pannę Rouy, która czuła się bardzo nieswojo pod jego groznym spojrzeniem. Na pewno? Nie mylę się. Ona. Czy któryś z panów ofiarował tej pani kwiat na tarasie? Tak, to ja jej dałem rzekł Cabs i ani jeden mięsień nie drgnął mu w twarzy. Czy kobieta, którą pan widział wychodzącą od Thomsona, miała kwiat wpięty w suknię? Gangster oburzył się w pierwszym odruchu. Miała. Niech się pan zastanowi. Idzie tu również o pańską wolność. Terence drapał się po głowie i przestępował z nogi na nogę. Clive, to ważne. Wez się w garść. Cabs chrząknął, wykazując zdenerwowanie. Merlin czekał, założywszy ręce na piersi. Proszę dobrze pomyśleć. Cabs utkwił wzrok w sukni panny Rouy, w miejscu, gdzie wpięła na tarasie magnolię. No, Clive? ponaglał go Terence. Miała, czy nie miała? Cabs poruszył głową. Nie wiem powiedział cicho. Zupełnie teraz nie wiem. Terence przyskoczył do panny Rouy i rękami zaczął machać w okolicy jej lewej piersi. Przecież to taki duży, biały kwiat. Popatrz, jaki duży. Taki kwiat rzuca się w oczy. Cabs zamknął oczy i zachwiał się na nogach. Potem szybko się wyprostował. Nie miała. Merlin zbliżył się do niego. Więc zmienia pan zdanie? Wtrącił się Terence: To jasne, że nie miała. Inaczej by przecież zauważył. A czemu pan tak bardzo chce, żeby nie miała? zwrócił się do niego Merlin, robiąc zdziwioną minę. Terence zakołysał się na obcasach i zaśmiał się: Lubię prawdę. A tu widzę, że panu na tym kwiecie zależy. Inspektor poklepał go po ramieniu. Panu zależy, bo ta pani wskazał na pannę Rouy nie ma kwiatu. Zapomina pan jednak, że zemdlała i kwiat odpadł. Przenoszono ją nieprzytomną. Mógł się oderwać. To chyba nie nasuwa wątpliwości? Terence wybuchnął śmiechem. Popatrz, Clive, ten pan bierze nas za bardzo głupich chłopców. Chce się bawić z nami w ciuciubabkę. Cabs uśmiechnął się kwaśno i w dalszym ciągu wpatrywał się w pannę Rouy, mierząc ją nieprzyjaznym spojrzeniem. Merlin stanął pomiędzy nim a panną Rouy. Wyciągnął papierosa z pudełka, uderzył nim kilka razy o wierzchołek dłoni i powiedział pocierając zapałkę: Proszę, niech pani poda rękę temu panu. Panna Rouy bezwiednie schowała rękę za siebie. Proszę, niech pani poda rzekł z naciskiem, wypuszczając kłąb dymu. Maszynistka powoli wysunęła ramię. A pan? powiedział Merlin. Cabs uczynił to samo, również bez większego przekonania. Proszę, niech pani mu uściśnie dłoń. Mocno, jak pani potrafi najmocniej. Panna Rouy zacisnęła dłoń wokół dłoni gangstera. Wtedy Merlin odezwał się po angielsku do gangstera: Pańska pogromczyni uścisnęła panu rękę. Wziął pannę Rouy za drugą rękę, nie czekając na reakcję gangstera. Doszli do klatki schodowej. Marly? krzyknął w głąb korytarza. Każesz im zejść na dół. My zaś wejdziemy do apartamentu Thomsona. Skinął na policjanta czuwającego na schodach i polecił mu wezwać na górę milionera. Poczekali, aż gangsterzy zejdą do hallu . Cabs jeszcze przystanął na półpiętrze i jeszcze raz utkwił wzrok w pannie Rouy. On mnie nienawidzi powiedziała zdenerwowana. Patrzy na mnie, jakbym zamordowała mu żonę. Merlin pokiwał głową. No, chodzmy. W pierwszym pokoju Thomsona bez trudu odnalezli magnolię. Tkwiła wetknięta we flakon stojący na niewielkim biureczku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|