Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nością. Robert przecież niczego nie przemilczał i uczci- wie opowiedział o swoich uczuciach. Uznał, że tak będzie fair, choć z góry wiedział, co pomyśli James, słysząc jego wyznanie. Oto lord Winthrop, wielki orędownik rozwagi i małżeństwa z osobą odpowied- nią, zakochał się w podrzutku! I do czego to może doprowadzić? A do tego, że James Stanford, przyszły wicehrabia, jeszcze dzisiejszego wieczoru wróci w ob- jęcia panny Blazel, i kto wie, czy nie z poważną propozycją wspólnej przyszłości. W tej chwili jednak to nie przyszłość Jamesa Stan- forda była sprawą najważniejszą... Robert, zaraz po wejściu do mieszkania, rzucił służącemu swój płaszcz, podbity bobrowym futrem, i zapowiedziawszy, że obiadu jeść nie będzie, poszedł wprost do gabinetu. Brandy była teraz wprost nieodzowna, w tej jakże przygnębiającej sytuacji. Owszem, on też cierpiał, ale cóż to znaczy wobec tego, co przeżywa teraz Hanna... Kiedy wyjmował korek z kryształowej karafki, do pokoju wszedł kamerdyner. Milordzie, pan wybaczy. Przyszedł do pana list. Proszono, abym przekazał natychmiast, kiedy pan się zjawi. 242 Gail Whitiker Robert spojrzał przelotnie na list i skinął głową. Dziękuję. Proszę położyć na biurku. Czy pan życzy sobie jeszcze czegoś? Nie, nie, dziękuję. Możecie odejść. Po wyjściu służącego Robert napełnił kieliszek i roz- siadł się w fotelu. Wypił duży łyk, zamknął oczy i czuł, jak ostry płyn znaczy sobie ścieżkę w jego przełyku. Do licha! I cóż teraz będzie? Hanna z pewnością opuści dom sir Rogera i lady Montgomery, widział przecież, jak zdumiona i przerażona była ich reakcją. Tylko dokąd to Hanna ma się udać? W jego londyńskim mieszkaniu zamieszkać nie może. Tego Robert nie chciał, bo choć dla świata nadal byli rodzeństwem, on nie chciał ryzykować reputacji Hanny nawet wobec tych kilku osób, które znały jej tajemnicę. Do hotelu? Wykluczone! Wtedy dopiero podniosłoby się larum. Jakże to? Panna Winth- rop nie może mieszkać u wujostwa? Ani u swego brata? A czymże ona tak naraziła się swojej rodzinie? Do diabła! Dopił brandy i kiedy nalewał sobie kolejną porcję, wzrok jego padł na list, leżący na biurku. Złamał pieczęć, rozwinął biały arkusz papieru. Litery wydały mu się duże, zamaszyste, jakby autorem listu był mężczyzna. Ale list podpisała kobieta. Niejaka Mary MacKinnon, która mieszka... Robert poczuł na plecach zimny dreszcz. Culstock Cottage, w Bonnyrigg. Bonnyrigg. Miasto w Szkocji, koło którego pod- rzucono Hannę. Skandaliczne zaloty 243 Tej nocy Hanna nie mogła zasnąć, dzięki temu jednak, kiedy za oknem już dniało, udało jej się podjąć ostateczną decyzję. Wróci do Gillingdon Park. Była pewna, że Robert okaże życzliwość i pozwoli jej tam zamieszkać, na czas krótki przecież, bo ona na gwałt będzie szukać nowego mieszkania i jakiegoś zajęcia, z którego zdoła się utrzymać. Tu, w domu przy Cavendish Square, nie była już mile widzianym gościem. A wczoraj, w tych chwilach tak przykrych, jedyną rzeczą miłą była reakcja Alice. Reakcja zdumiewająca, bowiem Alice, choć przerażona, okazała się sojusznikiem. Nie odeszła, kiedy Hanna zalała się łzami i prosiła, żeby zostawić ją samą. Alice siedziała obok i trzymała Hannę za rękę, a kiedy płacz ucichł, rozmawiały długo i Hanna była zdumiona nagłą prze- mianą, jaka zaszła w egzaltowanym dziewczęciu. Jakby to dziewczę nagle przeistoczyło się w istotę dojrzałą. Ale współczucie z strony Alice nie miało żadnego wpływu na zamysły Hanny, zdecydowanej wyjechać z Londynu jak najprędzej. Już dzisiaj. Spakuje szybko swoje rzeczy, wynajmie powóz i ruszy do Gillingdon Park. Sir Roger i lady Montgomery nie będą się starali jej zatrzymać, tego Hanna była pewna. I dlatego zdumiała się bardzo, kiedy o wpół do dziesiątej sir Roger wezwał ją do swego gabinetu. Schodziła na dół na drżących nogach, zbierając w sobie resztki odwagi. Przed drzwiami gabinetu wyprostowała się jednak i z dumnie uniesioną głową, szeleszcząc suknią w kolorze lawendy, wkroczyła do środka. 244 Gail Whitiker Sir Roger stał przy oknie. Na jego twarzy nie dostrzegła gniewu, raczej zakłopotanie, ale spoj- rzenie było chłodne, pełne rezerwy, nie dające raczej nadziei, że sir Roger wyciągnie do niej przyjacielską dłoń.... Witam, milordzie. Witaj, Hanno. Hanna dygnęła, westchnąwszy sobie w duchu, że jednak miło być znowu Hanną. No cóż, Hanno... Wczoraj wieczorem lord Win- throp opowiedział nam historię niezwykłą. Nie ukry- wam, że i ja, i moja małżonka, oboje jesteśmy wstrząś- nięci. Doskonale też zdaję sobie sprawę, jakim to było przeżyciem dla ciebie. Owszem, milordzie. Wiadomość, którą przekaza- no mi kilka miesięcy temu, była dla mnie bardzo... zaskakująca. Spojrzał na nią, nagle bardzo uważnie, jakby szuka- jąc w jej twarzy jakiejś prowokacji albo braku szacun- ku. Boże wielki, pomyślała Hanna z goryczą, a cóż tam na tej mojej twarzy może być wypisane, poza przy- gnębieniem i rezygnacją? Sir Roger pokiwał smutno głową. Przyznam się, że trudno mi było uwierzyć, długo jeszcze zastanawiałem się nad tym, ale w końcu doszedłem do wniosku, że Robert nie miał żadnego powodu, aby kłamać. Sir Rogerze, ja wiem, że ta... nowa sytuacja jest dla państwa nadzwyczaj krępująca, a ja nie chciałabym sprawiać nikomu ani kłopotu, ani przykrości. Dlatego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|