Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
10. Linia Centralna 146 Linia Centralna się naprawdę nazywają, bo w różnych okolicznościach używali różnych nazwisk. Ci ludzie nie figurowali w żadnych wykazach prowadzonych przez opiekę społeczną i wiedzieli, że gdyby przydarzyło im się poważniejsze zapalenie płuc albo gdyby złamali nogę, ich kompani zrobiliby na nich zbiórkę, ale na pewno nie dostaliby żadnej renty czy odszkodowania. %7ładen z nich nie zabawił długo w hotelu 01ive, jej pytania o pochodzenie i miejsce pracy były dla nich zbyt niewygodne. - Policja na pewno by mnie o to nie pytała, psze pani -odpowiedział jej któryś z nich, kiedy zadała mu jakieś proste i, jak sądziła, uprzejme pytanie dotyczące jego pochodzenia. Pózniej miała oszustów i naciągaczy, którzy chcieli szybko zarobić, ciągle podejmowali jakieś czeki i opowiadali różne bajki. To był jej okres próbny, dopiero zdobywała doświadczenie. Wkrótce jednak uznała, że jest gotowa, i wtedy na nowo zaczęła się ogłaszać. Wówczas jej hotel wyglądał już prawie tak, jak chciała. Nie był wspaniały, nic szczególnie godnego podziwu, ale zapewniał wygodę. Nie było tam nic z atmosfery pensjonatu, żadnych butelek z sosem i poplamionych obrusów. 01ive ustaliła pewną tygodniową opłatę, która obejmowała wieczorny posiłek i nie była zwracana, jeśli ktoś z jakiegoś posiłku nie skorzystał. Wystarczająco dobrze wiedziała, kim będą jej przyszli klienci, by zdawać sobie sprawę, że przyjemnie im będzie wracać do domu za kwadrans siódma, w poczuciu, że ktoś ich tam oczekuje. Przecież zawsze mogli jeszcze potem wyjść. Dawała do zrozumienia, że przyjmuje w swoim hotelu ludzi o dobrych manierach i wysokich wymaganiach. Potrafiła to jednak przeprowadzić sprytnie, nie dając nikomu poznać, że się go w jakikolwiek sposób ogranicza. Podczas gdy jej matka powiedziałaby: Nie życzę sobie picia alkoholu w pokojach", 01ive mówiła: Chciałabym, abyście Linia Centralna 147 uważali ten hotel za swój dom. Wiem, że nie czulibyście się dobrze w miejscu, gdzie butelki poniewierają się po kątach". Dobierała gości starannie. Czasem wymagało to kilku wstępnych rozmów, podczas których zawsze podawała herbatę i tłumaczyła, że cała rzecz w tym, iż przyrzekła już to miejsce komuś, kto do czwartku ma jej dać znać, czy się ostatecznie zdecydował. Trwało to rok, aż zebrała komplet dwunastu gości i wtedy z zadowoleniem mogła odpocząć. Byli właśnie tacy, jak trzeba, tworzyli właściwy zespół. Wyraznie byli od niej uzależnieni, potrzebowali jej i po raz pierwszy w życiu 01ive poczuła, że ma to, czego pragnęła. Miała wrażenie, że osiągnęła to, co innym dawała praca nauczycielska, pielęgniarska czy też stan kapłański. Chodziło 0 ludzi, którzy jej potrzebowali - własne, wierne stadko. Nigdy nie uważała, że małżeństwo czy dzieci mogłyby stanowić dla niej sposób na życie. Zbyt wiele widziała już nieudanych małżeństw, by komukolwiek tego stanu zazdrościć. A poza tym była zbyt zajęta. Nie da się prowadzić hotelu w sposób doskonały, unikając przy tym nawału pracy. Dwa lata temu stanęła wobec problemu małżeństwa. Mężczyzna był rzeczywiście sympatyczny; spokojny i pracowity Szkot. Poznała go na targach wyposażenia hotelowego, kiedy wypróbowywała nowe urządzenie utrzymujące kawę w odpowiedniej temperaturze. Powiedział jej wtedy, że to się nie sprawdza, wypróbował urządzenie u siebie w hotelu 1 okazało się nic niewarte. Ich przyjazń zaszła na tyle daleko, że wśród dwanaściorga jej gości zapanował popłoch i zamieszanie, jak wśród ptactwa w kojcu, kiedy zagrozi mu intruz. Alec tak często przychodził w niedziele na herbatę, że obudziło to w nich uzasadnioną obawę, iż albo przyłączy się do interesu, albo zabierze stąd 01ive. Ich wzburzenie było jak balsam dla 01ive, a zle ukrywany niepokój, który zapanował wśród tych mężczyzn i kobiet, płacących przecież słone sumy, żeby móc u niej mieszkać - niemalże ją rozweselał. Przez kilka tygodni 01ive utrzymywała w nie- 148 JLinia Centralna pewności zarówno ich, jak i swego Szkota, po czym ostatecznie Alec został odprawiony, nie bardzo wiedząc dlaczego. Urzędnicy, księgowi, ekspedienci, kierowca autobusu, wszyscy, którzy byli teraz jej rodziną, odetchnęli z ulgą i nie kryli swej radości. 01ive zakończyła notatki informacją na temat Judy O'Connor, sympatycznej dziewczyny, pracującej w aptece. Miała ona brata misjonarza, który podobno wybierał się na święta Bożego Narodzenia do domu i w drodze z Afryki do Irlandii miał przejeżdżać przez Londyn. 01ive pomyślała, że byłaby to dobra okazja, aby odprawił mszę u niej w hotelu. No, właściwie dlaczego nie? Wszyscy byli przecież Irlandczykami i katolikami. Katolikami byli nawet Hiszpanie, Jose, jego żona Carmen i jej siostra Maria, i na pewno z radością wzięliby udział we mszy odprawianej w hotelowej jadalni. Stworzyłoby to jeszcze bardziej domową atmosferę. Będzie musiała zacząć urabiać Judy w tym kierunku. 01ive była bardzo ostrożna, nie chcąc stwarzać wrażenia, że wszystkie dobre pomysły pochodzą od niej. Wolała, aby jej goście sądzili, że to oni wpadli na pomysł, by w poniedziałki rano zdejmować z łóżek brudną pościel i zostawiać ją już przygotowaną do prania. Jej goście sądzili także, że to oni zaproponowali cotygodniową składkę po pięćdziesiąt pensów na wino do niedzielnego obiadu. Hugh 0'Connor był głęboko przekonany, że to on zerwał zaręczyny z tą zuchwałą, pozbawioną zasad dziewuchą. Chciała się tu wprowadzić i zamieszkać z nim w jednym pokoju, twierdząc, że wszystko jest w absolutnym porządku, skoro są zaręczeni. Annie nigdy nie przyszło do głowy, że to 01ive podsunęła jej myśl o zerwaniu wszelkich związków z Mayo, sądziła, że to jej własny pomysł. Goście uważali, że przypadkowo wszyscy zostają w hotelu na święta, i nie widzieli w tym fakcie nic dziwnego. 01ive, zachowując odpowiednią ostrożność, zdołała przybrać postawę pełną rezerwy wobec tych, którzy byli na tyle nierozsądni, że spędzali Linia Centralna 149 święta u krewnych czy przyjaciół. Po powrocie mieli wrażenie, że ominęło ich coś ważnego, i odczuwali zazdrość, słysząc opowieści o wyśmienitym indyku, o prezentach i kolędach przy choince, o papieskim błogosławieństwie i popołudniowym orędziu królowej - było to połączenie wszystkiego, co w obu tradycjach najlepsze. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiła 01ive tego dnia, było napisanie do domu. Jej ojciec leżał teraz w szpitalu, a matka była tak zreumatyzowana, że kuśtykała jak kaleka. 01ive regularnie wysyłała im niewielkie sumy pieniędzy i miłe, pocieszające listy. Nie miała zamiaru wracać do domu, oni nic już dla niej nie znaczyli. Teraz miała prawdziwą rodzinę, rodzinę, której była potrzebna. Vauxhail pierwszą niedzielę każdego miesiąca rodzice Andrew przychodzili do nich na obiad. Zima czy lato, zjawiali się punktualnie o dwunastej w południe i za każdym razem ojciec Andrew zacierał ręce i zwracał się do syna z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|