image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rusza. Ustawiasz dzwignię podnoszenia się na pożądaną wysokość. Od jednego do tysiąca metrów.
Radar Dopplera automatycznie utrzymuje wyznaczoną odległość od podłoża.
- Przesuwając dzwignię kontrolną do przodu, podnosisz się. Im dalej do przodu, tym szybciej.
Maksymalna prędkość dwieście kilometrów na godzinę. Przesuwasz dzwignię na bok, wóz obraca
się. Mamy jakiegoś ochotnika?
Halstead rozejrzał się po rekrutach, dopóki nie zauważył kogoś, kto usiłował stać się
niewidzialny.
- Bjhalstred - zanucił. - Chodz tutaj; mój chłopcze. Bjhalstred stanął przed kapralem.
- Nigdy nie prowadziłeś samochodu, co?
- NIE, PANIE KAPRALU!
- Dlaczego nie, rekrucie?
- Nie wierzymy w nie na Outremer, panie kapralu. Należymy do sekty Amishów.
- Rozumiem. - Halstead zastanawiał się przez chwilę, po czym najwyrazniej postanowił nic nie
mówić. - Do wozu.
Bjhalstred wdrapał się do środka.
- Nie masz żadnych religijnych obiekcji w stosunku do prowadzenia samochodu, prawda?
- NIE, PANIE KAPRALU.
- Dobrze. Włącz silnik, ustaw wysokość dwóch metrów i przejedz przez plac manewrowy. Obróć
się i wracaj.
Bjhalstred popatrzył z zakłopotaniem na wskazniki, potem mocno ujął w dłoń dzwignię
kontrolną i szarpnął ją w prawo.
Halstead miał akurat dosyć czasu na to, aby wrzasnąć "NIEE!!!", gdy wóz bojowy obrócił się
dookoła własnej osi, zderzak uderzył Halsteada w głowę i zrzucił z podestu na podłoże i pojazd
miękko ruszył do przodu. Jego radar miał wystarczający zasięg, aby uchwycić zapełnione rekrutami
ławki (które nagle opustoszały), i podniósł wóz nieco w górę ponad siedzeniami, a potem wehikuł
zrobił piętnastometrowe koło. Bjhalstred siedział za pulpitem jak skamieniały.
Lanzotta i Carruthers natychmiast wzięli drugi wóz i zaczęli manewrować obok pierwszego,
krążącego bez celu. Lanzotta wskoczył lekko do przedziału osobowego, sięgnął ponad ramionami
rekruta i wyłączył zasilanie. Wóz osiadł na podłożu. Lanzotta wyciągnął Bjhalstreda.
- W tym momencie - stwierdził - chyba ciebie nie lubię, rekrucie. Pozbawiłeś jednego z moich
członków kadry przytomności, a to jest naprawdę Zła Rzecz. Sądzę, że chcesz uszczęśliwić kaprala
Halsteada, kiedy w końcu odzyska przytomność, prawda?
Bjhalstred skinął głową.
- W przeciwnym przypadku mógłby cię zabić, rekrucie. I wtedy musiałbym pisać raport
wyjaśniający, dlaczego to zrobił. A więc jestem pewien, że chcesz na ochotnika wyświadczyć
swojemu biednemu kapralowi osobistą przysługę, czyż nie?
Bjhalstred kiwnął znowu.
- Widzisz tę górę - powiedział Lanzotta, wskazując na odległy grzbiet. - Na tej górze jest
strumień, rekrucie. Kapral Halstead wyjątkowo lubi wodę z tego strumienia. A więc może
wezmiesz pojemnik, pobiegniesz tam i przyniesiesz mu jej?
- Co? - zdołał wyjąkać Bjhalstred.
- Chyba "Co, panie sierżancie" - stwierdził Lanzotta. I wydaje mi się, że dobrze mnie słyszałeś.
Bjhalstred kiwnął głową, podniósł się powoli z siedzenia i skierował w stronę baraków.
Lanzotta patrzył za nim, jak biegnie do budynku, wychodzi niosąc pojemnik i znika w dali. Sten,
patrząc z szeregów, zobaczył, że ramiona Lanzotty drżą lekko. Nie, Bjhalstred nie był aż tak głupi.
Rozdział 22
Lanzotta wyglądał na uszczęśliwionego.
Sten zadrżał i pomyślał, że wolałby być gdzieś w tylnych szeregach. To nie zapowiada się
przyjemnie.
Halstead zaczął stawiać kompanię na baczność. Lanzotta uciszył go.
- Coś bardzo ciekawego właśnie się zdarzyło, dzieci - powiedział miękko.
Przechadzał się tam i z powrotem. To będzie bardzo nieprzyjemne.
- Właśnie otrzymałem list od, ujmijmy to w ten sposób, wyższych autorytetów. Wydaje się, że
być może nie spełniam swoich obowiązków w stosunku do Imperium w odpowiedni sposób.
Sten zapragnął nagle znalezć sobie bardzo głębokie, bardzo mocno obwarowane schronienie.
Miał nadzieję, że nie wie, o co chodzi.
- Być może nie poświęcam niektórym rekrutom właściwej uwagi. Szczególnie podczas akcji.
Wydaje się, że owe autorytety zastanawiają się, czy niektórzy z bardzo zdolnych przywódców nie
zostali pominięci.
Tak. Bardzo interesujący list.
Uśmiech Lanzotty zniknął, zastąpiony poważnym spojrzeniem.
- Nie chciałbym się mylić pozostając w służbie Imperatora, prawda? Gregor! Wystąpić!
W tej właśnie chwili Sten pomyślał, że to odpowiedni moment na to, aby umrzeć. Gregor
wystąpił przed szeregi, wyprężył się i zasalutował.
- Rekrut Gregor? Jesteś teraz rekrutem komendantem kompanii.
Ktoś w tylnych szeregach powiedział bardzo głośno:
- O cholera!
Lanzotta postanowił być chwilowo głuchy.
- Przejmij dowodzenie kompanią, komendancie Gregor. Masz jedną godzinę na przygotowanie
jednostki do przemieszczenia się i przeprowadzenia szkolenia bojowego.
Możliwe jest, zdecydował Sten, aby pomyśleć, że komuś śmierdzi z ust, tylko słuchając, jak
sapie przez radio. Poczuł, że swędzi go pomiędzy łopatkami. Niedobrze. Jakiś geniusz tak
zaprojektował szturmowy kombinezon bojowy, że swędziało wszędzie tam, gdzie nie można było
się podrapać. Sten powiedział sobie, że nic go nie swędzi, i powrócił do słuchania sapania Gregora
na częstotliwości komendanta.
No dawaj, pomyślał. Zdecyduj się.
- Pierwsza... to znaczy jeden jeden.
Sten włączył swój mikrofon.
- Słucham.
- Ten statek to patrolowiec klasy C. To znaczy, że wchodzimy do środka przez dysze wylotowe.
Mój pierwszy sierżant sprawdził je. Są zimne.
Sten odkotwiczył od asteroidu, za którym "ukrywał się" wraz ze swoim plutonem, i przesunął się
trochę.
Stary kadłub wisiał w ciemnościach w odległości dwóch kilometrów i mniej więcej wyglądał jak
klasa C. Ale...
Sten wszedł na linię.
- Sześć? Tu jeden jeden. Proszę o szyfrowanie.
Gregor chrząknął i kazał reszcie kompanii opuścić tę częstotliwość.
- Wejście przez dysze jest zgodne z podręcznikiem, sir.
- Oczywiście, Sten. Dlatego właśnie...
- A nie wydaje ci się, że ci zli chłopcy też mogą czytać książki? I przewidywać?
- TNP, chłopie. To nie pasuje. Czego chcesz? Jakiegoś dziwacznego frontalnego ataku?
- Cholera jasna, Gregor! Wejdziemy w rurę, ktoś tam będzie czekał na nas, przynajmniej tak się
domyślam. Jeśli możesz nas osłaniać, ja ze swoim plutonem wejdę z flanki.
- Kontynuuj... jeden.
Sten wzruszył ramionami. Nie zaszkodzi spróbować.
- Podejdziemy z boku. Przetniemy okrywę i zmniejszymy ciśnienie wewnętrzne. To ich załatwi i
w ten sposób przechytrzymy ich.
Więcej sapania. Sten zastanawiał się, czy ojciec Gregora nie mógł sobie pozwolić na
zoperowanie syna.
- Przerwać, jeden. Wydałem rozkazy.
Sten z rozmysłem wyłączył szyfrowanie.
- Oczywiście, kapitanie.Jak pan kapitan sobie życzy. Jasne. Zaskrzypiał głos Carruthers.
- Jeden. Aamiecie ciszę radiową. Dyżur w kuchni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl