Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Muskularny: Kręcone włoski pokrywały jego nogi i klatkę piersiową, łagodząc nieco alabastrową twardość tej rzezby. Powoli opuściła wzrok. I patrzyła. Była jak urzeczona. U podbrzusza zobaczyła jego nabrzmiały penis, sterczący wysoko, z obrzezaną różową główką, na której szczycie drżała błyszcząca kropelka. Bez wysiłku wziął ją na ręce, ona objęła go za szyję, a on ułożył ją powoli na miękkim, puchowym łożu. Jednym ruchem znalazł się na niej. Patrzyła mu w oczy, nerwowo oblizując wargi, gdy rozsunął jej nogi. Ukląkł nad nią i pocałował to miejsce, w które po chwili trafił jego penis. Otworzyła usta, nie wydając żadnego dzwięku i zamknęła oczy. Maleńki ruch, minimalne wsunięcie w nią i wszystkie zakończenia nerwowe poruszyły się do życia. To była ekstaza. Posuwał się powoli, centymetr po centymetrze. Głębiej i głębiej. Krzyknęła rozczarowana, gdy natrafił na przeszkodę. Spojrzał na nią zdumiony. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - szepnął. Zacisnęła dłonie na jego ramionach i popatrzyła mu głęboko w oczy. - Czy to ma jakieś znaczenie? - Głos jej trochę drżał. Znów nachylił głowę, pocałował pobudzony sutek i jednym gwałtownym ruchem rzucił się w nią. Przed jej oczami rozprysły się z bólu kawałeczki kalejdoskopu. Szarpnęła się i nagły krzyk zmienił się w jęk, gdy wsuwał się w nią coraz głębiej i głębiej. Wypełnił ją, a ona drżała, przez całe ciało przechodziły spazmy. Powoli jego twarde pośladki odsunęły się, lecz zaraz wszedł w nią znów. Za każdym razem wchodził w nią głębiej. Uniosła nogi, ściskała jego pośladki, wpijała w niego palce, drapała paznokciami. Oddychała głęboko, a on zaczął wolno obracać biodrami. Miała ochotę głośno krzyczeć. Pieścił ją, dotykał wszędzie, potęgując jej odczucia. Myślała, że oszaleje. On był w niej, ona w nim. On był nią, ona nim. Ich pot zmieszany w jeden. Ona nie była już Tamarą, on nie był Louisem. Byli jednym, byli dyszącym, jęczącym, dzikim spełnieniem. To było życie. To było umieranie. Zwijała się, skręcała. Oddech jej zamierał. Przed oczami migały jej pomarańczowe słońca, błyskały i świeciły, jak lawa z gorącego wulkanu. Nagle zrobiło się ciemno, a z jej wnętrza wydostał się krzyk. Głębiej wpiła paznokcie w jego ramiona, ścisnęła jego nogi, i wszystkie jej namiętności, skryte marzenia i nadzieje, cała kobiecość wybuchła w radosną symfonię, gdy jedna po drugiej przechodziły ją fale orgazmu. Bardzo powoli, jakby burza się wyczerpała, fale ustawały i uspokajały się. Gdy ona była już na szczycie, on rzucał się z coraz większą pasją. Nagle Tamara poczuła, jak jego ciało zadrżało w jej ramionach, a on jęknął. Poczuła w sobie jego ruchy, a pózniej gorącą wilgoć. Powoli wysunął się i leżeli obok siebie, dysząc głęboko, nabierając głośno hausty górskiego powietrza. - Boże - zachwycała się między oddechami. - To było... wspaniałe. - Obróciła się na bok i zapytała go. - Czy zawsze tak jest? - Albo lepiej. - Albo lepiej... Boże. Oddech powoli wracał do normalnego rytmu. Ciągle czuła wewnątrz delikatne drżenie. Rozmyślała nad tym cudownym aktem. Nie spodziewała się, że to będzie takie niebiańskie uczucie. Louis ułożył się tuż przy niej. - Jesteś cudowna - szepnął, bawiąc się jej rozrzuconymi na poduszce włosami. Uśmiechnęła się, przeciągnęła i mruknęła jak zadowolona kotka, unosząc się w jego ramionach. Nigdy nie czuła się tak dobrze, taka spełniona, nie czuła się kobietą. Teraz nareszcie wiedziała, do czego służy jej ciało. Odkryła tajemnicę. Przynajmniej na tę noc odgonił jej strachy. Powieki jej opadły, a oddech stał się płytszy. Uniósł się na łokciu i patrzył na jej cudowne, nagie ciało. Ostrożnie wysunął spod niej kołdrę i okrył ją. Wydawało mu się, że się uśmiecha. Spała głęboko. O ile to kochanie pomogło Tamarze pogrążyć się w słodkim śnie, Louis dalej nie spał. Wcale zresztą nie chciał. Spędził noc patrząc na jej uśpioną postać, a serce miał przepełnione muzyką. Boże, jaka ona jest piękna. Pragnę jej tak jak nigdy żadnej kobiety, pomyślał z nagłym olśnieniem. Seks był dla niego zawsze ważną siłą napędową, aktem fizycznym. To jednak było czymś więcej, znacznie więcej. Zakochał się. Nigdy przedtem coś takiego mu się nie przydarzyło. Ku swemu zdumieniu czuł się lekko, jakby płynął na chmurce. Myślał już, że nie istnieje taka kobieta, z którą chciałby spędzić resztę życia, ale teraz leży tuż obok niego, takie pachnące ciało. I jakie doskonałe ciało, jaka piękna twarz. Była żywą, złotą boginią z filmowych snów. Tworzone przez niego filmy z biegiem czasu stawały się mu się coraz bliższe. Tak było i z Tamarą. Miał swój udział w stworzeniu jej takiej, jaka była obecnie. Nieprzeciętna piękność. Chwilami wydawało mu się niemożliwe, że to on ją odkrył. Była jego skarbem. Ostrożnie, żeby jej nie obudzić, pochylił się i leciutko pocałował te cudownie wykrojone usta. Uśmiechnęła się, mruknęła coś przez sen, przytuliła się mocniej do niego i spała dalej, oddychając regularnie. Cóż za czarodziejska moc stworzyła tak doskonałą istotę? - nie mógł wyjść z podziwu. - Jesteś moja - szepnął tonem posiadacza. - Cała moja. Jakby w odpowiedzi uśmiechnęła się we śnie, a jej białe włosy błyszczały na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|