Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mówiłeś, że włóczęga z plecakiem jest jak powrót do natury. Skinął głową. - Tak, i gdybym mógł, odwróciłbym proporcje. %7łyłbym gdzieś w lesie, a gdybym chciał, jezdziłbym do Nowego Jorku. Jestem jednak dość wygodnym człowiekiem, więc nie zmieniam porządku rzeczywistości. - Wychowałeś się w Nowym Jorku? Cliff rozparł się wygodnie na krześle i przyjrzał jej się uważnie. Gretchen zrozumiała, że pochlebiła mu swoim zainteresowaniem. %7łałowała, że pytała o cokolwiek. Było jednak już za pózno na wycofanie się z rozmowy. - Jako dziecko wciąż się przeprowadzałem. Urodziłem się w Topeka. Po śmierci ojca przenieśliśmy się do stanu Minnesota, gdzie mieszkała rodzina. Matka wyszła powtórnie za mąż. Pojechaliśmy do Dallas, potem na trochę do Worcester w stanie Massachusetts. Chodziłem do college'u w Pensylwanii, a następnie spędziłem rok w Wietnamie. Po powrocie wylądowałem w Nowym Jorku. Tam postanowiłem skończyć studia i zostać na stałe. Pewnie teraz żałujesz, że spytałaś? Zanudziłem cię? Gretchen zastanawiała się przez chwilę. - %7łycie obieżyświata - podsumowała. RS 98 - Może dlatego lubię wędrówki z plecakiem? - uśmiechnął się szeroko. - Tyle razy się pakowałem i przeprowadzałem, że lubię nosić na plecach najpotrzebniejsze rzeczy. - Skończyłeś studia? - Weteranom z Wietnamu przysługiwał zasiłek, więc wykorzystałem go na opłacenie nauki. Gdybym nie znalazł się w Wietnamie, prawdopodobnie poszedłbym na studia medyczne. - Na medycynę! - zawołała Gretchen z podziwem. - Czasem myślę, że Wietnam oddał mi wielką przysługę. Dzięki wyjazdowi na wojnę nie zostałem lekarzem. - Tak wspaniale zająłeś się moją nogą, kiedy ukąsił mnie komar! Byłbyś znakomitym lekarzem - zapewniła. Pokręcił głową. Dopił kawę i poprosił kelnerkę o rachunek. - Studia medyczne nie odpowiadałyby mi. Za dużo czasu spędza się w czterech ścianach. Miłośnik natury z bukietem rumianków w dłoni - lekarzem? Jakże Gretchen myliła się co do niego! A może nie? Skoro sam doszedł do wniosku, że nie wytrzymałby zamknięcia w dusznych pomieszczeniach, że woli świeże powietrze i aktywność fizyczną? Okazało się, że ma do czynienia z mężczyzną o skomplikowanej osobowości. Zamyślona, wstała od stolika. Wyszli na słońce. %7łar lał się z nieba. Gretchen cieszyła się w duchu, że nie wzięli jej samochodu z czarnymi plastikowymi siedzeniami i bez klimatyzacji. Cliff włączył silnik, wjechał na autostradę i skierował się na zachód. - To nie w tę stronę! - krzyknęła. Puścił jej słowa mimo uszu i jechał dalej. Gretchen zdołała rozluznić się nieco przy śniadaniu, lecz teraz znów ogarnął ją niepokój. Dokąd ją wiózł? Co z jej pracą, z raportem dla klienta? RS 99 Dotarli do miasta. Cliff poruszał się swobodnie w gąszczu ulic, Gretchen doszła więc do wniosku, że musiał już być w tej okolicy. Sklep, przed którym się zatrzymał, nosił nazwę ,,Wielka włóczęga" i należał do sieci mu podobnych. To tu Gretchen kupiła namiot. Dlaczego Cliff tak nagle zdecydował się na zakupy? Czy nie mógł wysadzić jej przy biurze? Zerknęła na zegarek i zmarszczyła brwi. Sklep pewnie nie był nawet jeszcze otwarty. Czekało ich dwudziestominutowe czekanie na parkingu. Dwadzieścia minut, które powinna spędzić w gabinecie przy komputerze. Gniewnie zacisnęła usta i podeszła za Cliffem do zamkniętych szklanych drzwi. Mężczyzna zajrzał do środka. Sprzedawcy krzątali się wśród towaru, sprawdzali stan kas. Cliff zastukał. Młoda kobieta odryglowała zasuwę. - Przepraszam pana, otwieramy o dziewiątej trzydzieści - poinformowała. - Mitch Neubolt czeka na mnie. - Jest teraz na zapleczu. Proszę podać nazwisko, a powiadomię go, że pan przyszedł. - Jestem Cliff Powell. Kobieta wyglądała na zaskoczoną. - Cliff Powell? - powtórzyła, a kiedy potwierdził kiwnięciem głowy, uniosła brwi. - Proszę wejść, panie Powell. Natychmiast przyprowadzę Mitcha. Uprzejmie przytrzymała drzwi, a kiedy Cliff i Gretchen znalezli się w sklepie, pospieszyła na zaplecze. Nic nie rozumiem, stwierdziła Gretchen w duchu. Czyżby Powell był tak szacownym klientem, że wpuszczano go o każdej porze i niemal rozkładano przed nim czerwony dywan? Pamiętała, że miał dobry sprzęt turystyczny, ale wcale nie najnowszy. RS 100 Tymczasem Cliff badawczo rozglądał się po wnętrzu. Zbliżył się do ściany i poprawił wiszące krzywo rakiety tenisowe. Po chwili powitał go łysiejący mężczyzna w średnim wieku. - Cliff! Przyszedłeś za wcześnie! Wymienili uścisk dłoni. - Cześć, Mitch! Tak, troszeczkę. Chyba nie masz mi tego za złe. Muszę odwiezć przyjaciółkę do biura, więc postanowiłem najpierw wpaść tutaj. Gretchen, poznaj pana Mitcha Neubclta. - Bardzo mi przyjemnie. - Mężczyzna wyciągnął rękę. - Cliff, czy zajrzysz na zaplecze? Nie wiem, co chciałbyś zobaczyć... Cliff uśmiechnął się do towarzyszącej mu kobiety. - Wracam za pięć minut - obiecał. Ważny klient... Kierownik sklepu zaprosił go do swojego gabinetu. Jakże wielkie było zdumienie Gretchen, gdy po paru minutach Cliff pojawił się nie ze sprzętem sportowym pod pachą, lecz z grubym plikiem wydruków komputerowych. - Załatwione - oznajmił wesoło. Wsiedli do samochodu. Położył papiery na kolanach pasażerki. - Potrzymasz mi to, dobrze? Oszołomiona, nic nie odpowiedziała. - Jesteś księgowym? - spytała, gdy znalezli się na jednej z głównych ulic miasta. - Nie. Przez chwilę nie spuszczała z niego wzroku. - Pracujesz dla tego sklepu na zlecenie? - wypytywała dalej. - Jestem właścicielem. Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Przecież ,,Wielka włóczęga" należy do sieci handlowej. - Owszem, jestem właścicielem wszystkich ośmiu sklepów, wchodzących w jej skład. - Nie żartuj. Rzucił jej rozbawione spojrzenie. - Dlaczego tak ci trudno uwierzyć we wszystko, co dotyczy mojej osoby, G.S.? Myślisz, że jakiś półanalfabeta, dzikus, Tarzan nabija cię w butelkę? RS 101 Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Tak właśnie nieraz o nim myślała - jak o starszym kuzynie ,,Surfującego Willie'ego", przeciwieństwie intelektualisty Jacka, poecie cielesnego piękna. Tarzan... Tak, to do niego pasowało. Pływał nago w jeziorze, zbierał rumianki i koronował swą leśną panią. Teraz jednak... Popatrzyła ukradkiem na jego profil i zdała sobie sprawę, że wszystkie fantazje, jakie snuła na temat nieznajomego, należy włożyć między bajki. Obok niej siedział doświadczony biznesmen, przebojowy i kroczący przez życie od sukcesu do sukcesu. Po co marnował czas i energię na kogoś takiego jak ona? Cudowne chwile... No tak, o to mu chodziło. Przeżyli cudowne chwile na szlaku i Cliff pragnął nowych doznań. Był na tyle zamożny, że mógł zaspokajać własne kaprysy. Widocznie bawiło go polowanie na słabą, bezbronną Gretchen. Ot, taki sport. - O czym myślisz? - spytał. Gorączkowo szukała jakiejś sensownej bezpiecznej odpowiedzi. - Wiesz, mój namiot kupiłam właśnie w ,,Wielkiej włóczędze". Był dosyć drogi. - Ale dobrej jakości, prawda? - Tak, - Nie sprzedajemy tanich rzeczy. Klient płaci i wymaga. Wybrałaś świetny model. Nieduży, ale bardzo lekki. - Sądzisz, że nie uniosłabym cięższego? - Nie. Poleciłbym taki namiot każdemu, kto wędruje sam. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|