Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzgórza tyralierę ciemnych zdeformowanych dębów. Craig podjechał pod samą bramę i otworzył drzwiczki BMW, walcząc z wiatrem wiejącym z szybkością pięćdziesięciu mil na godzinę. Mam nadzieję, że to na pewno dobry klucz! zawołał do Effie. Podszedł do bramy i wziął do ręki zardzewiałą kłódkę. Wiatr zawodził głucho i groznie, tak jakby ktoś dmuchał w szyjkę butelki. Deszcz siekł Craiga po policzkach i zostawiał ciemne cętki na koszuli. Kiedy wkładał klucz w otwór w kłódce, na horyzoncie zatańczyła błyskawica. Apokaliptyczny? pomyślał. Tak, mam zamiar być apokaliptyczny, powiedział sobie. Otwierani bramę do zupełnie nowego życia. Huk gromu przetoczył się nad jego głową i w tej samej chwili Norman podbiegł, żeby mu pomóc. Zamek pewnie zardzewiał! zawołał. Nie otwierano go od kilku lat. Poradzę sobie oznajmił Craig. Nie na darmo wzmacniałem nadgarstki, ćwicząc kung-fu. W porządku, wspaniale. A jeśli kung-fu nie pomoże, mam w samochodzie kilka puszek WD-40. Poradzę sobie, rozumiesz? Naturalnie. Ale lepiej się pospieszmy. Spodnie Normana trzepotały wściekle na wietrze i widać było, że ma niezłego stracha, choć stara się tego nie okazywać. Nie jest to zbyt olśniewający pomysł: stać podczas burzy na samym szczycie góry, trzymając w ręku żelazny łańcuch powiedział. Efekt może się okazać aż za bardzo olśniewający. Zamek był zardzewiały i brudny, ale w końcu ustąpił. Zapadki odskoczyły jedna po drugiej i Craig mógł zdjąć skorodowany łańcuch. Kto by się spodziewał? pochwalił go Norman. Sylvester Stallone może się schować. Razem, cal po calu, otworzyli na oścież prawe skrzydło bram;. i unieruchomili je schowanym w trawie zardzewiałym starym hakiem. Rozumiem, że znasz dobrze Walhallę! zawołał Craig. przekrzykując wiatr. Norman zdjął na chwilę zaparowane i zachlapane deszczem okulary. Włosy fruwały mu na wszystkie strony. Jasne odparł. Bawiłem się tutaj z kolegami, kiedy byłem mały. Biegaliśmy po salonach, po sali balowej, po kuchni, weszliśmy nawet raz na pierwsze piętro. Bawiliśmy się w różne rzeczy. W gwiezdne wojny, Indianę Jonesa, gotyckie zamki. Ale baliśmy się zapuszczać dalej z powodu duchów. Duchów! Ty i ten Walter van Buren macie chyba nie po kolei w głowie. Kto to może wiedzieć?! odkrzyknął Norman. Teraz już nie wierzę w duchy. Ale kiedy miałem osiem lat, wierzyłem. pan nie wierzył? Wracajmy do samochodów burknął Craig. Pan jest szefem. Zgadza się. Jestem szefem. I nie życzę sobie więcej bzdur na temat duchów. Nie chcę, żebyś denerwował moją żonę. Rozkaz, szefie. Przejechali przez bramę i ruszyli wysadzaną dębami aleją. Dzień był w ogóle dość ciemny, ale drzewa rzucały tak głęboki cień, że chcąc zobaczyć drogę przed sobą, Craig musiał włączyć przednie światła. Jadący za nim Norman też zapalił potężne reflektory i Craig przestawił w dół tylne lusterko, żeby uniknąć oślepienia. Jezu, ten twój młody przyjaciel ma naprawdę kiełbie we łbie stwierdził z sarkazmem, mrużąc oczy przed światłem. A czego się spodziewałeś? To jeszcze dziecko. Nie wyżywaj się na nim. Dziecko? Musi mieć co najmniej dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata. Czyli jest jeszcze dzieckiem. Jakie dzieci prowadzą własne firmy remontowe? Powiedziałabym, że przedsiębiorcze. I tak się składa, że go polubiłam, mimo tej jego głupiej diety i całej reszty. Cóż... może masz rację zgodził się Craig. A potem wziął jej rękę, podniósł do ust i niespodziewanie pocałował. Kocham cie, wiesz o tym? Nie wiem, jak zdołałaś ze mną tak długo wytrzymać, ale kocham cię. I owszem, lubię Normana. Mógłby Pójść do fryzjera, ale lubię go. BMW zaczęło podskakiwać na wertepach i Craig zdjął nogę z gazu. Teraz, kiedy już tu się znalazł, chciał maksymalnie przedłużyć pierwsze spotkanie z Walhalą, chciał się nim napawać wiedział oczywiście, że to śmieszne, czuł jednak, że ten dom Przyciąga go coraz mocniej i mocniej. I co najdziwniejsze, sam Pragnął być przyciągany, było mu to potrzebne. Magnetyzm, który odczuwał, był tak silny, jak ziemska grawitacja. Równocześnie poczuł ukłucie ostrego i niewytłumaczalnego żalu. Powinienem znalezć się tu dużo wcześniej, pomyślał. I znalazłbym się, gdyby moje życie potoczyło się inaczej. Tutaj właśnie należę. Dlaczego nie odnalazłem tego miejsca wcześniej? Czy czułaś kiedyś, że całe twoje przeznaczenie czeka na ciebie dosłownie za rogiem? zapytał Effie. Popatrzyła na jego rozchylone w uśmiechu usta, masywna szczękę i gęste włosy. Nie uśmiechał się w ten sposób od wielu miesięcy, nawet na długo przed swoim wypadkiem", i nagle uświadomiła sobie, że udało jej się go wyzwolić. Wyglądał znowu jak Craig Bellman, wysoki wesoły student prawa, który usiadł tuż obok niej w Corner Bistro przy Jane Street i zapytał, czy podoba jej się Mallarme. Mallarme? Czy to jakiś koktajl? To francuski poeta. O, zwierciadło! wyrecytował. Ile razy i ile godzin, snami zrozpaczona i wspomnień poszukując, co pod twoim lodem są jak liście głęboko wciśnięte pod wodę, widziałam siebie cieniem dalekim, grobowym... " Spojrzała na niego zdumiona. I co dalej? spytała. Nie mam pojęcia. Wyglądałaś po prostu na dziewczynę, której może zaimponować taki cytat. Może za bardzo przypominał jej ojca, który zawsze lubił wszystkim rządzić. Jedyna różnica między Craigiem a nim polegała na tym, że ojciec, przyjmując na siebie nowe obowiązki, stawał się coraz łagodniejszy i bardziej wyrozumiały, podczas gdy Craig przeciwnie robił się coraz bardziej gruboskórny i nieustępliwy Teraz, kiedy znalezli się w Walhalli, zaczęła go z powrotem poznawać. Było to nieoczekiwane i naprawdę wspaniałe. Czuła to samo przyjemne zmieszanie, którego doświadczyła owego wieczoru w Corner Bistro. Kim jest ten mężczyzna? Skąd przychodzą mu do głowy takie rzeczy? Que de fois et pendant les heures, desolee des songes e: cherchant mes souvenirs, je m 'apparus en toi comme une ombn lointaine powiedziała. Co takiego? zapytał. Nie pamiętasz? Mallarme. Przez ułamek sekundy wydawało jej się. że jest poirytowany. A potem uświadomił sobie chyba, o czym ona mówi i uśmiechnął się Une ombre lointaine powtórzyła, opierając głowę o jego ramię. Daleki cień. Niebo rozdarła błyskawica, a zaraz po niej druga i na ułamek sekundy świat zalała elektryczna biel. Huk piorunu był tak głośny, że Effie zakryła głowę rękoma, mając wrażenie, że zaraz zwali się na nich cały nieboskłon. To nic takiego, kochanie mruknął uspokajająco Craig, dotykając opiekuńczym gestem jej karku. Nie ma się czego bać. Jechali dalej wysypaną szutrem drogą, między dębami, które szarpały się i miotały niczym spanikowane konie. Po chwili szpaler drzew skończył się i wyjechali na otwarty teren, porośnięty wysoką, zmoczoną deszczem trawą teren, na którym mogło się kiedyś znajdować boisko do krykieta, kort tenisowy albo wiele kortów tenisowych. Nad trawnikiem górował przypominający średniowieczne obwałowanie kamienny taras, czarny od mchu, ze zniszczoną fontanną i poprzewracanymi wazami. Za tarasem wznosił się sam dom, Walhalla. Deszcz był tak gęsty, że Craig musiał przełączyć wycieraczki na szybszy bieg, ale nawet przez kaskady wody i śmigające wściekle pióra wycieraczek widzieli oboje, jaka to wspaniała budowla. Przyjrzyj się dobrze powiedział Craig, zatrzymując samochód. Dom był olbrzymi, dwupiętrowy, zbudowany z wpadającej w brąz czerwonej cegły, z kamiennymi obramowaniami okien. Zaprojektowano go pierwotnie na planie wielkiego krzyża, jak katedrę, ale pózniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|