image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie znaj¹cy ludzi, zupe³nie siê zmieni³, nie poznasz go. JakaS w nim zimna powaga, szyder-
stwo, odpychaj¹ca wy¿szoSæ, nie pozwalaj¹ nikomu zbli¿yæ siê do niego.
- Czy zajmuje siê jakimi sprawami - zapyta³ po chwili Rogosz - czy oprócz biesiad i zbytku
wydaje na co innego pieni¹dze?
- Z pocz¹tku jeszcze usi³owa³ zajmowaæ siê czym chcesz, wszystkim; i chocia¿ wszystko
powodzi³o mu siê, we wszystkim okazywa³ nadzwyczajne zdolnoSci, to jednak wnet porzu-
ca³, nic go trwale nie zajê³o. Co do pieniêdzy, wydaje, rozrzuca, jakby one wcale wartoSci nie
mia³y. NajczêSciej jednak wydaje na to, co by ¿adnemu uczciwemu i roztropnemu, jak my,
cz³owiekowi przez mySl nie przesz³o. Ale te¿ to sprowadza mu same przykroSci. Pod Bazy-
le¹ mieszka³ ubogi jeden i s³awny z poczciwoSci stary kowal maj¹cy jednego syna, m³odego
ch³opaka. Kiedy Sêdziwoj opuszcza³ Bazyleê, nie wiem, gdzie siê spotka³ z kowalem i kupi³
mu, Bóg wie z jakiej ³aski, rozwaliny pa³acu od wieków zburzone, na dole góry kaza³ prze-
pysznie pa³ac wyporz¹dziæ, za³o¿y³ kuxni¹, jakiej mo¿e w ca³ych Niemczech nie by³o, naku-
pi³ mu koni, sprzêtów, s³owem, zrobi³ go najbogatszym mieszczaninem. Syna zaS wzi¹³ do
siebie i bardzo tego ch³opaka lubi³. I có¿ powiecie na to? Tylko co on wyjecha³, kowal za-
przesta³ roboty, zacz¹³ hulaæ, bankietowaæ, na stare lata chcia³ koniecznie odm³odnieæ, pra-
wie oszala³. Pa³ac by³, ale dochodów nie by³o; zacz¹³ wiêc pieni¹dze fa³szowaæ. Z³apali go
na uczynku i powiesili w Bazylei.
- A syn jego? - przerwa³ Rogosz.
- Poczekajcie tylko, jakie by³o dziwactwo Sêdziwoja. Ch³opak ten mia³ lat mo¿e oSmnaScie,
to sam wiek do pustot i zabaw. PoSród takiego zbytku on go jak najskromniej, prawie sk¹po,
trzyma³, pieniêdzy mu do r¹k nie dawa³, i tylko go uczyæ kaza³ i samotnie godziny ca³e z nim
na rozmowach trawi³. Otó¿ nic dziwnego, ¿e kowalczyk gor¹co zapragn¹³ pieniêdzy. Jeszcze
to by³o w Pradze, przechodziemy raz przez most, ci¿ba dworzan i ludu t³oczy³a siê, aby zo-
baczyæ cudownego cz³owieka, gdy Sêdziwoj ni z tego, ni z owego, zdejmuje trzos z siebie,
pokazuje, ¿e pêkaty od z³ota i klejnotów, i ciskaj¹c go w wodê odzywa siê g³oSno, kto trzos
ten dobêdzie wexmie go sobie i drugie tyle dostanie nagrody.
- Znalaz³ siê kto? - zapyta³ Rogosz.
- Nim Sêdziwoj dokoñczy³ mówiæ, ju¿ wychowaniec jego najbli¿ej stoj¹cy rzuci³ siê z mo-
stu, a rzeka mocno by³a wezbrana.
- Wydoby³ trzos?
- Gdzie¿ tam! wpad³ w wodê jak kamieñ i nie pokaza³ siê wiêcej. Ale jak tylko wskoczy³,
pierwszy raz widzia³em, w oczach szalonego alchemika zab³yszcza³y dwie ³zy. D³ugo patrza³
na szumiej¹ce nurty w milczeniu, a¿ gdy wreszcie nie by³o w¹tpliwoSci, ¿e ch³opak uton¹³,
wtedy rzek³:
- Ha! lepiej, ¿e zgin¹³, tego jednego upodoba³em i tym bym musia³ gardziæ.
- A kobiety? - zapyta³ Rogosz.
- O! i te niema³o zjad³y kamienia mêdrców. Mia³ ró¿ne, wszystkich krajów, kolorów, wszyst-
kich rodzajów piêknoSci, ale ¿adnej d³u¿ej jak tydzieñ nie kocha³. Przepraszam! jednê W³osz-
kê wozi³ ze sob¹ ca³y miesi¹c, bo ta, powiada³, przekona³a go, ¿e i za z³oto nie wszystko zro-
biæ mo¿na. Nie masz wyobra¿enia, jakie dziwaczne pomys³y tej dziewczynie przychodzi³y
do g³owy. Nie przestawa³a ona na samych strojach i uwielbieniu g³upich paso¿ytów, jak inne
kobiety, ale coraz nowe wynajdowa³a rozrywki, przynajmniej w zbytku by³a dowcipn¹. Raz
74
jeden kaza³a przyrz¹dziæ fajerwerk, który krocie kosztowa³, i kaza³a go spaliæ w takim miej-
scu, miêdzy górami, daleko od wiosek, i¿ tylko ona i kochanek jej widzieli go, zreszt¹ nikt.
A ci¹gle mia³a jak¹S sympati¹ do ognia. Koniecznie napiera³a siê, aby jej w ogrodzie usypa-
no Wezuwiusz. Tego ju¿ i kamieñ mêdrców dokazaæ nie móg³. Sêdziwoj opowiadaj¹c to nam
Smia³ siê do rozpuku.
- Czy ma j¹ jeszcze przy sobie?
- Dosta³a ospy i zeszpecona szkaradnie straci³a ca³¹ wartoSæ. Sêdziwoj pociesza³ j¹ jak móg³,
zarêcza³, i¿ i tak kochaæ jej nie przestanie; mo¿e by siê nawet z ni¹ o¿eni³, lecz niczego s³u-
chaæ nie chcia³a, otru³a siê.
- Wiêc teraz serce jego nie zajête?
- Kto ma tak pe³ne kieszenie - rzek³ Bodenstein - to choæby mia³ serce jak rzymskie kata-
kumby, jeszcze by nie pomieSci³ wszystkich piêknoSci, co siê cisn¹ do niego. Ale on obojêt-
ny. Przyznam ci siê, i¿ go wcale nie pojmujê, a nieraz przypatrzywszy siê bli¿ej, podejrzy-
wam, czy te¿ nie zaprzeda³ duszy swojej czartu? - Bo s³yszysz tê muzykê, tê wrzawê, wese-
le! - to tak ci¹gle, ca³e jego ¿ycie otacza jeden bankiet bez przerwy. Nie ma rozrywek jakich
by, jak z rogu obfitoSci, nie sypano doko³a; s³awê te¿ ma tak wielk¹, jak¹ tylko zapragn¹æ
mo¿na, co tylko cz³owiek ¿¹daæ mo¿e do szczêScia na tej ziemi - ma to wszystko. A jednak
chocia¿ wszyscy siê bawi¹, on jeden smutny, siedzi poSród goSci jakby dlatego tylko, i¿ siê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl