Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cił za rękę. Po szeleście sukni, po gorącym oddechu poznał Annę i spiesznie schwyciwszy ją w pół wybiegł do ogrodu. Tu, nie przemówiwszy słowa, leciał z nią do powozu, co chwila marząc o pogoni. Zdawało mu się, że cały wiek trwała ucieczka, a każdy liść szeleszczący pod nogą przestrasza go: sto razy chwytał pistolety i chciał poza siebie strzelać. Anna spieszyła za nim w milczeniu, zwieszona na jego ręku. Nareszcie ujrzeli furtkę i po- wóz: otwarły się drzwiczki, a ledwie Teodor postawił nogę na stopniu, konie puściły się cwałem. On swobodnie odetchnął. Jesteś wolna rzekł do Anny. A Anna płakała, nie słyszała jego słów i zakrywszy twarz, jakby popełniła zbrodnię, wsty- dziła się spojrzeć na świat. Biedna Anna! XVIII KTO Z NICH LEPSZY Pan Mateusz spał spokojnie kiedy się to działo, lecz przebudzenie jego nazajutrz było straszliwą burzą; słudzy truchleli ze strachu, przewrócono dom do góry nogami. Gniew pana Mateusza był nie do opisania; nie pojmował tego wypadku, nie spodziewał się go, nie umiał sobie wytłumaczyć, jak się to stało, nie dorozumiewał się wcale niczyjej intrygi, nie wiedział, kogo o nią posądzać. W pół szalony latał po domu, szukał śladów, biegał za koleją powozu, ale dzięki staraniom sędziego w Gniłym Brodzie kończył się ślad i dalej nie można było wie- dzieć. co się z powozem stało. Mateusz rwał włosy na głowie i tyle chciał razem rzeczy czynić, że żadnej dopełnić nie mógł, bo trudno mu było na jedne się zdecydować. Chciał gonić wszystkimi drogami, szukać na wszystkie strony, przychodziły mu najdziwaczniejsze myśli. Ludzie jego mieli go za obłą- kanego. W tej rozpaczy nie potrafił nawet nikogo posądzać, ani sędziego, ani Teodora, ani się do- myślił wspólnictwa ciotki. Skutkiem niedecyzji południe przyszło, a on jeszcze nic nie zrobił; z południa udał się do Złotej Woli i tu dopiero, gdy go do ciotki nie dopuszczono, zmiarko- wał, że się to stało za jej wiedzą i co go srożej jeszcze ubodło. Dowiedział się o wczorajszej bytności sędziego, połączył ją z ukazaniem się rannym w Brzozówce, trafił nareszcie na ślad jego zemsty i pospieszył do niego. Sędzia prawie pewien był, że pan Mateusz do niego przyjedzie: czekał go i napawał się myślą zemsty. Jak szalony wpadł do niego pan Mateusz. Gdzie jest moja żona? zawołał. Twoja żona? dałżeś mi ją do schowania? odpowiedział sędzia zimno. Pan żartujesz ze mnie! Ja wiem o wszystkim. Więc powinieneś zapewne wiedzieć, gdzie się ona znajduje rzekł spokojnie sędzia. To twoja zemsta, sędzio! to twoja sprawa! krzyknął Mateusz ale na całe piekło, ja się pomścić potrafię, ja się okropnie pomszczę! 71 A to mścij się, tylko daj mi pokój, bo nie wiem nawet. Co ci rozum pomięszało. Moja żona, moja żona uciekła... wykradła się dzisiejszej nocy... moja żona... Powinna to była daleko wprzód jeszcze uczynić. Sędzio, tyś do tego wpływał! A gdyby i tak było? Ty chcesz odzyskać swój oblig, ja wiem dołożył Mateusz ha! oddaj mi żonę. tę nie- godziwą, tę... ja zwracam twój zapis. Ja go nie potrzebuję rzekł sędzia zawsze z największą spokojnością znalazłem kwit i wniosę go przed akta! Tak! I pan Mateusz osłupiał! Ha! więc chcesz ugody, chcesz więcej, chcesz co utargo- wać. Wiesz wiele warta Anna, czego chcesz ode mnie, mów! Ja nic nie chcę od ciebie, tylko żebyś mi dał pokój. Sędzia! żartujesz sobie ze mnie, ja wiem... Może i żartuję! odpowiedział nieporuszony sędzia. Jeśli wiesz, gdzie twoja żona, idzże jej poszukaj! Mateusz tracił głowę, ale widząc w ostatku, że nic tu nie dokaże, wybiegł z pokoju i poje- chał. Nie wiedział już co dalej począć z sobą i, dusząc się z gniewu i bezsilnej złości dojeż- dżał do Brzozówki, gdy obdarty chłopiec jakiś zastąpił mu drogę niosąc karteczkę w ręku. Co to jest? List do pana. Kto ci go dał. Jakiś nieznajomy. Przewidując, że to pismo musi mieć jakiś związek z wypadkami wczorajszymi porwał je i rozdarł z pośpiechu pan Mateusz. Na karteczce były te słowa: %7łycząc się widzieć z Wp. dobrodziejem w bardzo pilnym interesie, mam honor oznajmić mu, że na niego oczekuję w karczemce na trakcie, zwanej K o z i a, do godziny dziewiątej wieczorem. Interes ten więcej go obchodzi niż mnie. Najniższy sługa G. B a ł a b a n o w i c z m.p. Pan Mateusz nie pojmował, jaki mógł mieć związek z wypadkami wczorajszymi Bałaba- nowicz, o którego nawet znajdowaniu się w sąsiedztwie nie wiedział; jednakże przeczucie mówiło mu, iż ten człowiek może coś wiedzieć. Nie zsiadając więc z bryczki pędził ku Koziej karczemce, położonej o dobrą milę od Brzozówki. Pózno było, gdy tam stanął i ledwie się dostukał. Wszedłszy ujrzał kogoś leżącego na stole i chrapiącego mocno. Był to Bałabanowicz. Rozdmuchano przygasły ogień w kominie, a eks-plenipotent, który spał ubrany, porwał się na widok pana Mateusza. Pierwsze spojrzenia tych dwóch ludzi na siebie były przestraszające przenikliwością: zda- wali się mierzyć, nim mieli przystąpić do walki. Wreszcie pan Mateusz niecierpliwy zawołał; Wpan mnie tu wezwałeś? Tak jest. Jaki masz do mnie interes? Bałabanowicz bez żadnego fałszywego wstydu rzekł: Pan mnie odarłeś, przywiodłeś mnie do kija i torby. I cóż z tego? przerwał mu przybyły to chodz z torbą i kijem. Pan mając mnie w ręku wydarłeś mi to, na co ja całe życie pracowałem. Co ja całe życie kradłem. 72 Jeśli kradłem, to nie u niego odpowiedział Bałabanowicz teraz ja mam go w ręku i muszę swoje odebrać. Jak? co? co ty mówisz? Mówię i powtarzam, że mam cię w ręku. Jakim sposobem? Ja to postarałem się, aby ci żonę wykradziono, w moim ręku jest ona; teraz wybieraj prędko: albo mi oddaj, coś wziął, we dwójnasób, albo pożegnaj się z żoną i majątkiem. Pan Mateusz skoczył na Bałabanowicza i chwycił go za piersi. Daj pokój rzekł eks-plenipotent spokojnie ja mam z sobą ludzi. Pan Mateusz odskoczył zżymając się. Mam z sobą ludzi powtórzył Bałabanowicz nic mi nie zrobisz siłą, a choćbyś mnie tu podarł na sztuki, na nic by ci się to nie zdało; bo nie powiem słowa, póki nie stanie ugoda. Czegóż ty chcesz? wrzasnął pan Mateusz czego ty chcesz stary?... gdzieś ją podział? Powoli odpowiedział Bałabanowicz. O to tu naprzód chodzi, ażebyśmy zgodzili się na warunki; twoja żona jest w moim ręku i dobrym ukryciu. Starałem się, aby ci ją wykra- dziono dlatego, aby odzyskać, coś ty mi wydarł. Ja byłem sprężyną wszystkiego; ja nama- wiałem, ja pomagałem, ja nasadziłem tych, co ją wykradli. Teraz albo oddasz mi nazad moje obligi i drugie tyle mi dodasz jeszcze od siebie, a za to odzyskasz żonę, to jest majątek jej, albo stracisz ją przez rozwód, który jest przygotowany. Wierz mi, gdybym był tobą, wolał- bym dać jakie sto tysięcy, niż stracić uporem Złotą Wolę, Dorotynki i Kijany! Pan Mateusz nie wierząc swoim uszom, nie pojmując, co się z nim działo, chodził wielkim krokiem po izbie i myślał. A cóż mnie zapewni, że ty prawdę mówisz, że moja żona jest w istocie w twoim ręku? Jeśli mi nie wierzysz, to jak chcesz; ja się innym sposobem wynagrodzę odpowiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|