Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wiem. Nikogo pan nie spotkał? Nikogo. Zresztą nie przypominam sobie. Szkoda. Również żałuję. Co pan potem zrobił? Pojechałem na basen. Byłem tam do siódmej. Przecież już to wszystko panu mówiłem! zniecierpliwił się Artur. Byłem na basenie, potem w kinie. Nie mam na to żadnego dowodu. Nie zachowałem biletu, nie potrafię podać wiarygodnego świadka, bo po prostu nie spotkałem nikogo znajomego. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć. Pan miał klucz od pracowni profesora Janoty? Tak, ale go oddałem. Kiedy? Dlaczego każe mi pan powtarzać to samo po kilka razy? Przypuszcza pan, że się pomylę i powiem co innego niż poprzednio? Niczego nie przypuszczam. Po prostu chcę sobie uporządkować pewne fakty. Więc? W środę Janota zażądał ponownie zwrotu klucza. Ewa to zresztą słyszała. Rzuciłem mu klucz na stół. Na drugi dzień, kiedy wszedłem do pracowni przez balkon, właśnie tym kluczem otworzyłem drzwi. Jest pan pewien, że w zamku nie było klucza? Tak. Ewa może to potwierdzić. Pukaliśmy do drzwi i kiedy nikt nie odpowiadał, pochyliłem się i zajrzałem przez dziurkę od klucza. I co pan zobaczył? Nic nie mogłem zobaczyć. Ale przy okazji stwierdziłem z całą pewnością, że w zamku nie ma klucza. Po wejściu do pracowni wziąłem klucz ze stołu. Leżał w tym samym miejscu, w którym go położyłem poprzedniego dnia. Był tylko zalany tuszem. Skąd pan wie, że to pański klucz? Wisiał przy nim breloczek. Wszyscy go znali& Może pan sprawdzić. Dlaczego był pan agresywny w stosunku do profesora Janoty? Tak sobie. On po prostu pozwalał tańcować sobie po głowie. Czy rozmawiał pan z nim często o swojej matce? Nie! Nigdy! W oczach Artura ukazały się znowu złe błyski. Trafił pan do jego pracowni zupełnie przypadkowo? Tak. I profesor nie zapytał pana, czy jest pan synem Olgi Misłockiej? Nie. Ale przecież pan wiedział, kim był Janota dla pańskiej matki? Nie przeszkadzało to panu przyjaznić się z nim? Korzystać z jego pracowni? Nie. Zresztą nie byłem z nim zaprzyjazniony. %7ływiłem do niego ambiwalentne uczucia. Z jednej strony zainteresował mnie. Chciałem dociec, co w nim jest takiego, że mógł oczarować taką kobietę jak moja matka. Z drugiej strony nie lubiłem go. Nie omijałem żadnej okazji, żeby mu dokuczyć. Udawałem, że o niczym nie wiem, ale zdawałem sobie sprawę, że moja obecność sprawia mu przykrość. W pewnym sensie wykorzystywałem go i dręczyłem& ale nic ponad to. Nie zabiłem go& jeżeli o to panu chodzi. Mogę pana uspokoić. Mamy już zabójcę Grzegorza Janoty. Artur wpatrywał się bez słowa w kapitana Derkę. Pański ojciec przyznał się do tego morderstwa. Nie! On tego nie zrobił! Ależ tak. Przyznał się. Złożył w tej sprawie oficjalne zeznanie. On go nie zamordował! Artur Kostera zerwał się z fotela i stał oparty o biurko, pochylony do przodu, jakby chciał się rzucić na kapitana.. Dlaczego miałby kłaniać? Tylko w jednym wypadku mógłby wziąć winę na siebie. Pan wie, w jakim? powiedział Derko. Artur ciężko usiadł z powrotem w fotelu. Jak widzę, według pana, zabójcą musi być koniecznie Kostera& Stary czy młody, ale Kostera& Może spróbowałby pan poszukać kogoś spoza naszej rodziny?& Chętnie. Tylko musi mi pan w tym pomóc. W jaki sposób? Nie ukrywając niczego i mówiąc prawdę. Artur milczał przez dłuższą chwilę. Powiedziałem panu prawdę powtórzył z uporem. Kapitan milczał chwilę. Jak Serczyński odnosi się do swojego syna? Nie mam pojęcia. Przyjaznił się pan ze Stefciem, więc chyba wie pan coś na ten temat? Nie przyjaznię się ze Stefciem. Wydaje mi się jednak, że ojciec nie przejmuje się nim za bardzo. Nie ma na to czasu. Stefcio świetnie sobie z nim radzi. Potrafi go naciągnąć na nowy magnetofon i chyba to mu zupełnie wystarcza. Czy pan zna kolegów Stefcia? Nie. Ale chyba ich, pan widywał, będąc częstym gościem w willi państwa Serczyńskich? Nie znam żadnego kumpla Stefcia. Proszę pana, jestem jednak o kilka lat starszy od Stefcia i grono jego znajomych nie wydaje mi się zbyt ciekawe. Nie cierpię aż na takie niedobory towarzyskie, żeby szukać przyjaciół wśród jego kolegów. Wydawało mi się, że Stefciowi zależało na pańskim towarzystwie. Może. Takiemu smarkaczowi imponuje student akademii. Dla niego jestem artystą Artur roześmiał Nie ma na to rady. Im bardziej będę go traktować lekceważąco, tym bardziej będzie się za mną snuł. Ot i wszystko. Ale nie ma przecież między nami mowy o żadnym koleżeństwie. Czy zna pan Monikę Skrzyską? Artur prawi moment zawahał się. Tak powiedział po chwili z pewnym ociąganiem. To była znajoma mojej matki. Typ dość bezczelny, nawet nachalny. Zależało jej, żeby, wkręcić się w środowisko , żeby poznać ludzi, którzy się liczą . Usłużna, schlebiająca, fałszywa. W każdym razie takie na mnie robiła wrażenie. Nie lubiłem jej. Od kilku lat w ogóle jej nie widuję. Czy w jej postępowaniu było coś, co usprawiedliwiałoby pańską opinię? Nie rozumiem? Czy zrobiła coś takiego, co potwierdziłoby pańskie zarzuty? Nie& Właściwie nie. Po prostu nie miałem do niej zaufania& I nadal nie mam.. Przecież pan jej nie widuje. Tak& Ale& Wiem, że kręciła się koło Janoty. Mało tego, na coś go naciągnęła. Nie wiem dokładnie, na co, ale on miał jej też już dosyć. Rozmawiał pan z nim na ten temat? I tak, i nie. Co pan przez to rozumie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|