Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ucie. Z ciemnej plamy wyrosły sterczące uszy, otworzyły się w niej też szparki oczu - stała się łepkiem, który wkrótce oderwał się od powierzchni kamienia. Briksja, prawie niczemu się już nie dziwiąc, przykucnęła i zwiesiła dłonie tuż nad ziemią. Z kamienia powstała filigranowa, trójwymiarowa podobizna kota. Kiedy w pełni się już ukształtował, zeskoczył na ziemię. Mgła, która - odkąd Eldor i Zarsthor odeszli - kłębiła się coraz natarczywiej, ustąpiła z miejsca, gdzie stał kot. Figurka Uty podniosła głowę i spojrzała na dziewczynę otworzywszy malutki pyszczek. Ale jeśli nawet zamiauczała, Briksja nie usłyszała żadnego dzwięku. Po chwili kot zerwał się do biegu i dziewczyna pognała za nim. Obłok mgły zawirował, osnuwając Briksję do kolan. Jednak nie ukrył przed jej wzrokiem kota - nadal otaczała go przesuwająca się razem z nim wolna przestrzeń. Dziew- czyna z trudem nadążała za tą pędzącą coraz szybciej sylwetką, która najprawdopodobniej była tylko złudą. Briksji trudno byłoby powiedzieć, jak daleko zapuściła się za kotem w głąb spowitej mgłą ziemi. Nagle przewodnik zwolnił i - ku jej rozpaczy - zaczął znikać. - Uta! - wrzasnęła. Mogła przejrzeć na wskroś drobne ciałko, które szybko rozpływało się we mgle. Briksja padła na kolana. Bez Uty była zgubiona - a teraz jej podobizna prawie zniknęła. Pozostał jedynie zarys we mgle. Gdybyż mogła to jakoś cofnąć! Przecież kiedy zawołała jej imię i skupiła całą uwagę na kamieniu, Uta pojawiła się. Ale może moce władające kotem nie miały dość siły, by utrzymać go tu aż do spełnienia misji. A co z Marbonem, z Dwedem? Zanim znalazła się w tej matni, mężczyzna był wobec niej nastawiony wrogo, natomiast młodzieniec został usidlony przez czary. Nawet gdyby udało się jej dotrzeć do nich obu, czy mogłaby mieć nadzieję na jakąkolwiek pomoc z ich strony? Dwed... Marbon... Którego z nich wybrać? Kiedy ostatni raz widziała mężczyznę, był wolny, jeśli nie brać pod uwagę nie dającej mu spokoju obsesji. Briksja podniosła kamień do oczu. - Marbon! - zawołała. Jądro kamienia nie pociemniało ani nie pojawił się żaden inny znak, który świadczyłby, że jej wezwanie dotarło do mężczyzny, niezależnie od tego, czy miał odpowiedzieć na jej prośbę, czy nie. - Marbon! - Uchwyciła się tej ostatniej nadziei. Coś wprawdzie drgnęło w kamieniu, ale nieśmiało. Nic się w nim nie zamajaczyło. Jednak kiedy w rozpaczy opuściła rękę, znów ujrzała niedaleko od siebie Utę! Dobrze widoczna, większa niż poprzednio, pozornie cielesna, spoglądała na dziewczynę zniecierpliwiona, otwierając i zamykając pyszczek w bezgłośnych miauknię- ciach. Briksja skoczyła na równe nogi, gotowa natychmiast za nią podążyć. Czy to Marbon jakimś sposobem tchnął w kota siłę? Nie miała pojęcia, ale fakt, że Uta znów przy niej była, napełnił ją otuchą. Uta puściła się biegiem, a Briksja za nią. Dziewczyna czuła, że kot ją ponagla. Wtem... Z mgły wynurzył się potężny, ciemny słup, a wyrósł przed nimi tak niespodziewanie, że Briksja nabrała podejrzeń, iż wcale nie stał tam od dawna, tylko pojawił się nagle, by zastąpić jej drogę. Uta stanęła na tylnych łapkach, przednimi drapiąc jego powierzchnię; najwyrazniej nakłaniała dziewczynę do wspinaczki. Briksja schowała kamień za koszulę, a następnie próbowała wyszukać na słupie jakieś punkty oparcia dla palców rąk i stóp. Uta przepadła. Nie rozmyła się powoli we mgle jak poprzednio, tylko po prostu znikła w okamgnieniu. Briksja wymacała na powierzchni słupa nierówności, których nie zdołała wcześniej wypatrzyć. Z trudem rozpoczęła wspinaczkę. Chwyty okazały się niewielkie i im wyżej się znajdowała, tym mozolniejsza była to droga. A jednak pokonywała wysokość - wystarczyło, by miała o co oprzeć kilka palców. Wolała nie patrzeć w dół. Palce bolały ją i zaczynały drętwieć. Przylgnięte do słupa ciało naprężało się do granic wytrzymałości. Za gardło pochwycił strach. A ona była wciąż wyżej i wyżej. Jak długo to trwało? W tym miejscu czas się nie liczył - chwile mogły rozciągać się w dni, nawet w miesiące. Ponad jej głową słup ciągle wznosił się ku niebu, a wierzchołek skrywała zasłona mgły - jeśli w ogóle istniał jakiś wierzchołek! Briksja doznała w końcu uczucia, że nie zdoła już znalezć kolejnego oparcia dla dłoni. Ból ramion był nie do wytrzymania. Do góry, jeszcze do góry! Nie mogła jednak podnieść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|