Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Próbuje mnie uratować, wyciągnąć mnie stąd, pomyślał Omar Jussef. Sprawi, że odejdę, zanim zdołam odzyskać tę kartkę. Próbował uchwycić jej wzrok. - Tak, oczywiście, wracam do pracy. - Maki uśmiechnął się szeroko. - Z zapałem. - Sprawdzę, kto jest jeszcze umówiony na spotkanie. - Umm Rateb mrugnęła do Omara Jussefa. Nachyliła się, trzymając tacę z kawą. Omar Jussef poczuł zapach jej mydła. Postawiła kawę na brzegu biurka. Maki przesunął swoją teczkę, by zrobić miejsce na filiżanki, i sięgając po kawę, odruchowo postawił teczkę na podłodze. Zciągnął też przy okazji ulotkę. Którą stroną wyładowała na podłodze? - zastanawiał się Omar Jussef. Może wpadła wprost do kosza na śmieci i jestem czysty. Tak czy inaczej, nie mógł jej w tej chwili odzyskać. Umm Rateb wyszła, by sprawdzić, kto jest jeszcze umówiony z profesorem. - Oby nigdy nie zabrakło ci kawy - wymamrotał kurtuazyjnie Omar Jussef. - Dziękuję - powiedział Maki, wyrażając wdzięczność za tradycyjną formułę grzecznościową. - Słyszałem o sprawie twojego szwedzkiego przyjaciela. Była poruszana krótko podczas zebrania. - Krótko? - Mieliśmy tyle na głowie. Zeszłej nocy pułkownik Al-Fara namawiał generała Hussajniego, niech Allah się nad nim zmiłuje, do uwolnienia Odwana, żeby Brygady Saladyna wypuściły twojego przyjaciela. - No cóż, Odwan nie żyje, tak jak generał Hussajni. A może pułkownik Al-Fara sam kogoś zwolni? - Znów mówisz o tym kłamcy, tym okropnym profesorze Maszarawim? - spytał Maki, opuszczając kąciki ust i mrużąc wilgotne czarne oczy, jakby właśnie napił się wraz z kawą gęstych fusów z dna filiżanki. - Dlatego tu jestem bądz co bądz. - Naprawdę? - powiedział cicho Maki. Odstawił filiżankę. Z sekretariatu dobiegł jakiś nowy głos. - Mam następnego gościa, Abu Ramzie. Będziemy musieli przełożyć naszą rozmowę. Czeka mnie mnóstwo roboty przed pogrzebem generała Hussajniego. - Wstał. - Przestrzegam rozkładu zajęć bardzo rygorystycznie. To niezbyt palestyńskie, ale jest to jeden z nawyków, jakie sobie wpoiłem podczas licznych podróży. - Po chwili wyszeptał z chichotem: - W cywilizowanym świecie. Do drzwi gabinetu zbliżył się jakiś brodaty mężczyzna z plikiem papierów w dłoni. Gdy usłyszał chichot Makiego, uśmiechnął się służalczo, a Maki się z nim przywitał. Omar Jussef wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Nachylił się nad biurkiem Umm Rateb. - Kiedy profesor Maki wyjdzie od siebie, poszukaj tam ulotki Brygad Saladyna z oświadczeniem. Powinna leżeć na podłodze za biurkiem. Jak ostatni głupek zanotowałem na niej parę rzeczy i zostawiłem tam. - Spróbuję ją znalezć, Abu Ramizie - obiecała, spoglądając nerwowo na drzwi gabinetu. %7łaluzje w oknie podjechały do góry jednym płynnym ruchem. Maki uśmiechnął się, trzymając w dłoni sznurek, i pomachał do Omara Jussefa. - Jak tam Salwa? - spytał Omar Jussef, skinąwszy grzecznie Makiemu. - Niezle, niech Allahowi będą dzięki - odparła Umm Rateb. - Aż tak dobrze? - Jest w domu. Na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa. - Umm Rateb wskazała głową szafki z dokumentami za swoim biurkiem. - Jeśli masz dla niej jakieś nowiny. Omar Jussef uśmiechnął się, opuścił sekretariat i ruszył korytarzem. Po chwili znalazł się w kłębach pyłu i skinął na taksówkę. ROZDZIAA 22 Pośród drzew oliwnych przed domem Salwy Maszarawi Omar Jussef wyczuł w powietrzu swojską woń gorącego chleba. W rogu ogrodu, przy glinianym piecu, siedziała na taborecie Salwa. Chciała wstać, gdy go ujrzała, ale dał jej znak, żeby nie przerywała pracy. Salwa zgięła się wpół, rozprowadzając ciasto po powierzchni dna odwróconej patelni. Pogrzebała w palenisku pod sczerniałym metalem, aż cienkie ciasto zasyczało. Zciągnęła je i przewróciła na drugą stronę. Chleb był jasno-żółty, poznaczony kruchymi gruzełkami węgla kamiennego i brązowymi smugami tam, gdzie bąbelki powietrza uwięzione w cieście popękały pod wpływem wysokiej temperatury. Omar Jussef oparł stopę o niski ceglany murek otaczający palenisko. - Wspaniała pogoda na barbecue - oznajmił, zataczając dłonią krąg w przesyconym pyłem powietrzu. - Zciągnijmy tu całą rodzinę. Zobaczył, że policzek Salwy drgnął na wzmiankę o rodzinie, i zrobiło mu się głupio z powodu tego żartu. Odchrząknął zakłopotany. - Przyszedłem, moja córko, żeby ci powiedzieć, że odkryłem coś, co może pomóc twojemu mężowi. Kobieta wyprostowała się na taborecie i spojrzała na Omara Jussefa wyczekująco. - Byłem dzisiaj w gabinecie profesora Makiego. Sprawdziłem papiery tych dwóch braci z Rafah. Odkryłem, że wykaz ocen tego, który służy w służbie prewencyjnej pułkownika Al-Fary, został sfałszowany. - Nachylił się do Salwy. - Dokumentacja opłat też jest podejrzana. - Jak ma to pomóc Ejadowi? - Teraz ONZ ma dowód, że oskarżenia twojego męża wobec sił bezpieczeństwa nie były bezpodstawne i możemy zrobić z tego sprawę. Ejad został aresztowany, bo odkrył spisek. Salwa przytaknęła z wolna. Omar Jussef sądził wcześniej, że będzie bardziej zadowolona z jego odkrycia. Poczuł w nozdrzach silną woń węgla drzewnego. Salwa westchnęła i ściągnęła płonący chleb z odwróconej patelni. Wstała, podpierając się w okolicy krzyża, i przeciągnęła. - Przepraszam, że tak cię przyjmuję, Abu Ramizie. Trudno mi w czymkolwiek dostrzec coś dobrego - wyznała. - To zrozumiałe, moja córko. Schyliła się po stos płaskich chlebów, które już upiekła. - Nie. Nie pomagam Ejadowi w żaden sposób, kiedy jestem przygnębiona. Dlatego postanowiłam upiec chleb. Chciałam pokazać samej sobie, że życie toczy się dalej bez względu na to, co się stało. Omar Jussef ruszył za nią w stronę domu. - Bardzo mądrze postąpiłaś. - Dopóki nie spaliłam chleba. W kuchni położyła placki przy zlewie i nalała wody do dzbanka. - Dobrze, że przyszedłeś z tymi wiadomościami, Abu Ramizie - oznajmiła. - Wiem, że jesteś bardzo zajęty. Ciężko pracujesz dla mojego męża i swojego przyjaciela, tego cudzoziemca. Omar Jussef oparł się o lodówkę. Salwa nie odesłała go do salonu, tylko pozwoliła zostać w miejscu zwykle niedostępnym dla odwiedzających dom mężczyzn. Czuł się dobrze, przebywając z kobietą w jej kuchni, i dziwił się, że można znalezć taki spokój w domu, który nawiedziło nieszczęście i lęk. %7łałował, że nie jest w tej chwili z Mariam i że nie może wyciągnąć ręki, by pogłaskać ją po łopatkach, tak jak lubiła. Salwa nasypała do dzbanka kawy i cukru i postawiła naczynie na piecu. Jej ramiona drgnęły, ale dopiero gdy z piersi kobiety wyrwał się szloch, Omar Jussef zrozumiał, że płacze. Wyjął z kieszeni chusteczkę i wcisnął jej w dłoń. Otarła twarz i pociągnęła nosem. - Czasem myślę, że tylko martwi Palestyńczycy nie płaczą - powiedziała. - Nie sądzę, by pułkownik Al-Fara przelewał wiele łez - zauważył Omar Jussef. - %7łyczę mu śmierci - oznajmiła Salwa i popatrzyła na Omara Jussefa, a jej twarz zwiotczała nagle, jakby kobieta uświadomiła sobie grozę własnych słów. - W tej sprawie, jak i w każdej innej, możesz liczyć na moją solidarność - wyznał i uśmiechnął się do niej, a ona podziękowała mu chichotem zza chusteczki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|