Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
u pana Franciszka? - Zmiejemy się z mazurskich przesądów - tłumaczył się Piotr. - Córka pana Horsta się znalazła? - Kakadu nie dawała spokoju. - Tak... nie wiem - wahałem się. - Ha! - Kakadu wymierzyła we mnie palec wskazujący. - Złapałam pana na kłamstwie. Krysia wróciła, widziałam ją, jak o świcie krzątała się wokół pensjonatu. Jestem pewna, że pan Paweł był zaangażowany w jej szybkie odnalezienie... Wokół nas zebrała się grupka harcerzy z Tolą na czele. Druhna przysłuchiwała się wszystkiemu z uwagą. - Dość tego - przerwała przemowę Kakadu. - Za pół godziny śniadanie i wymarsz do Rydzewa. Jak wrócimy, zorganizujemy drugi sąd nad panami Piotrem i Pawłem. I tym razem wyciśniemy z nich całą prawdę - zapowiedziała. Po śniadaniu wyszliśmy całą grupą do Rydzewa. Dołączyli do nas Galindowie, którzy jeszcze dziś wracali do Raju Galinda . Mieli odpłynąć motorówką do osady Izegpsusa, gdzie yuppies mieli zaparkowane auta, którymi wracali do Warszawy. Marpezja szła na końcu kolumny pod rękę z Arkiem, okazując mi jawne lekceważenie. Ilona, zła, że najważniejszy chłopak wśród galindzkich letników jest zajęty, okazywała jawne zainteresowanie Piotrem. Ten opowiadał harcerzom o mazurskich przesądach. - Po pierwsze, podział na katolicką Warmię i ewangelickie Mazury jest wielkim uproszczeniem - tłumaczył młodzieży. - Otóż, tu, jak wszędzie, ludność różnych wyznań mieszała się, a nawet Mazurzy wielce sobie cenili sąsiedztwo katolickich księży, bo wierzyli w ich większą moc czarowniczą niż pastorów. Do tego niemieccy badacze życia religijnego Mazurów wskazywali na powszechne wśród nich czytanie tak zwanych Listów niebieskich . - Co to było? - dopytywał się jeden z młodszych harcerzy. - Zwano je także Kluczami niebieskimi ; były to pisma drukowane gotykiem, z licznymi mazuryzmami, a ich treść stanowiła mieszaninę chrześcijańskich i zabobonnych proroctw zapowiadających rychłe nadejście końca świata. Innym szczegółem, który drażnił ewangelickich obserwatorów Mazurów, to ich często składane śluby i wota. Mazurzy gotowi byli przyrzec wszystko i składać ofiary w trzech kościołach na raz, w tym jednym katolickim. Podczas komunii ołtarz był oblegany przez Mazurów, którzy na ołtarzu składali ofiary. - Czy nie był to element pogański w wierze chrześcijańskiej? - zastanawiał się Kijanka. - Myślę, że Mazurzy, o których tu mówimy przejaskrawiając pewne zwyczaje, byli głęboko wierzący, jednocześnie zachowali typową chłopską zapobiegliwość - uśmiechnął się Piotr. - Gdy mazurskiemu chłopu skradziono konia, to biegł do kościoła, by dzwoniono, bo wierzył, że złodziej nie ruszy się z miejsca, gdy usłyszy dzwięk dzwonu. Opisywana była opowieść o właścicielce szynku w Mikołajkach, która pod kotłem z gorzałką przechowywała opłatek. Ludzie tłumnie schodzili się do szynku jak do kościoła. Po śmierci nie zaznała spokoju i przez dziecko przekazała wdowcowi wiadomość o opłatku. Ten zaniósł go do kościoła, by uwolnić duszę żony od cierpień. W noc sylwestrową, idąc na mszę trzeba patrzeć na cienie innych. Czyj cień nie ma głowy, ten umrze w nowym roku. Ciekawe obyczaje miały też panny na wydaniu. Dziewczęta pragnące wyjść za mąż maszerują nad rzekę, gdzie biorą z dna garść kamyków. Zanoszą je do domu, do światła. Jeśli liczba kamyków jest parzysta, dziewczyna wyjdzie za mąż w nowym roku, jeśli nieparzysta - oczywiście nie. Jeśli wśród kamyczków znajdzie się robaczek, to panna będzie miała dziecko nie wychodząc za mąż. W okolicach Olsztynka dziewczęta szły zimą do przerębli i sięgały ręką do samego dna. To co dziewczyna miała w dłoni oznaczało zawód jej przyszłego męża: żelazo - kowala, drewno - stolarza, cegła - ceglarza, muszelka - rybaka, słoma - gospodarza... Piotr bawił towarzystwo opowieściami, a do mnie podszedł Izegpsus. Maszerowaliśmy w ciepłe niedzielne przedpołudnie po piaszczystej drodze z Pieklic do Rydzewa. Na łąkach cieszyliśmy się prażącymi promieniami, śpiewem ptaków umykających przed nami na pola. - Jak tam wasze poszukiwania? - zapytał mnie wódz Galindów. Wykonałem szeroki gest wskazując na okolicę. - Wciąż szukamy - odparłem. Izegpsus zadumał się. - Nie wiem, jak wam pomóc - powiedział. - Jak nie będziecie mieli żadnego dobrego pomysłu, wpadnijcie do mnie. Mam bogatą bibliotekę na temat Prusów, może coś znajdziecie dla siebie. - Warto mieć podejście naukowe do tych ludzi? - dziwiłem się patrząc na radosne twarze Galindów, którzy myślami byli już w swych biurach. - Odnoszę wrażenie, że wystarczyłoby im tylko trochę szaleństwa, które wykracza poza ramy ich życia. - Wiesz, jakie jest pochodzenie mojego imienia?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|