Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pona Kiedy przytaknął, pokręciła głową. - Prawdopodobnie uratowałeś mu życie. Sanitariusze przenieśli Clive'a na nosze.- Ci chłopcy już teraz sobie poradzą - powiedziała, widząc niepokój w jego oczach. - Jeśli chcesz z nimi pojechać, odprowadzę twojego konia do stajni. John pokręcił głową. Chciała go zapytać, skąd wiedział, jak opatrzyć rannego, ale to pytanie musiało poczekać. - Pojedź z nim, proszę - powiedział John. - Zostanę z nim, dopóki nie przyjedziesz do szpitala. Nie martw się o niego, John. Jest silny. Wyjdzie z tego. Dzięki temu, co dla niego zrobiłeś. Lekarze na oddziale pomocy doraźnej w szpitalu w Bozeman zapewnili ją, że Clive wyzdrowieje. Leczenie będzie trudne, ale po operacji wszystko powinno być w porządku. Wysoki poziom adrenaliny, który do tej pory trzymał ją na nogach, stopniowo opadał. Odczuwała ulgę. Nie mogła doczekać się, aż John zjawi się w szpitalu i będzie mogła przekazać mu dobre wiadomości. Minęło kilka godzin, ale on się nie zjawiał. Poszła wreszcie do pokoju pielęgniarek. - Czy był tu może wysoki, przystojny kowboj, który pytał o pacjenta, którego dziś tu przywieźliśmy, Clive'a Johnsona? Dyżurna pielęgniarka pokręciła głową. - Nie, przynajmniej od kiedy ja tu jestem. Ale ktoś dzwonił i pytał o pana Johnsona. Powiedział, że jest jego szefem. - Czy mówił, kiedy przyjedzie? pona - Nie. Kiedy powiedziałam mu, że pan Johnson odzyskał już przytomność, podziękował mi i rozłączył się. - O, pani doktor. Ali odwróciła się i zobaczyła Marka Smitha zmierzającego do wyjścia. - Wracamy do Sundown. Jeśli chcesz, możemy cię podwieźć. - Poczekajcie chwilę, dobrze? Chcę jeszcze zajrzeć do Clive'a. Potem chętnie z wami pojadę. Na jego pooranej zmarszczkami i spalonej słońcem twarzy można było dostrzec wyraźne odprężenie. Kiedy wyczuł, że usiadła obok niego, otworzył oczy. - Nierozważny... stary głupiec - wyszeptał z trudem. Ali nachyliła się nad nim z uśmiechem. - Ale jaki doświadczony kowboj. - Pogładziła jego dłoń. - Ani się obejrzysz, a staniesz na nogi. - J.T. - szepnął. - Uratował ci życie - powiedziała. - Jestem pewna, że wkrótce tu przyjedzie. Clive powoli pokręcił głową. - On... nie przyjedzie... do szpitala. Miała właśnie ponownie go zapewnić o tym, że wkrótce zobaczy Johna, kiedy dotarł do niej sens słów starego. „Nie przyjedzie do szpitala". Dlaczego ktoś, kto był ewidentnie przeszkolony w udzielaniu doraźnej pomocy, nie może przyjść do szpitala? Chyba że... Och, Boże! Dlaczego wcześniej się nie zorientowała? Był weteranem. Jednym z wielu żołnierzy, którzy wrócili z wojny przeciw terrorystom, lecz nie byli w pona stanie przezwyciężyć traumatycznych doświadczeń. Czyżby był w szpitalu polowym? Ale nie, zaraz, przecież on potrafił dużo więcej, niż po prostu udzielić pierwszej pomocy. Czyżby pracował w szpitalu polowym? To chyba było to. Wiedziała, co teraz powinna zrobić. Od dawna niczego nie była tak pewna. - Być może nie będzie mógł przyjechać - powiedziała do Clive'a. - Ale to nie znaczy, że nie chce. Clive skinął głową. - To... dobry chłopak. Tak, pomyślała, gdy Clive przymknął oczy i niemal natychmiast zapadł w sen. To dobry chłopak. A jeszcze lepszy z niego mężczyzna. Wszystko, co jest mu potrzebne, to kobieta, która sprawi, że odzyska ufność. ROZDZIAŁ JEDENASTY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|