image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niech sobie tu na razie pole\y - wyjaśnił. - Da Bóg, będziemy tędy
wracać, to zabierzemy. Mo\e naprawdę, kiedy spotkamy patrol, trzeba się
będzie ostrzeliwać... Chocia\ w takiej sytuacji ostrzeliwać się, bracie...
Artur ponownym ruchem pokręcił głową.
- Nie po to go wziąłem - powiedział niezadowolony. - Tam jest tylko
jedna kula. śeby, jeśli tak jak z ojcem...
- To ta-ak... - przeciągle powiedział Red patrząc mu prosto w twarz. -
No, jeśli o to chodzi, mo\esz być spokojny. Jeśli tak, jak z ojcem, to ju\
do tego miejsca cię doniosę. Obiecuję... Patrz, świta!
Mgła rzedła w oczach. Na nasypie ju\ jej w ogóle nie było, a na dole, w
oddali, mleczna mgiełka rozpraszła się i topniała, wyrastały z niej okrągłe,
szczeciniaste szczyty wzgórz i gdzieniegdzie między wzgórzami było ju\
widać pomarszczoną powierzchnię bagien, pokrytych rzadką wątłą łoziną,
a na horyzoncie, za wzgórzami, zapłonęły pomarańczowo łańcuchy gór -
niebo nad górami było jasne i błękitne. Artur obejrzał się przez ramię i
wydał okrzyk zachwytu. Red obejrzał się równie\. Na wschodzie góry
wydawały się czarne, a nad nimi mieniła się, płonęła szmaragdowa łuna -
zielona zorza Strefy. Red wstał i rozpinając pasek zapytał:
- Nie masz zamiaru sobie ul\yć? Jak tam sobie chcesz, ale pamiętaj,
pózniej nie będzie ani gdzie, ani kiedy...
Poszedł za wagonik, kucnął na nasypie i postękując patrzył, jak szybko
gaśnie, przerasta ró\owością zielona zorza i jak pomarańczowa pajda
słońca wypełza zza gór. Od razu od wzgórz popłynęły liliowe cienie -
wszystko stało się ostre, wypukłe, ka\dy szczegół był widoczny jak na
dłoni i jakieś dwieście metrów przed sobą zobaczył Red helikopter.
Helikopter spadł widocznie w samo centrum "łysicy" i jego kadłub
spłaszczyło w blaszany naleśnik, tylko ogon ocalał - lekko wygięty
sterczał teraz czarnym hakiem nad równiną między wzgórzami. I śmigło
te\ ocalało - głośno skrzypiało kołysząc się na łagodnym wietrze. To
musiała być potę\na "łysica", nawet solidnego po\aru nie było i na
sprasowanym kadłubie wyraznie widniało czerwono - niebieskie godło
rozpoznawcze lotnictwa wojskowego Jego Królewskiej Mości, godło,
którego Red nie widział ju\ od tylu lat, \e nawet jakby zapomniał, jak ono
wygląda.
Potem Red wrócił do plecaka, wyjął mapę i rozło\ył ją na skawalonej
bryle rudy w wagoniku. Samej kopalni nie było stąd widać, zasłaniało ją
wzgórze z czarnym, osmalonym drzewem na szczycie. To wzgórze
nale\ało obejść z prawej strony, kotliną między nim a sąsiednim
pagórkiem, który równie\ był stąd widoczny - nagle wzniesienie pokryte
burym kamienistym \wirem.
Wszystko się zgadzało, ale Red nie był zadawolony. Wieloletni instynkt
stalkera kategorycznie protestował przeciwko samej myśli - nonsensownej
i sprzecznej z naturą - \eby wytyczać szlak między dwoma wzniesieniami.
Dobra, pomyślał, pózniej się oka\e, na miejscu się zobaczy. Droga do tej
kotliny prowadziła przez błoto, równiną, która stąd wydawała się
bezpieczna, ale przyjrzawszy się uwa\niej Red dostrzegł między suchymi
kupkami jakąś ciemnoszarą plamę. Spojrzał na mapę. Tam był
narysowany krzy\yk i napisane koślawymi literami "Cwajnos". Czerwone
kropki omijały krzy\yk z prawej strony. Przezwisko było jakby znajome,
ale kto to był ten Cwajnos, jak on wyglądał. Red nie mógł sobie
przypomnieć, nie wiadomo dlaczego pamiętał tylko to: zadymiona sala
"Barge", ogromne czerwone łapy ściskające szklanki, grzmot śmiechu,
rozwarte zółtozębne paszcze - fantastyczne stado tytanów i gigantów przy
wodopoju, Jedno z naj\ywszych wspomnień dzieciństwa - pierwsze
spotkanie z "Barge". Co ja wtedy przyniosłem? Zdaje się, "pustaka".
Prosto ze Strefy, mokry, głodny, nieprzytomny, z workiem na ramieniu
władowałem się do knajpy i rzuciłem worek na ladę przed Ernestem,
wściekle szczerząc zęby przetrzymałem salwę szyderstw, doczekałem się
a\ Ernest, wtedy jeszcze młody, obowiązkowo w muszce - wyliczy mi te
zielone papierki... Nie, wtedy przecie\ nie było zielonych, były jeszcze te
kwadratowe, królewskie, z jakąś półgołą dziwką w płaszczu i wianku na
głowie... doczekałem się, schowałem forsę do kieszeni i niespodziewanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl