Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
troski. - Posłuchaj, Hannah, nie czuj się w obowiązku towarzyszenia nam podczas dzisiejszego spektaklu. Słyszałaś, że może nastąpić jakiś... nieprzewidziany wypadek, więc może wolałabyś zostać w domu? - Ależ skąd! Idę z wami! I jestem pewna, że wszystko będzie w porządku. Skoro nie jestem ci potrzebna, zaczekam na dole. Bennett od dłuższego czasu krążył po obszernym holu. Nawet z dzielącej ich odległości kilku metrów Hannah wyczuwała jego rozgorączkowanie. Nagle zdała sobie sprawę, że szukał kłopotów. Mało tego, sam gotów był je sprowokować. - Jesteś już! - Uśmiechnął się i wziął ją za rękę. Niestety, nawet gdy miał ją tak blisko, nie mógł przestać myśleć o tym, co mogło się zdarzyć w teatrze. - Hannah, nie musisz z nami jechać. Prawdę mówiąc, byłbym dużo spokojniejszy, gdybyś została. Poczucie winy ogarnęło ją niespodziewanie. Nim zdążyła zastanowić się, co robi, uścisnęła jego dłoń. - Mówisz całkiem jak Eve - rzekła z udawaną beztroską. - A ja właśnie chcę być z wami. Nie sprawdzone informacje z anonimowego zródła to za słaby powód, żeby nie obejrzeć uroczystej premiery. - Czy to przykład słynnego brytyjskiego męstwa? - To przykład zdrowego rozsądku. - Tak czy owak chciałbym, żebyś trzymała się blisko mnie. Co prawda w teatrze będzie tylu agentów, że mysz się nie przeciśnie, ale wolę mieć cię cały czas na oku - śmiał się, prowadząc ją do drzwi. - Eve i Aleksander już schodzą. Obiecałam na nich zaczekać - rzekła, próbując go powstrzymać. - Ochrona woli, żebyśmy się rozdzielili. Najpierw pojedziemy my, potem Eve i Aleksander, a ojciec na końcu. - Skoro tak... Zanim wsiedli do samochodu, spojrzała na rozgwieżdżone niebo, a potem dyskretnie dotknęła pistoletu leżącego na dnie wieczorowej torebki. Wysprzedane zostały wszystkie bilety. Jeszcze na długo przed podniesieniem kurtyny na widowni był komplet. Kiedy Bissetowie pokazali się w loży, publiczność zgotowała im prawdziwą owację. Hannah uważnie przeglądała rzędy foteli. Była pewna, że jeśli Deboque jest w teatrze, na pewno wyłowi go w morzu ludzkich głów. - Centrum zostało przeczesane dwukrotnie - szepnął stojący obok Reeve. - I nic. Skinęła głową. Kiedy kurtyna poszła w górę, spokojnie usiadła na swoim miejscu. Sztuka była spełnieniem najskrytszych marzeń Eve, jednak Hannah wątpiła, czy ktokolwiek z jej najbliższych mógł teraz uważnie śledzić to, co działo się na scenie. Kilka razy zerknęła na Bennetta i za każdym razem stwierdzała, że lustruje widownię. Deboque'a tam nie było. Hannah byłaby zaskoczona, gdyby się zjawił. Jeśli nawet coś się wydarzy, on będzie daleko stąd. Zawsze potrafił zapewnić sobie żelazne alibi. Nie pozostało więc nic innego, jak tylko patrzeć. I czekać. Kiedy po pierwszym akcie zapaliły się światła, Eve nie kryła ulgi. Czyżby jeszcze jeden fałszywy alarm? Nie. Hannah nie miała zamiaru wyprowadzać księżnej z błędu, sama jednak była przekonana, że niebawem coś się stanie. Czuła znajome mrowienie między łopatkami. Jedni nazywali to przeczuciem, inni woleli mówić o instynkcie. Hannah bawiła się w tę niebezpieczną grę na tyle długo, by wiedzieć, że nie należy lekceważyć własnej intuicji. Kiedy Bennett zapytał, czy ma ochotę się napić, poprosiła o coś zimnego. Po jego wyjściu szepnęła do Reeve'a: - Pójdę się rozejrzeć. - W porządku. Ja zostaję. Czuję w kościach, że coś będzie. - Ja też. Deboque radził, żebym usiadła na widowni. Na wszelki wypadek zajrzę za kulisy. Reeve nie był zachwycony tym pomysłem. Na szczęście Gabriella zajęła jego uwagę, a Hannah natychmiast to wykorzystała. Dyskretnie wymknęła się z loży i poszła w stronę damskiej łazienki. Gdy miała pewność, że nikt nie zauważy, błyskawicznie skręciła na klatkę schodową i zaczęła schodzić na dół. Miała nie więcej niż dziesięć minut. Za kulisami panowało zwykłe podczas antraktu zamieszanie. Ani pracownicy obsługi, ani aktorzy zajęci zmianą kostiumów nie zwrócili na nią najmniejszej uwagi. Mogła więc swobodnie się rozejrzeć. Wprawdzie nie zauważyła niczego podejrzanego, ale mrowienie między łopatkami nie ustępowało. Drzwi do garderoby Chantel były uchylone. Aktorka dostrzegła ją i po chwili wahania zawołała: - Lady Hannah! Nie wypadało udawać, że nie słyszy, więc chcąc nie chcąc, stanęła w progu. - Dobry wieczór, panno O'Hurley. Jej Książęca Wysokość nie mogła przyjść osobiście, ale mogę panią zapewnić, że jest zachwycona pani grą. - Miło mi. - Chantel nie przestawała robić makijażu. - A co pani myśli o sztuce? - Ach, jest porywająca! A Julia w pani wykonaniu to popis prawdziwego mistrzostwa. Aktorka podziękowała skinieniem głowy. Odłożyła kredkę, którą malowała oczy, i wstała od lustra. - Pewnie pani wie - powiedziała, patrząc Hannah prosto w oczy - że jestem w show biznesie bardzo długo. Mam go we krwi. I chcę pani powiedzieć, że komediant zawsze rozpozna drugiego komedianta. Hannah zachowała spokój. - Na pewno - odparła z uprzejmym uśmiechem. - Jeszcze nie zdecydowałam, czy panią lubię, ale na pewno pani nie ufam - wypaliła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|