Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się tylko w fotelu. Pierwszą rzeczą, jaką spostrzegła po wejściu do domu, była leżąca na podłodze słuchawka. Kiedy wzięła ją do ręki, usłyszała dochodzące z aparatu dziwne dzwięki. Brett nie rozłączył się, a owe dziwne odgłosy dobiegały z jego mieszkania. %7ładen klient nie mógł się do niego dodzwonić. Dobrze mu tak, pomyślała. Odłożyła słuchawkę i przywitała się wreszcie z Agathą. Wyjęła z lodówki majonez, główkę sałaty i pojemnik twardego jak kamień masła orzechowego. Właśnie zaczęła się zastanawiać, co też dałoby się przyrządzić z takiej ilości produktów, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. - Kto tam? - zapytała. - Monter do telefonu - odpowiedział gruby, męski głos. - Zawiadomiono nas, że ma pani uszkodzony aparat. - Chwileczkę - powiedziała Lissa. Na wszelki wypadek wzięła do ręki swój służbowy pistolet i trzymając go za plecami otworzyła drzwi. - To tylko nieporozumienie, wie pan... - Słowa zamarły jej na ustach. Mogłam się tego spodziewać, pomyślała. W drzwiach stał Brett z dużą, wypchaną siatką w ręku. - Nie wiem, co pan sprzedaje, ale ja niczego nie kupuję. - Chciała mu zamknąć drzwi przed nosem, ale Brett błyskawicznie stanął u progu. - Sprzedaję tylko przeprosiny - powiedział. Oparł się ramieniem o nie domknięte drzwi. - Właściwie nawet ich nie sprzedaję. Rozdaję za darmo. - Znajdz sobie kogoś, kogo to interesuje. - Determinacja Lissy zaczęła słabnąć, ale mimo to dziewczyna ponowiła próbę zamknięcia drzwi. - To w ten sposób traktuje się człowieka, który przynosi pyszny obiad? - zapytał Brett. Lissa zupełnie zmiękła. Puściła drzwi i mężczyzna mógł wreszcie wejść do środka. Uszczęśliwiona Agatha natychmiast podbiegła do niego, dopominając się o pieszczotę. - Dobrze, że choć jedna z pań cieszy się na mój widok - powiedział Brett i bez pytania wszedł do kuchni. Czuł się tutaj jak u siebie w domu. Siatkę z zakupami postawił na kuchennym stole i rozpakowywał ją powoli. Lissa spodziewała się paczek z mrożonkami, tymczasem zobaczyła pieczarki, świeżą śmietanę, świeże mięso... - Niepotrzebnie tracisz czas - powiedziała. - Nie chcę jeść z tobą obiadu. W ogóle nie mam ochoty spędzać czasu w twoim towarzystwie. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. - Przyniosłem mąkę - powiedział Brett podwijając rękawy koszuli i udając, że nie usłyszał jej słów - ale potrzebuję trochę papryki. Czy znajdzie się w tym bałaganie jakaś papryka? W odpowiedzi na krytyczną uwagę na temat porządku w jej własnym domu, Lissa posłała Brettowi mordercze spojrzenie. Po kilku minutach przyniosła mu jednak paprykę. - Dziękuję - powiedział. - Teraz poproszę cię o garnek. Najlepiej duży. Lissa szukała garnka w przepaścistym wnętrzu kredensu, a Brett przeglądał po kolei wszystkie szuflady, aż wreszcie znalazł nóż. Wtedy dopiero uznał za stosowne ustosunkować się do jednego z licznych tego popołudnia oświadczeń Lissy. - Nawet jeśli nie mamy ze sobą nic wspólnego, zawsze jeszcze pozostaje przyciąganie się przeciwności. - Zgadza się - powiedziała podając mu garnek - ale tylko wtedy, kiedy spotykasz się z magnesem. - Skoncentrujmy się więc na tym, co mamy ze sobą wspólnego. - Brett z wprawą kroił soczystą polędwicę. - Ja jestem detektywem i ty też chcesz zostać detektywem. Mnie się wydaje, że to nas łączy. - Oderwał się na chwilę od swego zajęcia, odwrócił i spojrzał na Lissę. Dziewczyna poczuła, że pod wpływem tego spojrzenia mocniej zabiło jej serce. Nie dam mu satysfakcji i nie pozwolę się udobruchać, postanowiła. Chociaż nie jest włamywaczem, na pewno jest zwykłym oszustem, a ja nie dam się nabrać po raz drugi. Oparła dłonie na blacie kuchennym, tuż obok Bretta i jego ostrego noża. Pochyliła się trochę, jakby chciała nadać wyrazistość każdemu swojemu słowu. - Chcesz się ze mną widywać tylko dlatego, że masz zamiar wykorzystać posiadane przeze mnie akta śledztwa - pochwaliła się swoją przenikliwością. - Mówiąc szczerze, nie przyszło mi to do głowy - powiedział Brett wracając do krojenia wołowiny. Lissa już chciała go uświadomić, że nie wierzy w jego zapewnienia, ale nie zdążyła nawet otworzyć ust. - Zależy mi głównie na twoim towarzystwie - oświadczył. - Co ty na to? - Schylił się i podał suczce soczysty kawałek mięsa, czym zapewnił sobie jej dozgonną wdzięczność. - Zawrzemy pokój? Lissa pomyślała, że jego spojrzenie bardzo przypomina wyraz wiernych oczu Agathy. Poczuła, że mięknie, chociaż wciąż usiłowała udawać obojętność. - Mnie nie można tak tanio kupić. - Ruchem głowy wskazała na wpatrzoną w Bretta suczkę. - Wiem. Dlatego kupiłem wszystko, z czego można ugotować prawdziwy obiad. Będzie sałatka, boeuf Strogonoff i ciastka francuskie. Ciastka, niestety, są z piekarni, która jednak cieszy się zasłużoną renomą. - Szkoda fatygi - mruknęła ponuro Lissa. Przyglądała się, jak Brett przygotowuje obiad. Naprawdę przyniósł ze sobą wszystko oprócz papryki. Nawet masło do smażenia mięsa. - Jestem zaskoczona, że zdecydowałeś się na ciastka z piekarni. Powinieneś sam je upiec - zakpiła. Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, co się działo w jej kuchni. - Gdybym ich nie kupił - Brett spojrzał na nią znacząco - zostałbym tu na noc. Przygotowanie tych ciastek zabiera mnóstwo czasu. Jak wszystko, co dobre. Jego dwuznaczne słowa dotarły do świadomości Lissy w rekordowym tempie. Podrażniły jej wyobraznię i zmusiły do myślenia o rzeczach, których nie można kupić w sklepie spożywczym. Wzięła głęboki oddech. Trzeba natychmiast zmienić temat. - Gdzie się nauczyłeś gotować? - zapytała wskazując garnek i przygotowane produkty, metodycznie ułożone na stole. Dla wszystkich mężczyzn, których znała, przygotowanie obiadu sprowadzało się do zamówienia w barze pizzy albo hamburgerów. Brett uśmiechnął się, a Lissa odruchowo odpowiedziała na ten uśmiech, chociaż nie powinna była tego robić. Udało mu się ugasić jej gniew. Bez tej emocjonalnej osłony czuła się, jakby stała przed nim zupełnie nago. Była całkiem pewna, że jego wizyta nie jest bezinteresowna. - Mam pięć sióstr - wyjaśnił Brett. - Wszystkie są starsze ode mnie. Razem dorastaliśmy i dziewczęta wtajemniczały mnie w swoje sprawy. Wiem dużo o gotowaniu, niezle sobie radzę z szyciem i umiem tak pocałować skaleczone miejsce, żeby zaraz przestało boleć. - Oczy mu błyszczały. Lissa nie miała wątpliwości, że z łatwością może zademonstrować ostatnią z wymienionych umiejętności i że nie mówił o otartym kolanie czy skaleczonym palcu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|