Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego stylu życia nastawionego na zabawę. Nie było nic złego w ciągłym szukaniu wyzwań. Lubiła je tak samo, jak on. Musiała przyznać, że pokazał jej bardzo wiele. Nauczył ją cieszyć się własną kobiecością, zamiast ją ukrywać. Dawał jej zadania, dzięki którym wykorzystywała cały swój potencjał. A to z kolei dało jej pewność siebie potrzebną, by spisywać się świetnie w każdej dziedzinie. Pod jego wpływem stała się osobą, którą zawsze chciała być. Poza tym zapobiegł jej izolacji od rodziny: najpierw oświadczając się w najbardziej odpowiednim momencie, a potem - unikając awantur i radząc sobie z niezręcznymi sytuacjami na przyjęciu. Rodzina nie była barierą dla ich związku. Przeciwnie - polubił ją. Przyznała też przed sobą, że nie potrafiła go nienawidzić. Bywała jedynie sfrustrowana jego niefrasobliwym podejściem do wszystkiego, łącznie z nią samą. Ale teraz nie bawił się nią, a ona go kochała. Kochała go za wszystko, co dla niej zrobił, za jego wspaniałomyślność, jego wyzwania, nawet jego złośliwość. Musieli jeszcze tylko ustalić kwestię dzieci. Jake powiedział co prawda, że rozumie jej potrzebę założenia rodziny, ale nie wyraził chęci zostania ojcem. Czy było za wcześnie, żeby z nim o tym porozmawiać? Może powinna to odłożyć? Gdy tylko wylądowali w Mascot, poszli na parking i wyruszyli do Chatswood. Merlina poczuła niesamowitą bliskość z Jakiem, gdy jechali sportowym samochodem. Nie mogła powstrzymać się od zerkania na jego ręce, które kont- rolowały kierownicę i zmieniały biegi. Wyobrażała sobie, jak dotyka jej ciała. Zawsze wiedział doskonale, co sprawia jej największą przyjemność. Nie rozmawiali. Na czerwonym świetle Jake rzucił jej spojrzenie, które wyraznie mówiło, że on chce tego samego. Merlinie podobało się, że nie musi już udawać obojętności wobec niego. Ich pragnienie było prawdziwe, obopólne i naglące. Gdy zaparkowali pod jej domem, pobiegła otworzyć drzwi. Jake wyjął jej torbę z bagażnika i dogonił ją. Merlina zamknęła drzwi i rzuciła się w jego objęcia. Zmiali się z szaleństwa, które ich ogarnęło - szaleństwa nieujarzmionego pożądania. - Tym razem od razu idziemy do sypialni - powiedział Jake i zaniósł tam Merlinę. Gdy znalezli się już na łóżku i w pośpiechu zerwali z siebie ubrania, wyszeptał: - Zapomniałem o zabezpieczeniu. Zaraz wrócę. Chciał wstać z łóżka, ale Merlina przyciągnęła go do siebie. - Zapomnij o tym! - rozkazała. - To bezpieczne? - Spojrzał na nią surowo. Musiał wiedzieć. - Nie mam pojęcia. To nie ma znaczenia. - Oczywiście, że ma. Możesz zajść w ciążę. - No i co z tego? Pokręcił głową. - Nie powinniśmy ryzykować. Jeszcze za wcześnie, żebyśmy byli obarczeni dzieckiem. Wrócę za chwilę. Uwolnił się z jej objęć i zaczął szukać portfela. Merlina natychmiast poczuła jakąś pustkę w środku. Nie mogła po prostu leżeć i czekać na niego. Jake nie chciał ryzykować, nie chciał być obarczony dzieckiem... Gwałtownie wstała z łóżka. Przeszył ją lodowaty dreszcz, choć jeszcze przed chwilą Jake rozgrzał jej ciało do czerwoności. - Wszystko w porządku? - zapytał. - Nie. Ty nie jesteś. Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc jej słów. - Nie chcesz dzieci, prawda? - Tego nie powiedziałem - odparł. - Powiedziałem tylko, że jest jeszcze za wcześnie. Najpierw się pobierzmy, a potem nad tym pomyślimy. - Ile chcesz nad tym myśleć? Rok? Dwa? Pięć? Dziesięć? Aż będę za stara? - Rozsądnie jest zaplanować rodzinę, a nie zaczynać od przypadkowej ciąży. - Mam trzydzieści lat, Jake. Statystycznie mam coraz mniejsze szanse na urodzenie zdrowego dziecka. Im dłużej będę to odkładać, tym większe ryzyko, że dziecko będzie upośledzone. - Przecież nawet czterdziestoletnie kobiety rodzą dzieci. - Bardzo chcą zdążyć, zanim będzie za pózno. Najczęściej stosują jakieś metody wspomagania zapłodnienia. Nie chcę się znalezć w takiej sytuacji. - Rozumiem - przyznał, choć znów zmarszczył czoło. Nie miał ochoty na tę rozmowę. - Powiedziałeś obarczeni dzieckiem". Tak jakby to było obciążenie, a nie nowe, cudowne życie, które stworzylibyśmy razem. Mała istotka, którą będziemy się opiekować i z którą będziemy dzielić przygody i wyzwania, jakie niesie ze sobą każde nowe doświadczenie. Takie jak pierwszy gol Rosy. Myślisz, że to nie była cudowna chwila dla jej rodziców? - Nie myślałem o tym w ten sposób. Ale nie chodziło mi o obciążenie - raczej o odpowiedzialność. - Do bycia matką albo ojcem nie można podchodzić beztrosko. - To prawda. Potrzeba całkowitego poświęcenia. A nie wydaje mi się, żebyś był do tego zdolny. - Nie spisuj mnie na straty tak szybko! Pracuję nad tym. Nie wierzyła mu. Po prostu grał na zwłokę. - Daj znać, jak już się napracujesz - rzuciła i poszła w stronę szafy. - Co ty robisz? Wyciągnęła czerwony szlafrok. - Ubieraj się. Chcę, żebyś już sobie poszedł. - Chyba nie mówisz serio. - Owszem, mówię. Wsunęła ręce w rękawy szlafroka i zawiązała go mocno wokół talii. - Merlino... - Jake zbliżył się do niej z determinacją w oczach. Odepchnęła go od siebie. - Mówię poważnie! Nie podchodz do mnie! Stanął jak wryty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|