Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odruch wyksztuśny wziął górę i płyn rozprysnął się jak fontanna. Mężczyzni wybuchnęli śmiechem, ale Justin nie speszył się wcale. Wypił jeszcze raz i tym razem się udało. Rozległ się radosny okrzyk. Nau poklepał Justina po plecach, a Justin uśmiechnął się dumnie. Maynard poczuł, że palą go uszy i coś ściska w żołądku. Goody Nau zwrócił się do Beth to będzie twój spadek po Rochem. Oby był bogaty. Każdy łup będzie bogatszy niż był Roche, l'Ollonois. Beth roześmiała się i napiła z garnka. Dreszcz wstrząsnął jej ramionami, zakaszlała. Niech Bóg ma w opiece oberżystów! Moje wnętrzności domagają się siarki! Roześmiała się i wypiła jeszcze raz. Teraz ty, skrybo! powiedział Nau do Maynarda. Na pewno nie chcesz powitać dzisiejszego dnia bez ognia w brzuchu. Maynard pochylił się nad garnkiem i spojrzał na Justina. Chłopiec uśmiechał się do niego. Maynard odpowiedział uśmiechem i mrugnął. Nagle zauważył, że oczy Justina były nieruchome, a uśmiech nieobecny. Nie patrzył na ojca, tylko gdzieś w dal, wpatrzony w swoje wizje. Maynard wypił. Przełykał pomału, sącząc płyn wąskim strumieniem do przełyku. Alkohol palił mu gardło, rozlewał się kałużą ciepła w piersiach i lądował na samym dnie pustego żołądka jak strumień gorącej lawy. Miał posmak rumu, spirytusu i siarki. Nau podniósł ręce nakazując ciszę. Kilku mężczyzn przepchnęło się jeszcze do garnka po drugą kolejkę i wróciło do szeregu. Mamy wieści o dużym, ładownym statku poinformował Nau idącym pod żaglami z południowego zachodu. Aadunek łodzi jest nieznany, trzynaście osób załogi. Na pewno są uzbrojeni. Niech się odezwie ten spośród was, kto chce się wycofać. Zgodny chór zakrzyknął: nie, a potem nastąpiły śmiechy i szybkie przepychanie się do garnka z alkoholem. Podział będzie taki jak zawsze, z jednym wyjątkiem: Goody Sansdents wezmie dziesiątą część łupu wedle swojego uznania, zanim zdobycz zostanie podzielona. Każdego, kto odłączy się od kompanii, spotka śmierć. Nau położył ręce na ramionach obu chłopców. Jedną część podzielimy po połowie dla nich, bo oni też wezmą udział w bitwie. Manuel wyszczerzył zęby, a bezmyślny uśmiech Justina nie zmienił się. Nie zabierzesz go chyba! krzyknął Maynard, wskazując na Justina. Tak, skrybo, i ciebie też! Nau uśmiechnął się. On musi nauczyć się swojego fachu, a ty musisz to opisać. Goody i ty, skrybo, popłyniecie w pinasie Hizzonera. Chłopcy będą ze mną. A teraz podniósł głos i zwrócił się do pozostałych przygotujmy się. Jest nas niewielu, ale mamy wielkie serca i im mniej nas będzie, tym więcej łupów przypadnie każdemu. Ostatnie zdanie Nau wypowiedział ze śpiewną intonacją, co zasugerowało Maynardowi, że należy ono do rytuału. Po Nau wystąpił Hizzoner i rozpoczął modlitwę. Pochylcie swoje nieszczęsne głowy powiedział. O Panie, żegluj razem z nami, bowiem czekają nas dzisiaj niewiadome próby. Spraw, by nasze serca były czyste, a nasze ramiona silne, albowiem co czynimy, czynimy w Twoim imieniu, przez Jezusa Chrystusa Zbawiciela naszego. Amen. Błogosławieństwo zakończone ogłosił Nau. Rozgrzejcie się, chłopcy, rozpalcie do czerwoności, bo będzie to dzień, jak za dawnych lat. * Załogę każdej z pinas stanowiło sześciu mężczyzn. Chłopcy byli dodatkowymi pasażerami, tak samo jak Beth i Maynard. Siedzieli na śródokręciu, pod masztem, gdzie mogli być obserwowani zarówno z dzioba jak i z rufy i gdzie żaden ich nieopatrzny ruch nie narażał łodzi na utratę stabilności. Kapitan łodzi siedział na rufie, przy rumplu. Jego zastępca na łodzi Maynarda był to młody mężczyzna ze szczeciniastym zarostem i spiłowanymi prawie do samych korzeni kłami, którego nazywano Jack-Bat przykucnął między ławkami dla wioślarzy i klarował żagiel. Na ławce dziobowej siedział strzelec. Obok niego, na wspornikach, leżała strzelba skałkowa z długą lufą. W schowku wydrążonym na dziobie trzymał rożek z prochem, kule i zapasowe krzemienie. Pozostali mężczyzni siedzieli przy wiosłach. Każdy z nich miał przy sobie pistolet, ręczną siekierkę, kord i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|