Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odrobinę ekscentryczny, więc też się do tego dołożył. Chcesz bęc? I wyprowadził w kierunku jego szczęki straszny cios. Tyle że trafił w szafę i złamał sobie dwa palce. Odrobinkę porto? zapytał skarabeusz grzecznie. To najlepszy środek na odmrożenia. I Józef pochłonął kolejne ciastko, równie suche jak poprzednie. Nie miał śmiałości odmówić, bo zaczął bać się szafy. Wtedy skarabeusz zrobił kilka kroków po pomieszczeniu i powiedział: Zatańczymy sobie! Nadepnął na klepkę w podłodze i rozległ się przerazliwy trzask. Ty powiedział do rumaka będziesz naciskał. Ty powiedział do Józefa będziesz się przyglądał. Ty powiedział do Bartolomeusza też będziesz się przyglądał. I ja się będę przyglądał. Było to bardzo zabawne, lecz jak zauważył rumak, któż miał tańczyć? Zmondaku! zawołał skarabeusz. Naciskaj, niczego więcej od ciebie nie oczekujemy. Wtedy rozległo się głośne stukanie do drzwi. Idz otworzyć powiedział Józef do Bartolomeusza. Ten wykonał posłusznie i do pomieszczenia weszła stara facjata. Dzień dobry! powiedział grzecznie Bartolomeusz. Facjata nic nie odrzekła. ( Jest głucha od urodzenia szepnął skarabeusz. Nakłonimy ją do tańca, będzie ubaw po pachy.) Robił się naprawdę ordynarny. Józef, Bartolomeusz i rumak oddalili się pod pretekstem gwałtownego bólu głowy, a skarabeusz życzył im pomyślności. Nagle, na zakręcie drogi, napotkali Azora. Był to stary, bezzębny kot, którego Józef niegdyś poznał. Miał mocno wyładowany tornister i śpiewał na całe gardło jakąś zawadiacką piosnkę. Hej! zawołał rumak. Jak tam romanse?! Wszystko gra rzekł Azor. Chcesz bęc? Nie, dzięki odparł rumak przypomniawszy sobie Józefa. Ukrzywdzisz sobie paluszki. Ach? zdziwił się Azor. I opuścił ich z zatroskaną miną. Trzeba powiedzieć, że w tornistrze miał bęc w ilości jedenastu kilogramów. Przechodząc przez mały mostek został porwany do nieba w chmurze kadzidlanego dymu. Józef i Bartolomeusz postanowili wówczas zbudować barkę. Co takiego? zdziwił się rumak, który nie miał marynarskiego obycia. Barkę. By by i ar kę przeliterował Bartolomeusz. A! To świetnie! zawołał rumak, który nie chciał wyjść na głupca. Ale gdzie ją postawicie? Na wodę odrzekł Bartolomeusz. Ach! To to pływa? Józef, który miał tego dość, wymierzył mu solidną puckę między uszy i rumak zarżał z ukontentowania. Wtedy Bartolomeusz zaczął ścinać drzewa. Jednak Józef sformułował myśl, iż można by ją wykonać z metalu. A ty masz żelazo? zapytał Bartolomeusz. Ja nie mówiłem z żelaza". Powiedziałem: z metalu". Dobra! rzekł Bartolomeusz. Przepraszam. I poszedł ściąć drzewo. To? zapytał Józefa. Tak! zawołał Józef. Sam widzisz: pływa. Czy to jest barka? ryknął rumak. Tak jest! zarechotał Bartolomeusz. I spuścił mu drzewo prosto na czaszkę. Rumak powiedział... Uf! i potem już nic nie mówił. Lecz głowa zrobiła mu się dwukrotnie większa. Wtedy nagle pojął, co to takiego barka. Nie lubię wody! zawołał. Wolisz bęc? zapytał Bartolomeusz groznym tonem. Ach! Daj spokój powiedział Józef. Nie rób mu krzywdy, i tak ma łeb jak baszta w Niżnym Nowogrodzie. Jednak w zasadzie barka była prawie skończona. Brakowało jej tylko kadłuba, pokładu i masztów, lecz żagle były zrobione z koszuli Józefa. Po tygodniu pływała po wodach małego basenu, który wykopał Józef. Wszyscy na pokład! krzyknął rumak, który tymczasem nabrał cech prawdziwego rumaka morskiego. Splunął prymką i wdrapał się na pokład. Wybrać cumę! Wyostrzać! Wszyscy na spardekowiec! Ależ na drewnianego Boga! Kto cię tego nauczył, świński cycku? zawołał Józef. Zna się tę literaturę odrzekł rumak. Zawsze tak się gada będąc marynarzem. Ale to nie ma nic do rzeczy stwierdził wówczas Bartolomeusz. Dorobi się koła, tak będzie bezpieczniej, a poza tym nie zejdziemy ze stałego lądu. A niech to! stęknął rumak. I nic już nie dodał. Oczywiście ty będziesz ciągnął rzekł Bartolomeusz. Pasuje! powiedział Józef. To dobry pomysł. Przejechali osiem kilometrów. Dotarli wreszcie nad Morze Zielone, w którym pływało mnóstwo pijawek. Zciągamy koła? zapytał rumak. Cierpię na chorobę ziemną. Wreszcie!... zawołał Józef. Tym razem zgoda! Wtedy rumak ponownie włożył swoją marynarską czapkę i zaczął przemierzać mostek kołyszącym się krokiem. Nie tak szybko! powiedział. Wez oczko żaglowe z marsżagla, z foka, z bramsla i mocno naciągnij węzły na prawej bakburcie. Józef usłuchał i wynikła z tego wyrazna poprawa szybkości barki. Statki są takie kapryśne... On i Bartolomeusz zaczęli patrzeć z podziwem na żeglarską wiedzę rumaka, mimo że śmierdział tytoniem do żucia tak, że mógłby się od tego pohaftować nawet galernik. Dwa tygodnie pózniej zaczęli być głodni. Józef przygotował wędkę z mosiężnego drutu i w dziesięć minut złowili sześć tuzinów pijawek. %7łremy je! Czy one nas? zapytał rumak w sposób lapidarny lecz zrozumiały. Zobaczymy! powiedział Bartolomeusz z niejaką obawą. I rzeczywiście, przez cztery godziny walczyli z pijawkami i każdy stracił litr krwi, nim udało im się zepchnąć je do wody.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|