image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Major spokojnie zaprosił nas na śniadanie.
Zniadanie rozpoczęliśmy w milczeniu. Cokolwiek by mówić, wszyscy niepokoiliśmy się o los
tego człowieka, jeśli nawet nie należał do międzynarodowej społeczności uczonych.
Anita nie wytrzymała i zapytała:
 Czy rzeczywiście nie podejmie pan żadnych działań, majorze?
Major nie zdążył odpowiedzieć, gdy zaczął mówić ponury, podobny do modliszki profesor
Nicholson:
 Niestety, nasz eksperyment zakończył się, zanim zdążył się na dobre rozpocząć. Zostaliśmy
pozbawieni możliwości obserwowania tych nieszczęsnych dzieci przyrody chociażby dlatego, że
teraz wiedzą już, że nie są sami w dolinie. Co więcej, podejrzewam, że wiedzieli o tym jeszcze
przed spotkaniem z Maturem.
 Ale przecież mógł zaginąć z zupełnie innego powodu  powiedział profesor Manguczok.
 Nie sądzę, by rozszarpał go tygrys  myślę, że wszystkie tygrysy w promieni stu mil dawno
już pouciekały. Ale jeśli wpadł w łapy takich samych jak on awanturników  odpowiedział
Nicholson  to znaczy, że nasza dolina nie jest wcale takim znowu spokojnym miejscem. I dzicy nie
po raz pierwszy widzą współczesnego człowieka.
 Nikt nie chce zaakceptować mojego prostego wyjaśnienia  sprzeciwiła się Anita. 
Załóżmy, że wpadł w ręce dzikich. To nieszczęsne, wystraszone stworzenia. Mają inne pojęcie na
temat wagi ludzkiego życia. Jesteście etnografami, nie muszę wam tego wyjaśniać.
W odpowiedzi na zdziwione spojrzenie majora, Manguczok wytłumaczył:
 Panna Kraszewska ma na myśli rytualny kanibalizm, ale sądzę, że to tłumaczenie pozbawione
jest jakichkolwiek podstaw.
Przebiegły mnie ciarki! W naszych czasach, gdy na świecie buduje się cywilizowane
społeczeństwa, gdy w niebo wzbijają się statki kosmiczne, nie mamy prawa podejrzewać mniej
rozwiniętych narodów o ludożerstwo.
Natychmiast wypowiedziałem się w takim tonie i musiałam wysłuchać zjadliwej odpowiedzi
profesora Nicholsona.
 Myślę, że popełnił pan błąd, nie pozwalając panu Wspólnemu wyruszyć nago do jaskini.
Przecież dyrektora Matura starczyło co najwyżej na główne danie, a słodkiego deseru dzicy już nie
dostali.
W tym momencie pojawił się żołnierz, który, o ile dobrze zrozumiałem, trzymał wartę
naprzeciwko jaskini i zameldował majorowi o sytuacji. Zamilkliśmy wszyscy, czekając co powie
Tilwi.
 W ciągu ostatnich godzin  zwrócił się do nas Kumtaton  nikt nie wchodził i nie wychodził
z jaskini. Zazwyczaj rankiem myśliwi wyruszają do lasu, a kobiety szykują jedzenie przy wejściu do
jaskini. Plemię odeszło.
 Kiedy?  krzyknąłem.
 Możliwe, że rankiem. Zanim wystawiliśmy wartę.
 A co z Maturem?  krzyknęła Kraszewska.
 Tego się zaraz dowiemy  oznajmił major.  Pójdę tam z żołnierzami i sprawdzimy
jaskinię.
 Pójdziemy z wami  powiedział Manguczok  będziemy obserwować z daleka.
Major kiwnął głową.
W rezultacie zaraz po śniadaniu zaczęliśmy szykować się do drogi.
Niektórzy myśleli, że wystarczy wezwać helikopter i polecieć nim do jaskini, a potem pozwolić
żołnierzom wziąć ją szturmem. Ale wariant ten, zaproponowany przez majora, został odrzucony przez
pozostałych, bo mimo wszystko mieliśmy nadzieję, że Matura nie ma w jaskini. W takim przypadku
atakowanie dzikusów byłoby okrucieństwem.
Jako że rzeka wezbrała i nie dało się jej przejść w bród, ruszyliśmy ścieżką w dół, w stronę
wiszącego mostka, a od niego w górę, z biegiem Prui, ku jaskini.
Aatwo powiedzieć  ruszyliśmy. W pobliże jaskini przypełzliśmy  nie jestem w stanie znalezć
innego, pasującego słowa  koło drugiej, robiąc przy tym tyle hałasu, jakby przez zarośla
przedzierało się stado słoni. A przecież do jaskini wyruszyli nie wszyscy członkowie ekspedycji 
na przykład profesor Nicholson został w obozie, bo uznał, że ratowanie Matura wykracza poza zakres
jego zainteresowań naukowych. Został z nim kucharz i dwóch żołnierzy.
Tak więc, z krzaków ciągnących się prawie do samej jaskini, ciężko dysząc, obserwowało
wejście do jaskini trzech etnografów, w tym wasz uniżony sługa, major Tilwi Kumtaton i dwóch
żołnierzy.
Siedzieliśmy we trzech w krzakach, aż całkiem zeżarły nas ślepaki i inne, nieznane mi, gryzące
muchy, ale wejście do jaskini było ciche.
Popatrzyłem na zegarek. Z ogromnym zdziwieniem zobaczyłem, że poświęciliśmy na oczekiwanie
raptem dziesięć minut. Oto jak subiektywnie człowiek odbiera upływ czasu! A przecież na
rozkosznej, miłosnej schadzce godziny zamieniają się w sekundy.
 Idziemy  niezbyt głośno powiedział Tilwi Kumtaton.
Dał sygnał żołnierzowi, który ruszył przodem, trzymając przed sobą automat, za nim szedł sam
major, potem Anita, która kategorycznie odmówiła zostania w obozie, profesor Manguczok i ja. Z
tyłu procesję zamykał drugi żołnierz, a mówiąc szczerze raczej żołnierzyk  był mały i strachliwy,
przypominał mysz uzbrojoną w broń przeciwczołgową.
Stanąłem na kamiennym nawisie, osłaniającym część placu przed jaskinią. Było tu nieco
chłodniej niż w krzakach, ale za to w nozdrza uderzył mnie nieprzyjemny zapach zepsutego jedzenia.
Zorientowałem się, że pochodzi z walających się na wydeptanym placyku rybich łusek i wnętrzności,
kłaków sierści i ogryzionych kości. Z zimnego popiołu ogniska patrzyła na mnie martwymi oczami,
wciąż pokryta sierścią głowa jelenia.
Pośpiesznie ominąłem nieprzyjemne miejsce z nadzieją, że wewnątrz jaskini będzie lepiej. Ale
okazało się, że jest całkiem inaczej.
& Staliśmy w dużym pomieszczeniu, dobrze oświetlonym przez światło wpadające szerokim
wejściem, przez które weszliśmy. Sufit znajdował się dość nisko  tworzyła go lita skała,
znajdująca się na wysokości jakichś trzech metrów, stopniowo obniżająca się w dalszych częściach
jaskini. Pomieszczenie ciągnęło się w obie strony jak pusty worek. Rozmiarami można by go
przyrównać do boiska do koszykówki. Podłoże było płaskie, ale nierówne, gdzieniegdzie widać była
wzgórza i nierówności, dalej, z prawej strony były bardziej wyrazne, stamtąd dochodził
nieprzyjemny zapach. A po reakcji Anity zorientowałem się, że właśnie tam nadzy ludzie urządzili
sobie toaletę.
Minęliśmy to miejsce, starając się na nic nie nadepnąć, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym,
jak wiele rzeczy w historii omijamy podświadomie, a do tego świadomie wykreślamy z niej
zwyczajną, niezbędną czynność fizjologiczną, bez której człowiek nie może istnieć. Z biegiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl