Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wówczas palatyn Michał zażegnał niebezpieczeństwo. Teraz usunął się, a metropolita Stefan bez wątpienia sięgnie do tej broni. Wówczas po stronie księcia pozostaną tylko niekarne pogańskie gromady. %7łe Bolko się nie ugnie, tego Biegan był pewny. Trosk mu nie brakło, ale najbliższą była niepewność, co stało się z Bolkiem. Jeżeli się nie odnajdzie, trzeba samemu coś postanowić. Gryzła go też sprawa Suliszki. Nie ważył się przyganiać księciu, zresztą znając go wiedział, że byłoby to daremne, ale dotknięty się czuł, że Bolko synom jego zlecił jej porwanie. Nie tak służyć drużynnicy powinni, baraśnikami44 być nierządu. Obelgi, jakie ich spotkały, dotknęły i jego. Biegan wahał się jeszcze, czekając na powrót wysłanych na poszukiwania ludzi. Jeśli nie znajdą księcia, na nic siedzieć bezczynnie w Poznaniu. Sam niewiele zdziała, by jakiś ład zaprowadzić. Albo w ślad za innymi uchodzić na Mazowsze, gdzie Mojsław chętnie by go przyjął, albo połączyć się z Awdańcami. Palatyn Michał, wzmocniony kilkuset dobrze uzbrojonymi ludzmi, może jeszcze coś zdziałać. Awdańce nie cieszyli się wprawdzie mirem u zawistnych możnowładców, ale lubiani byli przez prosty lud. Biegan tracił już nadzieję, by wysłani na poszukiwania odnalezli księcia, lecz jednego wieczora, gdy gotował się już do wypoczynku, wpadł Przebąd i rzucił podniecony: 44 baraśnikami pośrednikami Książę wrócili. Koń zmarniony ze wszystkim i sam nie lepszy. Chciał mówić dalej, ale Biegan już nie słuchał. Zbierał się co prędzej, sam dowie się, co zaszło. Mimo spóznionej pory w starym dworcu widać było ruch. Przez serca okiennic wypadały w ciemność i mgłę snopy światła. Nie pytając i nie opowiadając się Biegan skierował się do świetlicy. Gdy ujrzał Bolka siedzącego za stołem, pomyślał, że Przebąd nie przesadził. Wychudły był, zarośnięty i jakby postarzały. Obojętnie spojrzał na Biegana przekrwionymi oczyma, pod którymi leżały cienie, i sięgnął po dzban z piwem. Nalał w kubek i wypił chciwie, musiał pić już dawno, bo spojrzenie miał błędne, a na czole świeciły kropelki potu. Biegan zrozumiał, że nie pora mówić o sprawach, ale paliła go ciekawość. Milczał jednak, wiedząc, że Bolko nie lubi, by go wypytywać, ale gdy milczenie się przedłużało, zaczął: Szukaliśmy wszędy waszej miłości. I macierz wasza niepokojna, co się z wami stało. Słać do niej trzeba, uwiadomić, iżeście wrócili. Bolko drgnął, jakby się obudził i rzekł ze złością: Kto ci kazał? Bez cały żywot czekać obykła... Nie skończył i znowu pogrążył się w milczeniu. Biegan zrozumiał, że niczego się nie dowie. Wstał i rzekł: Wywczasujcie się, miłościwy panie. O sprawach pogadamy sposobniejszą porą, bo pilnie coś postanowić trzeba. Wstał i wyszedł, ale nie był dobrej myśli. Księcia chyba ktoś zauroczył. I Biegan splunął przez ramię; przez cały żywot nawykł tylko słuchać i wykonywać rozkazy. Teraz okoliczności się zmieniły, zmuszając go do myślenia za księcia. Ale cokolwiek by wymyślił, skoro Bolko się odnalazł, do niego należy postanowienie, samowolnie niczego nie może poczynać. Pchnął tylko gońca do Dobroszki, bo nie wiedział, czy Bolko pomyśli o tym, by zawiadomić matkę o swym powrocie, i siedział bezczynnie w swym dworcu, czekając na wezwanie. Stan Bolka niepokoił go i codziennie dowiadywał się o niego. Wyczerpany był niewątpliwie, bo przez pierwsze trzy dni na przemian spał i pił, ale nie zdało się, by się rozwijała jakaś choroba. Istotnie doniesiono Bie-ganowi, że książę wyparzył się w łazni, ogolił zarośnięte policzki i jakby przyszedł do siebie. Biegan nie czekał już na wezwanie, zebrał się i pojechał na gród. Postanowił rozmówić się z Bolkiem, czy ten zechce, czy nie. Zastał go przy wieczerzy. Wychudły był jeszcze, ale z wyglądu nie zdradzał żadnej słabości. Spojrzenie miał przytomne, ale ponure, na powitanie skinieniem głowy odpowiedział i wskazał miejsce naprzeciw siebie, mówiąc: Pożyw Się i ty. Dzięki wam, miłościwy panie odparł Biegan ale wieczerzałem już i nie przeto przychodzę. Uradzić trzeba, co poczynać. Tedy się napij rzekł Bolko wymijająco, ale Biegan nie dawał za wygraną: Radzić można i przy kubkach. Niepotrzebnyś mi do rady mruknął Bolko niechętnie, ale Biegan odparł: Słucham tedy, co mi rozkażecie. Bolko nie zaraz odpowiedział, widocznie myśl miał czym innym zajętą. Wreszcie rzekł jakby z wahaniem: Pojedziesz w pasły do Weletów... Nie dokończył, ale nietrudno było odgadnąć, po co. By uprzedzić postanowienie, Biegan przerwał: Na co nam oni? Jeno łupić naczną. Zali nie zadość zniszczenia? Zarumienił się z podniecenia, ale ciągnął śmiało: Przyrzekliście prostemu ludowi dawne swobody; swawolą. Każdemu prawo służyć miało wyznawać boga, jakiego chce. Wżdyście sam krzczeni, i ja, i rodzic mój, i dziad. Zali mamy się bałwanom pokłonić, a radziej ich kapłanom, którzy dla swojej korzyści podburzają lud? Im to Weleci będą sprzymierzeńcem, nie nam. Wszak wiecie, jako u Połabian książąt zgoła nie ma, a całą właść kapłani sprawują. Rzekliście, iże nikomu liczby nie jeście dłużni, a to, co działa Witosza, na wasz poczet pójdzie. Jeszcze ta sprawa Suliszki... Milcz! rzekł Bolko groznie. Biegan zawahał się, ale podjął: Ja mogę milczeć, ale gdy o niej wie kilkudziesta chłopa, tajnicy nie utrzyma. Nie był wam arcybiskup ze wszytkim przeciwny, ale iście nie może pokojnie patrzeć na to, co się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|