image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aby uwolnić się od jej cię\aru, byłoby nieroztropnym działaniem, godnym bezmyślnego młokosa,
a nie przebiegłego, starego wojownika.
Zaczął się wspinać wciskając palce w wykruszenia pomiędzy warstwami kamieni. Pełzł po
murze powoli niczym wielki jaszczur. Nieraz czuł, jak palce ześlizgują się i prawie pogodził się z
myślą, \e spadnie i połamie sobie kości. Jednak nie zabrakło mu siły. Na koniec dotarł do
blanków i zsunął się na szeroki szczyt muru.
Miasto rozpościerało się przed nim. W pobli\u stały rybackie chaty i szopy oświetlone
czerwienią zachodzącego słońca. Dym unosił się z otworów w dachach chat. Tu i tam rybacy
rozwijali sieci do wysuszenia. Nagie brązowe dzieci biegały wokoło zajęte zabawą. Dalej
ciągnęły się brukowane ulice, a w ich perspektywie wznosiły się du\e i małe kamienne domy.
Miasto zbudowano na łagodnym zboczu góry i z miejsca, w którym przykucnął Conan, widać
było ulice i place tworzące rodzaj tarasów. Większe budowle zaprojektowano w jednolitym stylu,
z grubymi, przysadzistymi i sto\kowatymi kolumnami podtrzymującymi cię\kie nadpro\a o
kształcie klinów. Mury ozdobiono stiukami i pomalowano kolorami od ciemnej purpury, przez
jasny brąz i szmaragdową zieleń, a\ po jaskrawy błękit. Styl architektoniczny przypominał
Czarne Khemi lub tajemnicze mury opustoszałych miast, które wiele lat temu Conan oglądał na
pustyniach i w d\unglach Południa.
Im wy\ej wznosiły się ulice, tym bardziej okazałe stały przy nich gmachy. Były to pałace lub
świątynie o dachach z czerwonej dachówki i pozieleniałej miedzi.
Mury, gzymsy, obramowania okien i kapitole kolumn pokrywały rzezbione twarze
powykrzywiane w złośliwych grymasach. Papuziodziobe, uskrzydlone, wielonogie istoty, z
obcych Conanowi mitów i legend, zdobiły reliefy nad ka\dym z portali.
Na szczycie góry wznosiła się tytaniczna piramida o stromych ścianach, wybudowana z
naprzemiennych warstw czarnego bazaltu i czerwonego piaskowca. Pióropusz dymu unosił się z
najwy\szego poziomu piramidy, gdzie Conan dostrzegł niewyrazny zarys olbrzymiego ołtarza.
Szeregi kamiennych stopni, strze\onych przez kamienne potwory, znajdowały się na ka\dym z
boków piramidy.
Budowla emanowała złowieszczą, niepokojącą aurą zagro\enia i strachu. Spoglądając na tę
budowlę, Conan poczuł, jak cierpnie mu skóra na grzbiecie, a w piersiach odzywa się pomruk
wrogości.
Na mrocznych ulicach widać było pojedynczych ludzi. Jacyś \ebracy układali się do snu pod
gzymsami domów. Tu i ówdzie przemykali spóznieni przechodnie. Conan poczekał, a\ ulice
miasta ogarnie zupełny bezruch.
Potem podniósł się i zszedł z muru prowadzącymi w dół schodkami.
Znalazłszy się u podnó\a muru, rozejrzał się szybko. Nie stwierdził jednak \adnych oznak, i\
został dostrze\ony. Usiadł więc i wdział buty. Jedyną bronią, jaką posiadał, był dwuręczny miecz
oraz sztylet. Nie było to du\o przeciw miastu pełnemu wrogów, ale do zwycięstwa potrzebna
Strona 27
Carter Lin - Conan z wysp
była przede wszystkim odwaga i hart ducha. Nigdy nie prosił bogów o więcej.
Jak wielki cień Cymmerianin przemknął pomiędzy ruderami i ruszył przez miasto. Szedł przez
ciemne zaułki i kręte uliczki, unikając szerokich i prostych alej łączących kolejne poziomy
miasta. Chciał wiedzieć, gdzie znajduje się Sigurd i piraci, o ile jeszcze \yli. Być mo\e trzymano
ich w pobli\u targu niewolników lub gdzie indziej& W mieście, w którym nie było ani jednego
człowieka mówiącego zrozumiałym językiem, Conan miał niewielką szansę odnalezienia i
uwolnienia swych towarzyszy. Mimo to nie zamierzał rezygnować. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu
się porzucić kompanów w potrzebie.
Na razie najwa\niejszą sprawą było znalezienie bezpiecznego schronienia. Tylko gdzie w
mieście pełnym wrogów i niebezpieczeństw mo\na było znalezć sprzymierzeńców?
W tej kwestii mimo wszystko mógł liczyć tylko na przychylność swych barbarzyńskich
bogów. Szedł właśnie wąską uliczką, biegnącą pomiędzy dwoma rzędami niewielkich,
jednoizbowych domów, kiedy nagle usłyszał ostry gwizd. Obejrzał się szybko z dłonią na
rękojeści miecza, gwizd zaś powtórzył się w innym miejscu. Kilkanaście kobiet pojawiło się w
drzwiach domów, kiwając na Cymmerianina.
Conan zrozumiał, \e zabłądził na ulicę nierządnic. Wybrał dom na chybił trafił i ruszył do
drzwi. Nie było czasu przyglądać się kobietom, by wybrać najbardziej urodziwą.
Nierządnica pociągnęła Conana do swego pokoju. Izdebka była skąpo oświetlona jedną łojową
świecą stojącą na półce wiszącej na ścianie. Kobieta przemówiła potokiem niezrozumiałych
sylab, ale wyciągnięta dłoń, zwrócona grzbietem do dołu, były wystarczająco wymowna.
Conan wyciągnął zza pasa kiesę, wyjął z niej sztukę złota i poło\ył na otwartej dłoni. Kobieta
wzięła monetę, zapiszczała uradowana i rzuciła się Conanowi na szyję. Była pełnych kształtów i
niezbyt ładna. Miała na sobie prostą bawełnianą sukienkę.
 Spokojnie, dziewczyno!  mruknął Cymmerianin.  Ta moneta chyba jest warta
kilkudniowego wiktu, czy\ nie?
Kobieta dotknęła brody i włosów Conana, a kiedy przemówiła, w jej słowach zabrzmiało
rozczarowanie. Barbarzyńca i tym razem domyślił się ich znaczenia.
 Pewnie uwa\asz, \e jestem za stary na te rzeczy, hę?  powiedział uśmiechając się
szeroko.  Pózniej to sprawdzimy. Tymczasem, na Croma, daj mi coś do jedzenia, zanim umrę z
głodu!  Pokazał na migi sens tego, co powiedział.
W godzinę pózniej Conan siedział przy posiłku, który przygotowała Catlaxoc. Zgłodniały
Cymmerianin wgryzł się w du\ego, pieczonego ptaka o dziwnym smaku. Kobieta stała z tyłu,
czekając a\ barbarzyńca skończy jeść.
 A to? Co to jest?  spytał pokazując na osobliwy owoc na stopę długi i porośnięty
rzędami złotych ziaren.  Jak to się je?
Z trudem zdołał jej wyjaśnić, \e chce się dowiedzieć nazwy rośliny.
 Mahiz  odpowiedziała.
 Mahiz, hę? Có\, poka\ jak się to je. Chodz tutaj, siadaj i jedz, albo po\rę wszystko nie
zostawiając nic dla ciebie!
Naśladując nierządnicę, obgryzał rzędy ziaren z kolby kukurydzy, a w międzyczasie
wypytywał o nazwy innych potraw. Po posiłku on i Catlaxoc mogli ju\ wymienić kilka prostych
zwrotów.
Na koniec Conan przepłukał gardło dzbanem nie znanego mu sfermentowanego soku. Czknął
i spojrzał na Catlaxoc, która opuściła oczy i uśmiechnęła się, a potem popatrzyła znacząco na
alkowę w rogu pokoju.
Conan uśmiechnął się szeroko.
 No có\, dziewczyno, nie jestem taki młody jak dawniej, a do tego zmęczony marszem po
dnie morza, walką z ludzmi, rekinami i krakenami. Ale musisz wiedzieć, \e dobra stal nigdy nie
mięknie zbyt łatwo& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl