Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomylić znaków wyrytych na plecach pancerza nale\ały one do Dworu Ixiona, ojca najbardziej podstępnego maga Acheronu. To jego obwieszczał Set. Ten staro\ytny wojownik znał pełne imię Szalonego Boga! Thoth Amon pojął, \e musi natychmiast zniszczyć Acherończyka. Teraz, bardziej ni\ kiedykolwiek wcześniej, potrzebny mu był Czarny Pierścień. Thoth Amon skupił myśli i rytmicznie zawodząc mamrotał szeleszczące sylaby. Zaklęcie miało zamienić jego fizyczne ciało z krwi i kości w ciało astralne. Wtedy przez dziurę w dachu przedostałby się do środka, powrócił do formy fizycznej i odzyskał pierścień. Po zdobyciu pierścienia zamierzał wysłać duszę acherońskiego komendanta w zapomnienie i posiąść statuetkę. Set znów byłby zadowolony ze swego wybrańca. Kiedy umilkły ostatnie słowa zaklęcia i duchowa transformacja dobiegła końca, na dachu, w niewielkiej odległości od niego, rozbłysło oślepiające, białe światło. Thoth Amon, mru\ąc oczy, wejrzał w jasność. Na jego wąskich wargach pojawił się ponury uśmiech. Caranthesie, ty pastuchu beczących głupców, którzy korzą się przed najmniejszym z dawno zapomnianych bóstewek. Caranthesie, te wody są zbyt głębokie dla kogoś, kto nie umie pływać! Nie dostaniesz bóstwa odpowiedziała świetlista forma. W łagodnym, melodyjnym głosie nie było nawet cienia strachu. Ty degeneracie, nie pozwolę ci wyzwolić Chaosu. Zapluty głupcze! Ojciec Set pragnie dla świata porządku, nie Chaosu. Daruj sobie te kłamstwa. Zwietliste widmo pokręciło głową. Tylko kapłani mojej religii znają imię bóstwa. Słuchaj, ty wykastrowany pachołku Ibisa. Bóstwo ma sześć imion, a wy znacie zaledwie połowę. Popełniłeś błąd, udając się tutaj w duchową wędrówkę. Twoja dusza nale\y teraz do mnie. Dzięki czarnym mocom, jakimi obdarował mnie Ojciec Set, zdobędę bo\ka& A twego ducha poślę w najgłębszą otchłań! Mówiąc to, Thoth Amon wyciągnął przed siebie ręce i ruszył w kierunku Caranthesa. Palce Stygijczyka były wygięte jak szpony. Z jego dłoni, niczym pętle sieci, wyskoczyły drobne włókna zielonych płomieni. Chwilę pózniej objawienie Caranthesa znalazło się w szmaragdowej siatce. Sieć kurczyła się i zgniatała świetlistą postać kapłana Ibisa. Caranthes nagle zniknął i pojawił się kilka kroków dalej. Nie obawiam się twoich magicznych sztuczek, Stygijczyku powiedział. Tym razem wyciągnąłeś swoją wę\ową szyję zbyt daleko& Poczuj, jak święty ogień Ibisa wypala twą zgniłą duszę! Aureola świetlistej postaci wyciągnęła się do góry i raptownie, niczym płomienie białego ognia, buchnęła w kierunku Thoth Amona. Stygijczyk pośpiesznie wykonał ręką jakiś znak. W powietrzu przed nim pojawił się przezroczysty, zielony dysk. Magiczna tarcza ledwie wytrzymała atak. Strona 101 Moore Sean U - Conan i szalony Bóg Pojedynek trwał dalej. W tym samym czasie dziwne, mroczne wiry zataczały coraz szersze kręgi. Ciemna ściana powietrznej trąby zbli\ała się do Wysokiego Kapłana Ibisa i stygijskiego Księcia Magów. Mięśnie Conana dr\ały. Spod masywnych bicepsów wystąpiły twarde jak stalowe liny ścięgna. W garściach ściskał grube przedramiona Czarnomiecznika. Z zakutego w czarną zbroję olbrzyma kapały na niego pot i krew. Ostrze złamanego miecza powoli zbli\ało się do twarzy Cymmerianina. Acheroński komendant zaśmiał się triumfalnie. Słabowity robaku Ziem Pomocnych! Zanim trafisz do krainy Gehanny, rozłupię ci czaszkę twoim własnym mieczem! Krew kipiała w Conanie niczym woda w wodospadach wezbranej rzeki. Miotając się, zdołał odwrócić ruch miecza. Jego twarde mięśnie skutecznie stawiły opór nadludzkiej sile Czarnomiecznika. Z zakrwawionych ust Conana wydarł się cymmeryjski okrzyk bojowy. Do mięśni barbarzyńcy napłynęły siły dotychczas głęboko ukryte w jego wnętrzu. Aokcie Szakala ugięły się.. Przez okrzyk bólu słychać było trzask kości. Kiedy złamany miecz spadł na podłogę, do sali wbiegła Jade. Kilka kroków przed sobą miała Teveka, który usiłował wyrwać sobie z pleców Czerwoną śmiję. Conan! Za tobą! krzyknęła zdyszana. Cymmerianin odwrócił głowę. Na Croma! Nacierający nekromanta oberwał od Conana pięścią. W tym czasie Szakal podniósł swój wielki miecz i wziął zamach. Teraz rozpętała się walka między trzema wojownikami. Uderzeniem ręki Conan skierował ramię Teveka pod miecz Acherończyka. Stal napotkała na swej drodze \ywe ciało. Nekromanta stracił połowę dłoni, został mu tylko kikut kciuka. Odcięty kawałek ręki spadł na podłogę. Na marmurowej posadzce zadzwonił Czarny Pierścień. Tevek, nagle pozbawiony pierścienia, poczuł, jak opuszczają go siły. Robiło mu się ciemno w oczach, tracił słuch. Spróbował po omacku odnalezć utracone zródło energii. Conan kątem oka dostrzegł, co robi Tevek, i kopnął odciętą dłoń daleko od właściciela. Chłód wnikający w ka\dą szczelinę martwego ciała i przeszywający je do szpiku kości, wstrząsnął trupem nekromanty. Rozdygotany Tevek tracił kontrolę nad swymi kończynami. Runął na marmur, ale nie widział, nie słyszał i nie poczuł uderzenia. Zmierć jest taka zimna to była jego ostatnia myśl taka zimna. Czarnomiecznik wolno podniósł się z podłogi. Z rany w tułowiu sączyła mu się krew. Du\e czerwone krople spadały na posadzkę. Utykając, podszedł do statuetki i bezwiednie, zwisającymi ramionami, przycisnął ją do siebie. Z trudem utrzymywał się na nogach. Salę oświetliły dostające się przez dziurę w dachu błyski białych i zielonych płomieni. Conan popatrzył do góry. Thoth Amon warknął. I Caranthes dodała zdyszana Jade. Acherońskiego komendanta nie interesował pojedynek kapłanów. Chichotał pod nosem. Zjawa Caranthesa spojrzała rozkazująco na Conana i kobietę. Zabierzcie mu bóstwo, zanim zdą\y wypowiedzieć cokolwiek więcej. Kiedy na alabastrową aureolę opadła zielona sieć, zjawa przerwała i zniknęła. Na Croma i Mitrę! Conan chwycił miecz Acherończyka, który wydał mu się cię\szy od kowalskiego młota. Musiał wytę\yć wszystkie siły, by go podnieść. Naprę\ając obolałe mięśnie, ledwie udało mu się unieść ostrze i zadać niezdarny cios. Miecz przebił przednią płytę pancerza i zagłębił się w boku Szakala. Acherończyk zachwiał się. Okryte czerwonym śluzem wewnętrzne organy Czamomiecznika wypadły na podłogę. Mimo to nie wypuścił z rąk bóstwa. Conan jeszcze raz zmusił ramiona do podniesienia miecza, ale trwało to długo, zbyt długo. Wypływająca ze statuetki spirala wirującego cienia sięgała coraz wy\ej i stawała się coraz szersza. Cymmerianin czuł na sobie niewidzialne ręce, które łagodnymi szarpnięciami próbowały wciągnąć go do środka cyklonu. W górze znów pojawiła się postać Caranthesa. Tym razem jego kształty były, mniej wyrazne, a biel aureoli przeszła w kolor kości słoniowej. Uciekajcie! krzyknął. Ratujcie swe \ycie ucieczką, obydwoje! Odwrócił się od nich i spojrzał na Stygijczyka. Thoth Amonie! Musimy razem zniszczyć bóstwo! Wypowiedz wspak trzy znane ci imiona. Następnie ja wypowiem te, które znam!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|