Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do końca życia. Dziś stało się to oczywiste. Cudowna perspektywa. Dzięki wam możemy należycie uczcić nasze zaręczyny. Nie zapomnimy tego wieczoru. Prawda, Lucy? - Nigdy - szepnęła. Zapamięta go na wieki. Nie zapomni momentu, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo kocha Guya. - Jeszcze raz z całego serca wszystkim dziękuję - zakończył Guy. 107 S R Rozległy się gromkie oklaski, po czym zapadła cisza. Oszołomiona Lucy nie od razu zorientowała się, co to oznacza. Gdy zrozumiała, spojrzała Guyowi w oczy. On wiedział, czego pragną zgromadzeni. Rozpromieniony przytulił ją i pocałował. Gdy poczuła jego usta, świat zawirował. Aby nie stracić równowagi, kurczowo trzymała się klap marynarki. Straciła poczucie czasu i miejsca. Całowanie Guya było tak naturalne, że zapomniała, gdzie się znajduje. Było cudownie, więc gdy Guy rozluznił uścisk, jęknęła zawiedziona i mocniej go objęła. Lecz on pamiętał, że nie są sami. Pocałował ją ostatni raz i odsunął się. Był uśmiechnięty, ale oczy mu pociemniały. Lucy wpatrywała się w niego nie- przytomnym wzrokiem. Guy odwrócił się do zebranych i podziękował za wiwaty. Lucy podziwiała go za to, że potrafi zachowywać się naturalnie. Widocznie pozostał obojętny, nie omdlewa, nie doznał zawrotu głowy, nic go nie wzrusza. Z przykrością uświadomiła sobie, że potraktował ten pocałunek jak wiele innych. Oprzytomniała. Dlaczego miałby reagować tak jak ona? Ciekawe, ozy Guy zastanawia się, dlaczego tak gorąco go całowała. Niepotrzebnie posunęła udawanie za daleko. Oczyma wyobrazni widziała jego zaskoczenie. Dobrze znał ludzi, szczególnie kobiety. Wolałaby, by nie podejrzewał, że się w nim zakochała. Nie chciała być świadkiem, jak zażenowany wyjaśnia, że całował ją jedynie na pokaz. Wcale nie musiał tego mówić. Wiedziała, że według niego jest osobą niepoważną, a takich ludzi nie traktuje się serio. Zrozumiała bolesną prawdę. Niedługo udowodni, że jest inna, a tymczasem musi przekonać Guya, że jedynie chciała dobrze odegrać swą rolę. Wyprostowała się i niechętnie wysunęła z bezpiecznego kręgu jego ramion. Zanosiło się na to, że przyjęcie potrwa do póznych godzin, więc narzeczeni" wymknęli się niepostrzeżenie. 108 S R Guy cieszył się, że znowu może być sobą. Chciał odwiezć Lucy do domu, ale podziękowała mu i zapewniła, że lubi jezdzić metrem. Tym razem nie ustąpił. - Jedziemy razem. Co ludzie pomyślą, gdy zobaczą, że wsiadam do auta, a moja narzeczona maszeruje do metra? - Niech myślą, co chcą - mruknęła obojętnie. W duchu jednak przyznała mu rację, bo powinni dbać o opinię, a poza tym miała za sobą pracowity dzień i perspektywa stania w zatłoczonym autobusie lub metrze nie była szczególnie pociągająca. Dlatego wsiadła, oparła się wygodnie, zamknęła oczy. - Jak się czujesz? - spytał zaniepokojony Guy. Zdobyła się na mdły uśmiech. - Dobrze, ale jestem zmęczona. - Mamy za sobą dzień jakich mało. - Pokręcił głową. - Moim zdaniem dobrze wypadliśmy. Ludzie są przekonani, że naprawdę się zaręczyliśmy. - Zwietnie się spisałeś - pochwaliła go Lucy. - Powinieneś być aktorem. - Ty też niezle grałaś. - Wymownie spojrzał na jej usta. - Ten pocałunek był bardzo przekonujący. - Chyba trochę przeholowałam - odrzekła spokojnie, chociaż serce biło jej jak szalone. - Chciałam, żeby wszyscy myśleli, że straciłam głowę. - Udało się. Przynajmniej ja tak pomyślałem. - Hm, może wystąpię na scenie. Tego jeszcze nie próbowałam. Sprawdzę, czy nadaję się na aktorkę. Spojrzała za okno. Udawała obojętność, a ciało buntowało się i gwałtownie domagało, aby przestała grać. Czy rzucić się Guyowi w ramiona? - O czym myślisz? - zapytał. - Sumienie nie daje mi spokoju, bo oszukaliśmy ludzi, którzy zostali po pracy, żeby ci pogratulować. 109 S R - Tobie też. Jesteś u nas krótko, a wszyscy cię lubią. Bacznie cię obserwowałem. Wyglądałaś jak prawdziwa narzeczona. Uśmiechem rozświetlasz otoczenie. Chciała powiedzieć, że on robi to lepiej, a zamiast tego jakby od niechcenia rzuciła: - Dobrana z nas para. Guy wpatrywał się w nią dziwnym wzrokiem. - Zaczynam to rozumieć. Zapadło milczenie. Lucy oblizała wargi, odwróciła głowę, popatrzyła na ulice. - Ale się wleczemy. Wysiądę gdzieś tutaj, a ty jedz prosto do domu. - Nie ma mowy. Wiesz, byłoby prościej, gdybyś przeniosła się do mnie. Jeśli zamieszkamy razem, narzeczeństwo będzie bardziej przekonujące, a poza tym zaoszczędzimy sporo czasu... Lucy bezceremonialnie mu przerwała: - To zły pomysł. - Dostaniesz osobny pokój. - Nie o to chodzi. Jak oględnie mu powiedzieć, że mieszkanie pod jednym dachem byłoby udręką? Czy mogłaby spędzać z Guyem wieczory, nie tuląc się do niego, nie wyznając mu miłości? Jeżeli ma przetrwać okres do wyjazdu, musi zachować bezpieczną odległość. - Dobrze mi u Meg. Wolałabym zostać u niej. - Ludzie będą zastanawiać się, dlaczego mieszkasz z przyjaciółką, a nie z narzeczonym. Usłyszała w jego głosie nutę rozbawienia. - Niech myślą, że czekam do nocy poślubnej. - Na to nie licz. - Dlaczego? 110 S R - Bo wystarczy trochę cię poobserwować, aby zorientować się, że jesteś bardzo spontaniczna. Należysz do osób, które angażują się bez reszty. Nie jesteś rozsądna i ostrożna. Gdy taka zakocha się, nie czeka na noc poślubną. Lucy spojrzała mu prosto w oczy. - Może naprawdę się zmieniłam. Meg patrzyła na nią, jakby postradała zmysły, gdy cierpliwie tłumaczyła, dlaczego nie chce mieszkać z Guyem. - Kosmici faktycznie cię zmienili - podsumowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|