Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kapitanie DeLoach - powiedział Dane, pochylając się nad nim. - Słyszy mnie pan? Proszę mi powiedzieć, co się stało? Staruszek otworzył oczy. Nie wyglądał jakby cierpiał, był tylko trochę oszołomiony. - Słyszy mnie pan? Widzi? - Tak, widzę pana. Kim pan jest? - Agent Dane Carver, FBI. Staruszek bardzo powoli uniósł drżącą, bardzo żylastą rękę i zasalutował. Dane był urzeczony i też zasalutował. Potem delikatnie objął starszego pana ramieniem i powoli go podniósł. - Spadł pan z wózka? - Nie, agencie Carver - odpowiedział rozkojarzonym głosem, niemal szeptem. - Znowu tutaj był i powiedziałem mu, że dłużej nie będę milczeć i uderzył mnie. - Kto, kapitanie? Kto pana uderzył? - Mój syn. - Zaraz, zaraz! Co tu się właściwie stało? wykrzyknęła pielęgniarka, stając w progu, po czym uklękła obok kapitana DeLoacha, zmierzyła mu tętno i ujęła w dłonie jego bladą twarz. - Kapitanie, to ja, Carla. Spadł pan z wózka, tak? Staruszek jęknął. - No dobrze, a teraz wytrę krew z pana twarzy i obejrzę ranę. Musi pan bardziej uważać, wie pan o tym. Jeżeli chce pan pojezdzić po pokoju, proszę wezwać kogoś z nas, by pana poprowadził. Możemy nawet zorganizować wyścigi, jeżeli pan sobie tego życzy. Teraz proszę przez chwilę się nie ruszać, kapitanie, opatrzę pana. Oczy kapitana DeLoacha były zamknięte. Dane nie był w stanie go obudzić. Jego syn? Weldon DeLoach uderzył własnego ojca i zepchnął go z wózka? Ale przecież Velvet powiedziała, że Weldona nie było tutaj przez ostatni tydzień. Powiedziała też, że staruszek zwykle nie pamięta nawet własnego imienia. Dane trzymał go za rękę, aż Carla wróciła do pokoju. Sanitariusz, postawny Filipińczyk, podniósł go i położył na łóżku. Staruszek wyglądał jak worek starych kości ledwo trzymających się razem, a jego blade, żylaste ciało, obleczone było w jasnoniebieską flanelową koszulę i obszerne spodnie. Na stopach miał grube skarpety i tylko jeden kapeć. Drugi leżał obok telewizora. Sanitariusz położył go na plecach, delikatnie prostując stare kończyny. - Z tego, co mówiła Velvet, jesteście agentami FBI - powiedziała pielęgniarka Carla, nie patrząc na żadne z nich. - Czy mogę się dowiedzieć, co tu się dzieje? Czego właściwie chcecie od kapitana DeLoacha? - Podeszliśmy do drzwi, usłyszeliśmy jęki, natychmiast otworzyliśmy i weszliśmy do środka. Kapitan DeLoach leżał na podłodze, tak jak pani widziała - wyjaśnił Dane. - Zawsze spada z wózka, przewracając go - powiedziała pielęgniarka. - Ale dotąd nie zrobił sobie krzywdy. Paskudnie rozciął sobie głowę, ale na szczęście nie trzeba zszywać. Mam nadzieję, ze nie ma wstrząsu mózgu. To mogłoby doprowadzić do pogorszenia jego stanu. Dane i Nick przyglądali się, jak siostra Carla przemywa ranę, potem smaruje ją maścią i bandażuje. Nick dotknęła swojej głowy z opatrunkiem przykrywającym draśnięcie od kuli i nasunęła na nią włosy. - Kapitanie DeLoach, słyszy mnie pan? Proszę otworzyć oczy - mówiła Carla. Staruszek nie odpowiadał, tylko leżał, od czasu do czasu pomrukując. - Rozmawiał ze mną - powiedział Dane. - Był całkiem przytomny. Mówił, że ktoś go uderzył. Czy to możliwe, że ta rana nie jest od upadku? Carla odchrząknęła. - To mało prawdopodobne. Odwiedzał go tylko jego syn, a był tu ostatnio w ubiegłym tygodniu. Weldon działa jak w zegarku, przyjeżdża przynajmniej raz na dwa tygodnie. - Spojrzała na Dane'a. - Mówi pan, że był przytomny? Jak to możliwe? Od wielu dni nie ma z nim kontaktu. - Tak było. Proszę mi na chwilę wybaczyć, pójdę się rozejrzeć. - Jak pan chce - powiedziała Carla. Spojrzała na Nick. - Pani też słyszała, jak mówił? - Nie. Kiedy zobaczyłam, że leży na podłodze i krwawi, pobiegłam po panią. - To bardzo interesujące. Kapitanie DeLoach? Proszę otworzyć oczy. - Lekko poklepała go po obu policzkach. Otworzył oczy, zaczął mrugać powiekami. - Czy coś pana boli? Znowu jęknął i zamknął oczy. Carla westchnęła. - Ciężko sobie z nim poradzić, kiedy jest nieprzytomny. Co pani robi? - Oglądam wózek. Jest bardzo solidny. Jak kapitan zdołał go przewrócić? Jest dość ciężki - stwierdziła Nick. - Dobre pytanie, ale wcześniej już to robił. Właściwie nikt nigdy nie widział go, jak się przewraca, znajdujemy go dopiero pózniej. Już jest dobrze, opatrzyłam ranę. Kiedy przyjdzie lekarz, poproszę, żeby ją obejrzał. Teraz dam mu coś na uspokojenie, żeby odpoczął. - Wydaje się całkiem spokojny - powiedziała Nick, przysuwając się bliżej, by przyjrzeć się bladej twarzy staruszka. Carla skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała podejrzliwie na Nick. - Nic pani o nim nie wie, więc pani opinia się nie liczy. Proszę mi powiedzieć, po co dwoje agentów federalnych chce spotkać się z kapitanem DeLoachem. - Przykro mi - odpowiedziała Nick. - Wie już pani tyle, ile trzeba. Siostra Carla głośno odchrząknęła, położyła dłoń na czole kapitana DeLoacha, pokiwała głową, po czym, wyciągnąwszy z kieszeni niewielki notatnik, coś w nim zapisała. Nie powiedziała nic więcej. Nick chciała, żeby Dane już wrócił. Wiedziała, że poszedł sprawdzić, czy intruz zostawił jakieś ślady, czy Weldon DeLoach tu był. Dziesięć minut pózniej byli w wielkim gabinecie dyrektora Latterleya z ogromnym oknem wychodzącym na jezioro Niedzwiedzie. Dopiero przyszedł, był lekko zasapany. - Czy widział pan ostatnio Weldona DeLoacha, panie Latterley? - Nie. Wiem, że był tutaj jakiś tydzień temu, ale ja go nie widziałem. To człowiek godny zaufania, na pewno wszyscy tutaj tak panu powiedzieli. Przyjeżdża do ojca raz na kilka tygodni, upewnia się, że niczego mu nie brakuje. Czasami bywa częściej. Dane pochylił się do dyrektora. - A może widział pan tu ostatnio kogoś obcego? Chodzi mi o dzisiejszy dzień? Pan Latterley pokręcił głową. - Dziś przez większość dnia byłem w mieście, proszę zapytać kogoś z obsługi. Coś panu powiem, agencie Carver, po co ktoś miałby tu przyjeżdżać? Czasami latem trafi tu jakiś zbłąkany turysta albo ktoś pomyli drogę, ale teraz? To raczej niemożliwe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|