Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Razem - przypomniał. To jej dodało sił. Otworzył drzwi. Wyszła na zewnątrz. Serce w niej zamarło. Chwyciła się ramienia Stevena. Spojrzała na niego oszołomiona. Dokoła był chaos. U stóp drzewa leżała połamana okiennica, zerwana widocznie z jednego z okien, może nawet z jakiegoś innego domu. W promieniach słońca przedzierającego się przez chmury połyskiwały jakieś niemożliwe do zidentyfikowania kawałki metalu, najwyraźniej części maszyn rolniczych. Kilka złamanych konarów zwisało z drzewa na kawałku łyka, inne leżały porozrzucane dookoła. Krzaki wzdłuż jednej ze ścian domu zostały wyrwane z korzeniami i ciśnięte we wszystkie strony. Dwa okna, oprócz okienka od piwnicy, były rozbite. Jakieś szczątki i brud przywarły do białych ścian domu, nadając mu nieporządny wygląd. Z błota wystawał dziecinny trójkołowy rowerek, którego nigdy przedtem nie widziała. Lara zobaczyła Logana. Zbliżał się do niej w pośpiechu. Spostrzegłszy owiniętą głowę zaniepokoił się. - Nic się pani nie stało, panno Danvers? - Nie. A co z ludźmi? - Okey. Przywieźliśmy do stodoły, co się dało, zanim przyszło najgorsze. Posłałem ich do domu, żeby zobaczyli, co z rodzinami. Jak wrócą, to posprzątamy. - A co z krowami i końmi? - Lepiej niż z niektórymi ludźmi - powiedział, uśmiechając się krzywo. - Konie się trochę zdenerwowały, niektóre stawały dęba w boksach. Bassie ma zadrapanie na zadzie od uderzenia w ścianę stajni, ale to jedyna rana, o ile się mogłem zorientować. Jest pani gotowa się przejść i rzucić okiem? Spojrzała na Stevena. Ścisnął mocniej jej dłoń. Uśmiechnęła się do Logana pogodnie, zdecydowana nie przejmować' się, cokolwiek los jej przyniósł. - Tak. Jestem jak najbardziej gotowa. - No to chodźmy. Osiodłałem konie. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, Logan - wtrącił się Steven. - Z jej zranioną głową? - Oczywiście, że nie. Wezmę w takim razie furgonetkę· - Furgonetką nie zajedziemy daleko - zauważyła Lara. - Zbyt wiele drzew jest powalonych. - Ale ... - Nic mi nie będzie, Stevenie. Jeśli mnie rozboli głowa, to obiecuję ci, że wrócimy. Nie wyglądał na zadowolonego, ale poddał się. Zaczęli od pola północno-zachodniego, które Steven widział po drodze. Lara ledwie powstrzymała okrzyk przerażenia, kiedy zobaczyła, jak niewiele pięknej, zdrowej kukurydzy jeszcze stało. Błotnistą ziemię pokrywała plątanina pokręconych zielonych badyli. Tylko kilka rzędów na końcu pola nie ucierpiało. Jechali dalej. Gdy manewrowali końmi między rozrzuconymi szczątkami i zerwanymi przewodami, Lara poczuła, że ogarnia ją zwątpienie. To wyglądało o wiele gorzej, niż przypuszczała. Wszystkie pola były zniszczone, z wyjątkiem, o ironio, właśnie tego, z którego zebrali. Zobaczywszy to, omal się nie rozpłakała. To był najokrutniejszy z huraganów. - Czy COŚ z tego da się uratować? - z ciężkim sercem zapytała Logana, bez żadnej nadziei. Zsunął kapelusz na tył głowy i spoglądał na nią ze współczuciem. - Trudno powiedzieć, panno Danvers. Możliwe, że trochę kukurydzy dałoby się z powrotem wsadzić do ziemi, jeśli korzenie są nie uszkodzone. Ale kto wie, czy się przyjmie. Trochę z tego nada się na paszę. Kiedy ludzie wrócą, zrobimy, co się da. - Dziękuję, Logan. - Wciągnęła głęboko powietrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|