image Strona Główna       image SKFAB00GBB       image ceelt smp       image Artykul1       image ArmyBeasts       image 2006 nov p3       

Odnośniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzenie. Przedmiotem, który przykuł do siebie wzrok Marty, było szerokie i
wysokie okno z bogatą wystawą jednej z najzasobniejszych księgami miasta.
Na widok kilkudziesięciu tomów, których różnobarwne okładki mieściły się
za przezroczystymi szybami, młoda kobieta doświadczyła trzech różnych
uczuć, a były nimi: wspomnienia, tęsknota i nadzieja. Przypomniała sobie
owe dni szczęśliwe, w których wsparta na ramieniu młodego i wykształcone-
go męża przybywała nieraz w to miejsce. Stęskniona do wyższych uciech
umysłowych, których od czasu do czasu kosztowała niegdyś, których od
dawna pozbawioną była najzupełniej, a które na ciemnym tle obecnego jej
życia zaświeciły przed nią niewymownym czarem, zobaczyła na koniec parę
imion kobiecych wydrukowanych poniżej tytułów książek. Z imion tych jedno
należało do osoby, którą znała kiedyś, w której nikt nie podejrzewał talentu
póty, póki nie objawiła go, a i to ze stopniowym, bardzo powoli wzrastającym
powodzeniem. A jednak teraz imię jej figurowało zaszczytnie pomiędzy wielu
głośnymi, świetnymi imionami krajowych pisarzy, teraz kobieta ta, o której
Marta wiedziała, że była samotną jak ona i jak ona ubogą, posiadała miejsce
pod słońcem, szacunek ludzki i własny...
112
 Kto wie?  drżącymi usty szepnęła kobieta i blada twarz jej zapłonęła
rumieńcem śród czarnych fałd wełnianych, które obejmowały ją posępną
ramą.
Postąpiła parę kroków i stanęła przed drzwiami księgarni.
Zapuściła wzrok za szyby i zobaczyła w głębi wielkiej sali jej właściciela.
Była to twarz dobrze jej niegdyś znana, często w dniach pomyślności przez
nią widywana, myśląca, uczciwa i łagodna...
U drzwi oszklonych zadzwięczał dzwonek, Marta weszła do księgarni. Za-
trzymała się chwilę w bliskości progu i bystre, niespokojne nieco spojrzenie
rzuciła wokoło. Obawiała się zapewne znalezć w księgarni kupujące osoby,
wobec których nie mogłaby wypowiedzieć tego, z czym przychodziła.
Księgarz sam jeden stał za kontuarem, zajęty kreśleniem rachunków w
wielkiej księdze na małym podniesieniu roztwartej. Przy otworzeniu się drzwi
podniósł głowę i na widok wchodzącej kobiety przybrał postawę na wpół wi-
tającą, na wpół oczekującą. Marta postąpiła zwolna i stanęła przed człowie-
kiem, który widocznie oczekiwał pierwszego od niej słowa.
Przez parę sekund powieki jej pozostały spuszczonymi i blade wargi drżały
lekko. Szybko jednak podniosła na twarz księgarza wzrok, w którym skupiły
się w tej chwili wszystkie władze woli i cała przytomność jej umysłu.
 Pan mię nie poznajesz?  rzekła głosem cichym, lecz pewnym.
Od samego już jej wejścia księgarz przypatrywał się jej z wielką baczno-
ścią.
 W istocie!  zawołał  wszakże to panią Zwicką mam przyjemność wi-
dzieć! Zdawało mi się od razu, że panią poznaję, ale... nie byłem pewny.
Mówiąc to szybkim spojrzeniem orzucił ubogie ubranie młodej kobiety.
 Co pani rozkaże?  wymówił uprzejmie i z lekkim odcieniem smutku w
głosie.
Marta milczała chwilę. Twarz jej była bardzo blada, a wzrok głęboki i nie-
ruchomy, gdy mówić zaczęła:
 Przyszłam do pana z prośbą, która wyda się mu zapewne szczególną,
dziwną...
Głos jej urwał się nagle. Podniosła obie dłonie i powiodła nimi po bladym
czole. Księgarz szybko wyszedł zza kontuaru i przysunął ku młodej kobiecie
aksamitem wybity taboret, po czym wrócił na uprzednie swe miejsce.
Wydawał się zasmuconym, a więcej jeszcze zmieszanym.
 Chciej pani usiąść  rzekł.  Słucham panią z uwagą...
Marta nie usiadła. Splecione dłonie oparła na kontuarze i patrzała znowu
w twarz stojącego przed nią człowieka głębokim, lecz coraz jaśniejszym wzro-
kiem.
 Prośba, z którą przyszłam, jest w istocie szczególną, dziwną  mówiła 
ale... przypomniałam sobie, że zostawałeś pan kiedyś w przyjaznych stosun-
kach z mężem moim...
Księgarz skłonił się.
 Tak  przerwał  pan Zwicki pozostawił przyjazne i pełne szacunku
wspomnienie u wszystkich, którzy znali go bliżej.
 Przypomniałam sobie  ciągnęła Marta  że kilka razy przyjmowałam pa-
na w domu moim jako miłego gościa...
Księgarz skłonił się znowu z uszanowaniem.
113
 Wiem o tym, ze jesteś pan nie tylko księgarzem, ale i wydawcą... że za-
tem...
Głos jej słabł i cichł stopniowo, umilkła na chwilę. Nagle podniosła znowu
głowę, splecione dłonie wyciągnęła nieco przed siebie i odetchnęła głęboko
parę razy.
 Daj mi pan pracę jaką... wskaż drogę... naucz mię, co mam czynić!...
Księgarz wydawał się w istocie nieco zdziwionym. Patrzał przez chwilę na
stojącą przed nim kobietę wzrokiem uważnym, niemal badawczym. Ale pięk-
na i młoda twarz Marty nie przedstawiała bynajmniej trudnej do odczytania
zagadki. Bieda, niepokój, daremne pragnienia i gorące błaganie zakreśliły ją
bardzo czytelnymi znakami. Rozumne, siwe oczy księgarza, badawczo zrazu,
a nawet nieco surowo patrzące spod szlachetnego czoła, miękły zwolna, aż w
smutnym zamyśleniu okryły się powiekami. Przez chwilę pomiędzy dwojgiem
tych ludzi panowało milczenie. Księgarz przerwał je pierwszy.
 A więc  rzekł z lekkim wahaniem w głosie  pan Zwicki umierając nie
zostawił po sobie żadnego majątku?
 %7ładnego!  z cicha odpowiedziała Marta.
 Mieliście państwo dziecię.
 Mam małą córkę.
 I żadnego dotąd zajęcia znalezć pani dla siebie nie mogłaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl