Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za szyję i jednym strasznym uderzeniem pozbawił ją głowy. Z drugą było gorzej, jakby czuła, co ją czeka. Zanim jednak Mike zdążył coś powiedzieć, było po wszystkim. - No i nie szkoda twojego sprzątania? - spytał dziadek. Nie włożył sztucznych zębów i wargi mu się zapadały, lecz Mike ucieszył się, że dziadek się uśmiecha. Zawsze lubił postawić na swoim. - Nic nie szkodzi -odparł. Zanieśli zabite gęsi do szopy. Wnętrze było małe i nie miało okna tylko otwór w ścianie. Wyglądało jak królestwo starego trapera. Na ścianach wisiały pozbawione futra piżmaki. Mike'owi te małe zwierzątka przypominały latające wiewiórki. Mike włączył generator i maszyna do wyrywania piór zaczęła pracę. Tymczasem dziadek włożył wysokie gumiaki. Obaj mieli też rękawiczki na rękach. Starszy pan pracował tak szybko, że Mike z trudem za nim nadążał. Maszyna działała niczym magiczne palce, wyrywając końce piór ze skóry gęsi. Pózniej dawały się łatwo wyciągnąć ręcznie. Gotowe pióra Mike wrzucał przez mały otwór do drugiego 71 pomieszczenia. Najlepszy puch pochodził z piersi gęsi i Mike starał się dokładnie je oskubać, uważając przy tym, by ich nie zabrudzić. Usłyszał, jak dziadek klnie pod nosem. To zbliżający się przyjazd matki był powodem jego rozdrażnienia. - Ta gęś ma mnóstwo puchu, dziadku! -zawołał Mike. - Tak. - Będzie więcej kołder dla mamy. - Tak. - Już pewnie jest w drodze. Niedługo tu będzie. - Dziwne, że w ogóle zdecydowała się przyjechać -burknął dziadek. - Ale przyjeżdża. - O której ma tu być? - Przed zmrokiem. Tyle tylko powiedziała. - Zawsze taka była -mruknął. - Nigdy nie można było na niej polegać. Coś obiecywała, a potem zapominała, bo coś innego zaprzątało jej myśli. Mike zawahał się, nie chcąc być nieuprzejmym, lecz nie podzielał opinii dziadka. - Jeśli mama powiedziała, że przyjeżdża, to przyjedzie. I to się liczy -powiedział w końcu tonem obrony. Zazwyczaj to on pierwszy atakował matkę. - Wiele rzeczy liczy się na świecie, Mike -odparł dziadek, zabierając się do patroszenia gęsi. - Możliwe. - Po śmierci twojej babki nie mogła się już doczekać, by stąd wyjechać. Mike nawet nie podniósł wzroku. Kiedy dziadek wspominał babcię, głos mu się łamał. Wystarczyło, że ciocia Bess zagrała na pianinie jedną z ulubionych piosenek Rose, a on już wychodził z pokoju. Często odwiedzał też grób żony. - Wszystko w porządku, dziadku? Starszy pan skinął głową. Zmarszczył brwi i głośno pociągnął nosem, jakby chciał ukryć fakt, że gardło ma ściśnięte. Mike nie bardzo wiedział, dlaczego poprosił matkę, by tu przyjechała. Od ósmej klasy ciągle się z nią kłócił. Ona i dziadek prowadzili wojnę 72 znacznie dłużej, jeszcze zanim się urodził. Przez wiele lat myślał, że to on jest przyczyną ich nieporozumień. Rodzice nie byli małżeństwem, a on był ich nieślubnym synem. Jego przyjście na świat wywołało skandal na wyspie i może dlatego matka nie rozmawiała z dziadkiem. Pózniej jednak zrozumiał, że to wszystko zaczęło się znacznie wcześniej, kiedy babcia zachorowała na raka. Spostrzegł, że dziadek patrzy na wiszące na ścianie piżmaki. - Zdejmij mi tamte dwa - polecił. Mike wykonał polecenie. - Musimy ją porządnie podkarmić -oznajmił dziadek. -Gulasz z piżmaków wzmocni jej ciało i przywróci zdrowie. - Ona jest zdrowa -powiedział z naciskiem Mike. Dziadek rzucił mu pytające spojrzenie. Zmiesznie zmarszczył brwi i wydął wargi. Opłukał sprawione ptaki, włożył je do drewnianej skrzynki i postawił przy drzwiach. Potem poszedł do drugiego pomieszczenia i wyniósł stamtąd plastikową torbę z puchem. - Ona jest zdrowa -powtórzył Mike, zaniepokojony milczeniem dziadka. - Tak ci powiedziała? - Tak. - To samo mówiła jej matka -mruknął starszy pan. - Ale... - zaczął Mike, patrząc z nadzieją w niebo. - Jesteś taki jak one - wybuchnął dziadek. - Wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Sęk w tym, że ludzie chorują i umierają. Czy życie na farmie nie nauczyło cię realizmu? - Jestem realistą -odpowiedział Mike. Starszy pan roześmiał się. - Właśnie że jestem. - Masz jeszcze długą drogę przed sobą. - Nie, ja... - Wolisz słuchać bajek, ot co - stwierdził gniewnie dziadek i ruszył do domu. Wyjął z kieszeni fajkę i omal nie złamał cybucha, usiłując ją zapalić. Mike został sam. Czuł, że marzną mu palce u stóp. Słońce zdążyło się już skryć za wysokie sosny. Ich ciemne sylwetki rzucały długie cienie na zatokę. Patrzył, jak dziadek wspina się stromą ścieżką, machając trzymanymi w ręku piżmakami. Dom był stary i 73 przygarbiony. Z krzywego komina sączyła się smużka dymu. - Hej! - zawołał Mike, lecz dziadek udał, że nie słyszy. Przyspieszył kroku, jakby skulił się w sobie, i potrząsnął głową. - Zabijanie gęsi przyprawia mnie o mdłości -powiedział Mike, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|