Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obładowany kosami, grabiami, łozową kołyską i torbami. - Pochwalony Jezus! - pozdrowiła kobieta, uśmiechając się z serdeczną życzliwością. - Na wieki! Witajcie, matko! - odparł Pantera. - Oczy wypatrzyłem, tak was wyglądam! Aąki czerwone, gotowe do cięcia, a was nie ma i nie ma. - Ale za to robotnica nam przybyła! - zawołała wesoło. Pantera zdjął kapelusz, ukłonił się nisko szerokim ruchem. - Panie ojcze, pani matko! Pięknie proszę o rękę tej panienki. - Z miłą chęcią. Bierzcie i trzymajcie! - zaśmiała się, podając mu dziecko. Pantera wziął je na ręce. - Witam cię, panno młoda, i biorę cię sobie za żonę. Wolno pocałować? Bardzo trafnie w matkę się udała. Oczki masz jak barwinek, a włoski ciemne. Na warkocze i ząbki jeszcze trzeba poczekać, widzę! Proszę panią do chaty, zaraz gniazdo jak dla wilgi uszykujemy! - Kiedy żona dała wam córkę, mnie wypada dać posag! - rzekł czarniawy zięć Odrowąża, zdejmując z ramion swój ładunek i podając misterny łozowy koszyk na sznurach, pierwotną kołyskę; W parę chwil instalacja nowo przybyłych została dokonana wedle corocznego porządku. Kobieta z dzieckiem zajęła alkierz, posłanie Odrowąża wyniesiono do sieni. Dla Cota i Szczepańskiego z synem wysłano obficie siana na górze i Szczepańska wnet objęła chatne rządy. Pantera bawił się dzieckiem, przekomarzał z matką i promieniał radością, że zbył żmudnego obowiązku po dziesięciu tylko dniach dyżuru. Udawało mu się tak co roku. Ruszyli też zaraz we trzech obejrzeć trawy i wrócili wszyscy razem, bo się wnet zhukali w puszczy. Coto wnet się z Jaśkiem zapoznał i zaczął napierać się kosy. - Jakże to! - nudził Rosomaka - on ma tylko trzynaście lat i kosi, a ja mam szesnasty. - Ho, ho, ja mam trzydzieści siedem i ledwiem się dziś ożenił. pojąłem waszą wnuczkę - ojcze. Zaraz, ledwiem ją poznał, to bałem się, że mnie %7łuraw ubiegnie! - śmiał się Pantera. - No i na teściową zdałeś swą robotę. - Ale za to wyręczę żonę w grabieniu. Coto, dostaniesz kosę, nie lamentuj, mam zapasową. A dogodzę ci przez wdzięczność, żeś mi doradził małżeństwo. pyszny wynalazek! Zaraz mi przybyło powagi! I na zadokumentowanie tej powagi dał susa w gąszcze, zabeczał jak kozioł i krzyknął: - Hej, Jasiek, Coto! kto goni Panterę? Chłopcy pognali. - On ich godzinę będzie wodził, a wreszcie gdzieś się przyczai, zmami, że i do wieczora będą szukali! - zaśmiał się Odrowąż. Jakoż, gdy przyszli do chaty, zastali Panterę z "żoną" na ręku i z Kubą na ramieniu. Trochę tylko był zdyszany. - Gdzie chłopcy? - spytał Rosomak. - Szukają Pantery po puszczy. Rosomak i %7łuraw powitali Szczepańską, ale Odrowąż nie dał długo gawędzić. - Póki jasno, narządzcie i poklepcie kosy. Jutro z rosą trzeba zaczynać! Wziął tedy każdy kowadełko, młotek, kosę bez rękojeści i rozpoczęło się staranne, delikatne kucie. - Hej! kwiaty, zioła, manny, kostrzewy, tomki wonne i kto was tam zliczy i nazwie! To wasza śmierć kosę ostrzy i zębi! - rzekł Rosomak jakby z żalem i z cicha, że go tylko druh %7łuraw słyszał. - Jedno dla drugiego żyje i ginie. Zostanie w ziemi korzeń, jak dusza! - odparł %7łuraw. Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń! - podzwaniały po stali młotki, jakby dawali sygnał roboczego boju, a Odrowąż, jak wódz, każdą kosę, niby klingę szabli, pod słońce obejrzał, za godną uznał lub sprawić jeszcze polecił, a dla Cota sam ostrze wyklepał, w rękojeść osadził. A właśnie i chłopcy nadbiegli zziajani, zamoczeni, w odzieży podartej, ale rozbawieni i śmiejący się, niosąc w triumfie kapelusz i chodak Pantery. - Tropiliśmy jak ogary, ale Pantera od ogarów śmiglejszy - wołał Coto. - Rzuciłem wam chodak i kapelusz i widziałem, jakeście lecieli z nosami u ziemi, a ja siedziałem na Proszalnej Babie, nisko nad ziemią, a potem zeskoczyłem i poszedłem do chaty. Z was - rekruci, myśliwi z torbą na śliwy! Odrowąż skinął na Cota i wyprowadził go na polanę. - Masz, dzieciuchu, kosę. Przypatrz się, jak osadzona. Tu oto ostrze założone na dzierżak, pierścieniem żelaznym i klinkiem umocowane. Czasami bywają okazje u nas, że się na sztorc oprawia, i wtedy kosiarze już się kosynierami zwą i koszą wraże łby. Narzędzie to tedy szanowne i nobilitowane, więc trzeba je szanować i utrzymać w takim ochędóstwie, jak żołnierze broń utrzymują, bo nie wiadomo, kiedy i na co będzie potrzebne. Rozumiesz? - Rozumiem, ojcze! - odparł Coto, mimo woli prostując się, jak szeregowiec przed wodzem. - To dobrze. Jak nauczysz się ciąć trawę, pokażę ci, jako się robi, gdy na sztorc założysz. Teraz tedy ujmij ot tak, stój prosto, ramionom daj rozmach i za każdym rzutem przy końcu zakosu prawą koniec ostrza nieco w górę poderwij. Ot tak! Nie kręć się cały jak wiatrak, ino w krzyżach, jak na śrubie się obracaj. No! próbuj! Coto stanął w pozycji, zaczął machać. - Niczego sobie. Pojmiesz! - zachęcał go stary. - Ramiona rozprężaj, nie garb się. Swobodnie, drobno zagarniaj, grzywy nie zostawiaj, podrywaj u końca. A jak czujesz, że tępieje, popraw menteszką. Ot tak! W takt, równo - możesz zagwizdać: "Ej ostre, ej ostre, ej ostre kosy nasze". - A jak na sztorc postawię, to będzie: "Bartoszu, Bartoszu, nie traćwa nadziei" - zaśpiewał Coto. Uśmiech wygładził bruzdy na licu Odrowąża. - Umiesz? Pewnie matka nauczyła? No to i chwała Bogu! Zdasz się do roboty. - "Bóg pobłogosławi, ojczyznę nam zbawi" - podchwycił Jasiek. - Panie! - rzekł Odrowąż do Rosomaka - może już oni doczekają sądu i wolni będą! - Może oni, może ich dzieci lub wnuki. Sprawiedliwość przyjdzie i sąd być musi - odparł poważnie Rosomak. Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń! wydzwaniała lita stal kos. Chłopaki zawzięcie słali pokosy. Ledwie ich zwołano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl
|